Rozdział 7

1.4K 82 1
                                    

Wyszłam z samochodu chłopaka i poprawiłam dłonią sukienkę, która lekko się zgniotła.

W tle domu słychać było muzykę AC/DC, którą szczerze kocham. Ten zespół jest najlepszy na świecie.

- Będziesz tak stać, czy wreszcie ruszysz ten swój zgrabny tyłek? - usłyszałam głos, za sobą. Odwróciłam się i spojrzałam na Dylana. Pisnęłam i uwiesiłam mu się na szyję.

- Dylanek! Gdzie ty byłeś? Nie widziałam cię w szkole...

- Miałem sprawę w sądzie. No wiesz, rodzice. Dobra, nie ważne. Jak tam u ciebie? - spytał mnie, wchodząc ze mną do domu zostawiając Saoudre samego.

- A dobrze. To co, jak na każdej imprezie udajemy parę? - patrzyłam na jego rozbawione oczy. Już go mam.

- Oczywiście kotku - szepnął mi do ucha i pocałował w czoło. On tak zawsze. - Idę się schlać. Jestem autem, więc mnie zabierzesz do domu, okej?

- Yhym. Też chciałam się upić w cztery dupy, ale czego się nie robi dla "chłopaka" - zaśmialiśmy się.

-  Mieszkam dwie przecznice dalekie ciebie. Dasz radę dojechać?

- Oczywiście - uśmiechnęłam się i jakimś cudem znalazłam cole. Napełniłam napój do szklanki i po chwili wypiłam zawarta w niej ciecz.

***

Już cztery godziny tańczę, śpiewam i robię prawie wszystko. Niestety nie wszystko jest idealne.
Jakies 10 minut temu Saoudre i Michael zaczęli się bić, i nikt nic nie robi. A ja jako dobry aniołek poszłam im pomóc. Nie ma to jak nauka boksu.

- Kurwa chłopaki przestańcie! - wrzasnęłam, próbując ich rozdzielić, co słabo mi wychodzi. Dobra, jestem silna, ale sama na dwóch napakowanych chłopaków?

- Mike! Saoudre! - krzyczy Dylan i pomaga mi ich rozdzielić. Ci się szarpią, ale pomógł mi jeszcze jakiś Lary, w trzymaniu Smitha, więc sytuacja się opanowała.

- Był zakład Smith! Nie można tak po prostu go zerwać! - krzyknął Mike

- Mam to w dupie! Nie będę się bawić jej uczuciami! - wrzasnął Saoudre. Ciekawe o kogo chodzi.

- Parker nie jest tego warta, daunie! - Warknął spocony i pobity Michael.

Sytuacja wyglądała tragicznie. Mike miał zmasakrową twarz, i wszędzie miał siniaki. Za to Saoudre miał rozcięty łuk brwiowy, i z ust sączyła się krew. Czas coś zrobić.

- Dość! - wrzasnęłam, gdy ci znowu zaczęło się bić, bo wywali się z ucisku.  Jakimś cudem mnie posłuchali.  - Jedziemy skarbie - zwróciłam się do Dylana -  i zabieramy Smitha. - pociągnęłam Saoudre i wyszliśmy z imprezy.

- Puść mnie, Parker - pokręciłam  przecząco głową i usadziłam chłopaka  na tylnich siedzeniach. Weszłam na miejsce kierowcy i czekałam na mojego "chłopaka".

- Cześć kocie - pocałował mnie w policzek szatyn.

- Pierdolcie się - warknęłam włączając silnik, i wyjeżdżając z zatłoczonego podwórka. Puściłam muzykę najgłośniej jak się dało. Akurat leciała piosenka AC/DC więc z chęcią sluchala lekko nucąc.

- Ver...

- Zamknij ryja, bo jeszcze bardziej ci go zmasakruje - warknęłam ochle do Smitha. - Jak jeszcze raz ktoś przerwie ciszę, to go dosłownie zajebie.

***

W drodze powrotnej nikt już się nie odezwał. Pomogłam wyjść Dylanowi, i pojechałam z Saoudre do mojego domu. Lepiej żeby jego rodzice nie widzieli tak zmasakrowanego syna.

- Parker, dzięki...

- Wiesz Smith. Nie wierzyłam w demony i diabły, ale jak widzę ciebie, jakoś zaczęłam w nie wierzyć - warknęłam, a ten się głupio uśmiechnął. No diabeł wcielony.

- Gdzie mnie prowadzisz kochanienka? Nie chce być zgwałcony. - darł się Smith udając przestraszona dziewczynę. Dobrze że rodziców nie ma, a Annie jest na babskim wieczorze. A Max pewnie z rodzicami. Mam nadzieję.

Ah, nie powiedziałam kto to Max. To mały dwulatek, mój upierdliwy brat, którego bardzo kocham. Szczególnie za ten płacz (wyczujcie sarkazm)

- Mamo? - usłyszeliśmy głos zza drzwi, na samym końcu korytarza. Kurwa

- Brawo debilu - jeknelam idąc w stronę Maxa - Cześć maluszku - podeszłam do chłopca, i wyjęłam go z łóżeczka.

- Veraaaaa, jestem śpiacy, ale ktos mnie obudzil - słodko mówił, trochę niezrozumiale, ale słodko.

- Zaśpiewać ci na dobranoc? - chłopczyk pokiwał głową, a ja zaczęłam śpiewać

Saoudre

Podeszłem do pokoju jakiegoś chłopca, i wsłuchałem się w głos Very.

- Raz był książę o imieniu Max.
Był bardzo malutki, choć grubiutki
To jest o tobie, mój mały chłopczyku,
Żebyś poszedł słodko spać - choć te słowa się nie rymowaly, i tak pięknie je wyśpiewała. Jak ona to robi, to ja nie wiem - następnego dnia obudzisz się tu,
Pełen energii na następny dzień
I choć dzisiaj jesteś śpiący.
Jutro znowu będziesz ... - nie dokończyła, bo zobaczyła że maluch śpi. Słodki widok. Dziewczyna zaniosła go do łóżka, i jak się odwróciła, zobaczyła że stoję za nią.
Wyglądała, jakby chciała mnie zabić.

Będę miał przesrane.

Simply Love 1&2&3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz