Rozdział 26

1K 50 1
                                    

A w nich stał...

Dawid... O cholera

- G-gdzie ja jestem? - jęknęłam na ból, który poczułam w szczęce. 

- Przepraszamy za nie wygodę, ale trzeba jakoś zarabiać. - uśmiechnął się. Nagle w drzwiach stanął mężczyzna z małym słodkim chłopczykiem na rączkach. Mężczyzna miał czarne jak smoła włosy, brązowe oczy i był bardzo dobrze zbudowany. Ciacho. Chłopczyk był podobny do ojca i... Mnie. Miał czarne włosy po ojcu, ale oczy po mnie. Prawie identyczne.

- Zostaw nas samych. - usłyszałam głos mężczyzny. Miał lekką chrypkę. 

O Boże...

- Brandon? - nie byłam przekonana, czy to on, ale jak tak, to ja skaczę z szczęścia.

- Ver kochanie. - szybko zdjął z rąk chłopca i podszedł do mnie. Odwiązał sznury, które miałam na kostkach i nadgarstkach.

- Bran... - popłakałam się i wtuliłam w niego - Cz-czy to Cody?

- Tak, to twój synek - popatrzyłam na szatyna i się rozpłakałam. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam. On też to zrobił swoimi małymi rączkami. No przecież ma tylko roczek.

- Mama. - powiedział to piękne słowo i mocniej przytulił.

- Wody. - popatrzyłam na dwudziestolatka, a ten kiwnął głową i podał mi butelkę. Od razu wypiłam połowę. - A teraz, co ty do cholery tu robisz, co?! Urodziłam ci syna, a ty jak jakaś szmata mnie zostawiłeś zabierając go ze sobą. Powaliło cię do końca?! A teraz sobie wracasz, gdy ułożyłam sobie życie. Mam chłopaka, przyjaciół i...

- Chłopaka? To ja już nim nie jestem?

- Nie, Brandon. Byłeś moim chłopakiem ale uciekłeś jak jakaś pizda za przeproszeniem. - warknęłam mocniej przytulając synka. 

- Kotku, musiałem wyjechać. Mówiłem ci milion razy, że Cody będzie miał świetną opiekunkę.

- Słyszysz się?! Opiekunka nie zamieni matki! Zabieram go ze sobą, a ty się pieprz/ - wzięłam małego na ręce i wstałam.

- Tylko z tobą - uśmiechnął się, a ja niepewnie zrobiłam to samo. Za to go kiedyś kochałam. Za poczucie humoru. - Chodź, zawiozę Cię do domu. - objął mnie w tali i pocałował. 

- Tęskniłam za wami. Codiego miałam tylko dwa razy na rączkach, i tak nagle wyjechałeś.

- Nie dałabyś z nim rady. Za kilka dni kończysz szkołę, więc postanowiłem Ci oddać syneczka - uśmiechnęłam się i mocno przytuliłam moich mężczyzn. 

- Ver? Kto to jest? - usłyszałam za sobą głos Saoudre i zamarłam. Odwróciłam się i popatrzyłam na mojego chłopaka. Brandon nie był w ogóle zestresowany, więc po prostu o niego podszedł i uścisnął. 

- Cześć młody. Jestem Brandon. Zabieram moją dziewczynę do domu .

- Ja pierdole. Zacznie się - mruknęłam do siebie, a Cody bez żadnych problemów mnie przytulił. 

- DZIEWCZYNĘ?! TO MOJA DZIEWCZYNA! - warknął i chciał go uderzyć, ale ich powstrzymałam stając pomiędzy nimi z dzieckiem. Saoudre popatrzył na mnie przerażony. - Veronica, co to za dziecko?!

- Zabierz mnie do domu. - szepnęłam do Brandona czując, że płaczę. -  Proszę.

- Tak jest. Daj naszego synka - Kurwa, ja go zabiję. Jak nie fizycznie, to wzrokiem. Popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem, ale oddałam mu chłopca. 

- Przepraszam - powiedziałam do Smitha - Widocznie zawsze będziemy wrogami. - popatrzyłam na niego z smutkiem i się odwróciłam idąc przy Brandonie i synku, który był uśmiechnięty.


Saoudre

Co tu się do cholery stało?! Veronica ma syna?! Ma chłopaka, który zrobił jej dziecko, a ja nic nie wiedziałem?! Jaki ja byłem ślepy. Ja pierdole, ona ma syna. Z jakimś Brandonem, a nie ze mną. Pobiegłem do niej i złapałem za nadgarstek. Brandon akurat zapinał tego chłopca, więc ja odwróciłem ją w moją stronę i pocałowałem. Od razu mnie odepchnęła. Kurwa, nigdy tak nie robiła.

- Nie pozwalaj sobie, Smith. - powiedziała smutno i wsiadła do auta. Jaki ja jestem  głupi.

- Kocham Cię. Nie odchodź. - wyszeptałem, ale dziewczyna mnie nie usłyszała.


Postanowiłam, że jeszcze kilka rozdziałów i kończę 1 część. 

Simply Love 1&2&3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz