Rozdział 6

1.5K 71 4
                                    

Veronica

Obudziłam się wieczorem, a raczej nocą. Przetarłam oczy ręką i wstałam z... łóżka, w... bluzce chłopaka?! 

Szybko podbiegłam do drzwi i wybiegłam z pokoju. Zeszłam schodami w dół, gdzie nikogo nie zastałam. Pobiegłam nagle do łazienki, i zwymiotowałam. Może to przez ta dietę, którą zaczęłam.  Po chwili wyszłam z pomieszczenia i podeszłam do szafek, gdzie wyjęłam szklankę. Nalałam do niej wody i wzięłam łyka. Na stole zauważyłam moje klucze do domu. Wzięłam je, nałożyłam moje sportowe Nike i wyszłam z domu.


Saoudre

Obudziłem się wczesnym ranem. Kanapa w salonie jest tak niewygodna, że zaraz chyba złamie sobie kręgosłup. 

Podszedłem do wyspy kuchennej, gdzie zauważyłem pustą szklankę  po najpewniej wodzie. 

Pewnie Leonarde wczoraj się napił.

Wdrapałem się po schodach do swojego pokoju, gdzie nikogo nie zastałem. Sprawdziłem górną łazienkę - pusta. Pobiegłem na dół, do kolejnej łazienki, była obrzygana.

Zmarszczyłem brwi. Pobiegłem do pokoju Leo i otworzyłem z hukiem drzwi.

- Leo gdzie Parker?! - krzyknąłem biorąc z jego ciała kołdrę

- Nie wiem. Ostatnio widziałem ją, w pokoju, jak spała - przewrócił oczami, ale po chwili jak poparzony wstał szukając ubrań - Coś się stało?!

- Nie ma jej! Łazienka obrzygana, a na wyspie pusta szklanka!

- Annie mnie zabije! - krzyknął zakładając buty. Szybko wyszedł z domu zostawiając mnie samego. Normalka. 

Ciekawe gdzie ona jest

Zadzwoniłem do tej niebiesko-okiej z bordowymi oczami. Może odbierze.

- Halo? - usłyszałem głos z drugiej strony słuchawki

- Boże Vera gdzie ty jesteś?!

- W domu debilu. Właśnie przyjechał Leonarde, a Annie go opieprzyła - dziewczyna się zaśmiała, a ja uśmiechnąłem

- Dzisiaj sobota, idziesz na imprezę do Mike'a? Cała szkoła idzie.

- Nie cała - warknęła - trochę źle zerwałeś z Sarą. Obie zostajemy w domu - rozłączyła się, a ja westchnąłem. 

Jeszcze ją zaciągnę na imprezę Mike'a

Veronica

Leonarde ciągle mnie pytał, czy wszystko dobrze. Wszędzie był tłok. Rodzice płakali, siostra opieprzała Leo, a ja patrzyłam. No błagam. Nie było mnie z żadnym domu tylko przez cztery godziny.

- Dosyć! - krzyknęłam, a wszyscy popatrzyli na mnie - Nic mi nie jest! - warknęłam i wyszłam z domu rzucając na ochodnym "idę do Sary". Wyszłam z domu i po chwili byłam u przygnębionej przyjaciółki.

***

Już trzecią godzinę słuchałam, jak Sara się pomyliła. Gdybym jej powiedziała, że to przeze mnie, załamałaby się.

- No i wtedy ze mną zerwał. Ja nie wytrzymam, to jest straszne - ciągle płakała do poduszki. Nagle dostałam wiadomość


Od: Dupek zwany Saoudre

Za godzinę pod twoim domem, idziemy na imprezę. Zapomnij o Sarze. Jak cię nie zastam, nie licz na ślub naszego rodzeństwa


Westchnęłam czytając wiadomość. Chcę dobra dla Annie, a wiem, że to co mówi Saoudre jest prawdą.

- Sara... - dziewczyna popatrzyła na mnie smutno. Serce się kraja - Muszę iść... Na imprezę

- Aha - chamsko i oschle odpowiedziała - Wolisz iść na imprę, niż pocieszać przyjaciółkę.

- Smith mnie zmusił. Nasze rodzeństwo się żeni, i teraz mnie szantażuje.

- Rozumiem. Baw się dobrze - pożegnałyśmy się i wróciłam do domu

***

Poprawiłam lekko sukienkę, i pofalowałam lekko włosy, przez co wyglądałam jak modelka. 

Tak, jestem bardzo skromna.

Bardzo

Sukienka była do połowy ud, czarna, z koronką na górze. Do tego założyłam koturny, których nienawidzę, ale to jedyne ładne buty, które mam.

Wzięłam ze sobą torebkę z frędzelkami, i włożyłam do niej telefon, pęk kluczy, chusteczki (oczywiście mam wielki katar), no i powerbanka, bo pewnie po dwóch godzinach znowu mi się wyładuje komórka. 

Przeglądałam tumblra gdzie znalazłam kilka fajnych postów. Po przeczytaniu ich, wyłączyłam komórkę i wyszłam z domu, gdy usłyszałam trąbienie samochodu. Na podjeździe stał Saoudre oparty o auto. Miał na sobie biały top, ramoneskę, czarne jeansy i biało-czarne vansy. Na dodatek miał na oczach Ray Bany. Przecież jest noc. Idiota.

Podeszłam do niego i wyminęłam go, gdy ten się szczerzył jak mysz do sera. Usiadłam na miejscu pasażera.

- Jedziemy? - warknęłam .

- Nie, muszę się napatrzeć - patrzył na mnie wygłodniałym wzrokiem. Aha?

- Na co? Na mnie? - ten tylko kiwnął głową, a ja wybuchnęłam śmiechem. - Jedź już - chłopak znowu kiwnął głową i wyjechał z naszego małego parkingu.


Hejcia!

Wow! Dwa rozdziały w jeden dzień!

Simply Love 1&2&3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz