Rozdział 10

1.4K 78 5
                                    

Veronica

Zastanawiałam się jakieś dziesięć minut, jak ominąć rozmowę z Saoudre, która na pewno nas nie ominie. Może go spławie? Tak, to dobry pomysł. Ale i tak musimy zrobić ten referat. Albo... Wykorzystam jego słabą stronę.

Położyłam Maxa spać i wyszłam z pokoju brata. Zaraz po mnie przyszedł Smith, który był... Zmartwiony?

- Słuchaj, co ty mówiłaś? A raczej Max? - zadaje mi pytania jak pociski z karabinu. No masakrycznie szybko.

- Nie ważne. Mam dla ciebie propozycję. Ty grzecznie wrócisz do domu, a ja już zrobię ten referat.

- Nie ma mowy. Najpierw rozmowa, potem referat. Czy ty przeze mnie plakalas? Aż taka cienka jesteś? Nie znałem cię od tej strony - zaszkliły mi się oczy. Nienawidzę jak ktoś mówi, że jestem słabą lub tego typu. Taki był mój brat cioteczny. Mowil mi, jaka ja słaba. Kiedyś byłam naiwna i bezbronna. Teraz, chodzę na boks, staje się powoli bad girl, ale w środku nigdy się nie zmienie. Zawsze będą mi tymi kilkoma słowami ryć psychikę.

- Wypierdalaj z mojego domu złamasie, albo zadzwonię do Leo - warknęłam podając mu jego plecak.

- Czyli jednak - wywracam oczami ścierając łzę - Widziałem - powiedział z... Troską? Kurwa, co mu jest.

- Nie rozumiesz słowa Wypierdalaj?!

- Nie - zaśmiał się, a ja wzięłam do ręki telefon - Dobra, idę. Ale referat zrobimy razem, tak? - kiwnęłam przecząco głową i otworzyłam mu drzwi wyjściowe.

- Do niezobaczenia - warknęłam wypędzając go z domu. Zamknęłam drzwi na klucz i skuliłam się pod nimi. Schowałam twarz w kolanach i zaczęłam plakac.
Nawet nie wiem ile ja tak siedziałam pod drzwiami, ale jak usłyszałam lekkie pukanie drzwi zauważyłam, że jest późno

- Ver? - usłyszałam znajomy głos zza drzwi. - Kotku, otwórz. Rozmawiałem z Smithem. Dupek z niego. Otwórz. - błagam mnie.

- Odejdź Lorris. - warknęłam do mojego przyjaciela. Widziałam go kilka razy, ale oboje nie mieliśmy czasu ze sobą rozmawiać, choć brakuje mi tego. - Idź do swojego kochanego przyjaciela, Saoudre - Tak, Lorris to jeden z najlepszych przyjaciół Smitha.

- Rodziców nie będzie. Annie jest u Leo i rozmawia z Saoudre. Dobrze, że jej nie widziałaś. Chciała do ciebie pojechać, ale powiedziałem, że ja to zrobię. Otwórz kochana. Mam wino, twoje kochane ciasteczka i "Grę o Tron". - w końcu wstałam z posadzki i wstałam otwierając drzwi Lorrisowi. Popatrzył na mnie i mocno przytulił całując mnie w czoło. Jest o jakieś dwadzieścia centymetrów wyższy. Ugh...

- On zawsze to robił. Zawsze mnie urażał ale dziś przegiął. Uważa, że jestem słaba, ale to prawda - rozpłakałam się w koszulkę przyjaciela.

- Choć słońce, obejrzymy filmik, pojemy, popijemy, przytyjemy, ale będziemy razem - uśmiechnął się, na co zrobiłam to samo. Taki przyjaciel do skarb

Saoudre

- Ty dzieciaku! - już jakieś pół godziny Annie się na mnie wydzierała, bo wiedziała, że wiedziałem, że Ver ma słabą psychikę przez brata ciotecznego. Nie ma to jak nienawiść, wtedy się najwięcej dowiaduje o sobie.

- Koniec - do salonu przyszła matka. Kurwaaaaaaa. - Anna, Leonarde, zostawcie nas samych.

- Masz nieszczęście Saoudre. Ojczulka nie ma, nikt ci nie pomoże - warknął Leo i odszedł z narzeczoną na górę. Japierdole.

- Musisz wszystkich ranić?! Znasz Veronicę! Ona ma słabą psychikę.

- Mamo... - spuściłem głowę

- Nie mamuj mi tu - krzyknęła, a potem uderzyła mnie ręką w twarz.

- Lily - warczę przykładając swoją rękę na trochę obolałe miejsce. - Jesteś znowu pod wpływem gniewu.

- Obiecałeś kurwa, że już nie będziesz jej ranił! - znowu chciała mnie walnąć, ale ją powstrzymałem. Popatrzyła na mnie z furią.

- Mamo - powiedziałem cicho i ją przytuliłem. Zawsze jej to pomagało, jednak nie teraz .

- Nie masz gdzie mieszkać - warknęła i wyszła z salonu zostawiając mnie zdezorientowanego. Że co kurwa?!

Simply Love 1&2&3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz