Rozdział 29

989 47 5
                                    

W głównych bohaterach nowa postać!!!
----------------------

Weszliśmy z Codim do domu taty. Od razu przywitała nas Angelica.

- Witajcie słoneczka. - przywitała nas całusem w policzek - Wiesz Ver, czuje się zazdrosna. Masz szybciej dziecko ode mnie.- zaśmiała się, ale spoważniała, gdy zobaczyła, że mi nie do śmiechu -Co się stało?

- Nic. - warknęłam, ale wiedziałam, że z Angelą nie wygram, więc westchnęłam - Wyprowadzam się na chwilę

- CO?! - wrzasnęła - Vera nie wygłupiaj się. Nigdzie nie jedziesz.

- Angela, ja nie żartuje ani nie wygłupiam. Robię sobie małe wakacje od rzeczywistości. Na dwa miesiące. - Oczy Mojej mamy stały się duże jak piłki golfowe. - Na całe wakacje gdzieś wyjadę. Wybacz, ale muszę się spakować. Jadę sama z Codim i Pimpkiem.

- Jesteś pełnoletnia. - jęknęła.

- Za to cię kocham. Nie mów nikomu, jasne? - pogroziłam jej drewnianą łyżka, którą jej zabrałam.

- Dobrze szefowo! - zasalutowała mi, a po chwili wybuchnęłyśmy śmiechem. - Nikomu nie mówić?

- Nikomu.

- Okej, to ja zatrzymam Brandona i tatę i wszystkich innych, jak ty będziesz się pakować. Najlepiej zamknij się w pokoju. Powiem ci, kiedy będziesz mogła wyjść. A kiedy wyjeżdżasz?

- Jutro z samego świtu. Widziałam wracając do domu, że mogę zarezerwować lot na hawaje, jutro o piątej.

- Okej, to ja ci jutro powiem, kiedy możesz wyjść. Nie martw się, dam ci jedzenie.

- Boże, jesteś kochana. - przytuliłam mocno Angelę i poszłam na górę zacząć się pakować

Saoudre

- Gdzie Ver? - spytał Brandon, gdy weszliśmy do domu jej ojca. Pozwolił mi tylko ze względu, że nie miał czasu co ze mną zrobić. Fajnie... Przyszli z nami jeszcze Sara, Lorris i Dylan. - Angela, gdzie Vera.

- W pokoju. Płaczę i to przez was. - warknęła wymachując drewnianą łyżką w moją i Brandona stronę. - Macie zakaz do niej wchodzić. Nikt nie ma prawa wchodzić. - teraz wskazała na przyjaciół mojej ex.

- Ja na pewno mogę - do domu wszedł jej ojciec. Mega mnie znienawidził, ale pokochał chyba tego całego Brandona.

- Nie kochani. Nikt nie ma prawa do niej przychodzić. Tylko ja i Pimpek.

Ten pies jeszcze z nią jest?! No tak, minęło zaledwie kilka miesięcy,

- To przez was. - warknął na mnie i na chłopaka.

- Veronica nie jest wkurzona na Brandona. Tylko na Saoudre. - wytłumaczyła moja niedoszła teściowa.

- Wypierdalaj z tego domu gówniarzu. - warknął do mnie Brandon.

- Nie nazywaj mnie tak. Jestem młodszy tylko o dwa lata. - broniłem się.

- Więc ja to powiem. Nie chcemy cię tu widzieć, Smith. Wyjdź. - wkroczył do "akcji" ojciec Ver. Posłusznie opuściłem dom Parkerów. Kurwa...

***

Veronica

- Ciszej. - skarciłam Angelę, gdy ta się potknęła.

- Przepraszam. Dobra, to ostatnia. Dasz radę, czy zabrać cię na lotnisko?

- Jakbyś mogła. - uśmiechnęła się i zamknęła za nami drzwi do domu. Jest czerwiec, ale i tak rano o czwartej trzydzieści jest zimno.

- To widzimy się w sierpniu. - przytuliła mnie Angelica.

- Tsa... Pimpek! - zawołałam do mojego pupila, i po chwili się znalazł w specjalnej dla niego "klatce". Wzięłam Codiego na ręce i pożegnałam się ostatni raz z Angelą.

- A, Ver poczekaj! - krzyknęła za mną kobieta. Odwróciłam się do niej - Nie obiecuję, że nie wydam, że wyjechałaś. - nerwowo bawiła się palcami.

- Powiedz im, ale dopiero jak ci wyślę sms-a. Ok? - Kiwnęła głową, a ja poszłam przed siebie.

Saoudre

- Jak to zniknęła?! - darłem się do telefonu ubierając w pośpiechu buty. Szybko chwyciłem kurtkę i wyszedłem z domu.

- No nie ma! Przyjedź do ich domu. Trzeba wyjaśnić tą sprawę. - krzyknął Lorris, który sapał.

- Kurwa, kurwa, kurwa. A Pimpek jest?!

- Nie.

- A dziecko?

- Nope. No przyjeżdżaj!

- Już odpalam silnik. - rozłączyłem się i wyjechałem z domu z piskiem opon.

Po pięciu minutach podjechałem pod dom Ver. Od razu wparowałem do domu bez pukania. Sara płakała, Lorris ją pocieszał. Dylan rozmawiał z załamanym ojcem i Brandonem. A Angelica rozmawiała z Maxem. Chwila, co?! Czemu ona jest taka spokojna.

- No nareszcie! Widziałeś ją?- spytał mnie pan Parker.

- Angelica, czemu jesteś taka spokojna? - podszedłem do niej ignorując jej męża. Nagle dostała sms-a. Odetchnęła z ulgą i chrząknęła, żeby każdy się na niej skupił. Tak też było.

- Veronice nic nie jest.  - powiedziała nadzwyczaj spokojnie.

- Kurwa Angi, gdzie mój kotek?! - prawie krzyknął Brandon, a ja chciałem mu podciąć gardło, że tak nazwał Veronicę. Ale co ja mogę, przecież to już nie jest moja dziewczyna.

- Jest na... wakacjach - odparła, a ja kipiałem z złości - Miała dość tej szarej rzeczywistości. Chciała wyjechać żeby odciąć się od tego świata. I udało się jej za moją pomocą - uśmiechnęła się dumnie, a wszyscy oprócz mnie odetchnęli z ulgą. CO?!

- Na ile jej nie będzie? - spytał już mniej zdenerwowany Brandon.

- Dwa miesiące. Nie martwcie się. Jest z nią Pimpek i raczej nikt nie będzie zaczepiał dziewczyny z dzieckiem.

- Muszę się z nią skontaktować. - powiedział jej chłopak.

- Nie. Kurde, nic nie rozumiecie? Ona chcę się odciąć od tego świata. Poza tym - pokazała jej telefon - Prawie nic ze sobą nie wzięła. Jak będzie chciała, to do ciebie zadzwoni, bo zapisała na kartce numer mój, taty, Sary, Lorrisa, Dylana i Eda. Na prawdę nie macie się czego martwić.

Simply Love 1&2&3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz