- Musimy zerwać...
Co proszę?!
Nie wierzę... Ja kocham Andersona, a ten wyjeżdża z tekstem, że musimy zerwać. Jego powaliło do końca.
- Jesteś okropny. Nic ci nie zrobiłam! - krzyknęłam i dałam mu z liścia. Ten rozmasował obolałe miejsce i plunął tuż pod moje stopy. Wzdrygnęłam się i to mocno - Wynocha - Ten nic nie mówiąc udał się oknem na dół i tyle go widziałam.
***
- Wyjeżdżamy na wakacje rodzinne do Nowego Yorku. Nie będzie nas przez miesiąc, więc nie rozwal mi chałupy - pogroził mi ojciec zakładając buty.
- Mów o rzeczach realnych - zaśmiałam się patrząc jak mama nieudolnie próbuje zapiąć w foteliku nasze ukochane pociechy.
Tak... Nie dawno urodziło się moje rodzeństwo. Bliźniaki heh. Andrew i Maya. Oczywiście nie dało się namówić rodziców na imię Vanessa więc postanowiłam, ze kiedyś sama tak nazwę swoją córkę.
- Możesz robić imprezy ale wiedz, że co tydzień będzie przyjeżdżać babcia Angela - uśmiechnęłam się bo z babcią zawsze trzymałam sztabę i ona ani razu nie przyjedzie sprawdzać co u nas.
Kochana.
- Jessi jedzie z nami. A Poppy zostaje z tobą.
- Serio - wzdrygnęłam się myśląc o tym, że codziennie będę musiała wyprowadzać tego potwora na dwór.
Poppy to suczka, która jest córką słynnego Pimpka, który był u nas w rodzinie od osiemnastych urodzin mojej mamy. Nie poznałam go, bo zdechł gdy miałam rok. Nie pamiętam go, ale ze zdjęć wynika, że Veronica była do niego przywiązana.
- Suzanne słuchasz mnie? - spytała zirytowana mama, a ja się uśmiechnęłam nieśmiało głową pokazując, żeby kontynuowała. - Jedzie z nami cała nasza paczka więc dzieci moich przyjaciół zostaną z tobą - wytrzeszczyłam oczy myśląc, że się przesłyszałam - Patric będzie za chwilę, Katie i Luis będą jutro, a John za tydzień bo jest jeszcze z ciocią Lil i wujkiem Larrym na wakacjach. - skinęłam głową szczerząc się jak głupi do sera.
- Pamiętaj o tym, że mamy czujniki przeciwpożarowe w domu i jak zapalisz choć jednego papierosa wracamy - westchnęłam zgadzając się na słowa taty.
- Jeszcze pamiętaj o tym, że...
- Oh przestańcie i jedźcie już bo dostanę wkurwicy.
- Słownictwo - powiedzieli rodzice w tym samym momencie i wszyscy się zaśmialiśmy. Pożegnałam się z rodziną i postanowiłam poczekać, aż przyjedzie Patric.
- Hej - obok mnie pojawił się Ash, o którym przez dobre kilka dni kompletnie zapomniałam. Wzruszyłam ramionami oznajmiając, że nie chce gadać.
- SUZANNE! - krzyknęła sąsiadka z naprzeciwka, która była tak okropna, że nie da się tego opowiedzieć słowami.
- Słucham pani Rose.
Pani Rose to kobieta w podeszłym wieku o nienaturalnie kręconych, złotych włosach. Ma charakterystyczne zielone oczy, które każdy rozpozna.
- Dziecko drogie, gdzie pojechali twoi rodzice?
Mówiłam o tym, że to największa plotkara w całym Oregonie?
- Na wakacje, prze pani.
- A gdzie?
- Do Nowego Yorku - odpowiedziałam grzecznie patrząc, jak Ash prawie wybucha śmiechem.
- Ah skarbie pogadamy przy herbatce?
NIE
- Bardzo bym chciała, ale za chwilę przyjeżdżają moi znajomi i muszę ich jakoś zanudzić - Pani Choley pokręciła głową z dezaprobatą i weszła na swój ganek, a ja zobaczyłam w oddali czarnego nissana.
- Patric - uśmiechnęłam się widząc blondyna w samochodzie.
Kliknęłam na rozmowę grupową i powiedziałam słowa, które rozweselą każdego nastolatka.
- Wpadajcie na imprę.
Ratunku
Wena mi się skończyła xDDD
To znaczy mam jeszcze kilka rozdziałów w zanadrzu, ale rzadko wchodzę na komputer i nie mam jak publikować tego czegoś.
Wiem, że to robię coraz rzadziej wiec upominajcie się!
Postaram się częściej ale aktualnie jestem chora i niedługo jadę do szpitala na badania więc w następny tydzień na pewno nic nie wstawię. Może w weekend ale zobaczymy.
Trzymajcie się!
I jeszcze raz przepraszam.
Ps. Rozdział niesprawdzony - piszę na szybko
CZYTASZ
Simply Love 1&2&3
Teen FictionStara nazwa książki: Nic (chyba) z tego nie będzie *** Opis pierwszej i drugiej części Veronica chciała mieć spokojne życie z dala od problemów. Niestety przeprowadziła się do rodzinnego miasta, San Diego, gdzie musi stawić czoło z swoim wrogiem num...