A w nich stał...
Dawid... O cholera
- G-gdzie ja jestem? - jęknęłam na ból, który poczułam w szczęce.
- Przepraszamy za nie wygodę, ale trzeba jakoś zarabiać. - uśmiechnął się. Nagle w drzwiach stanął mężczyzna z małym słodkim chłopczykiem na rączkach. Mężczyzna miał czarne jak smoła włosy, brązowe oczy i był bardzo dobrze zbudowany. Ciacho. Chłopczyk był podobny do ojca i... Mnie. Miał czarne włosy po ojcu, ale oczy po mnie. Prawie identyczne.
- Zostaw nas samych. - usłyszałam głos mężczyzny. Miał lekką chrypkę.
O Boże...
- Brandon? - nie byłam przekonana, czy to on, ale jak tak, to ja skaczę z szczęścia.
- Ver kochanie. - szybko zdjął z rąk chłopca i podszedł do mnie. Odwiązał sznury, które miałam na kostkach i nadgarstkach.
- Bran... - popłakałam się i wtuliłam w niego - Cz-czy to Cody?
- Tak, to twój synek - popatrzyłam na szatyna i się rozpłakałam. Podeszłam do niego i mocno przytuliłam. On też to zrobił swoimi małymi rączkami. No przecież ma tylko roczek.
- Mama. - powiedział to piękne słowo i mocniej przytulił.
- Wody. - popatrzyłam na dwudziestolatka, a ten kiwnął głową i podał mi butelkę. Od razu wypiłam połowę. - A teraz, co ty do cholery tu robisz, co?! Urodziłam ci syna, a ty jak jakaś szmata mnie zostawiłeś zabierając go ze sobą. Powaliło cię do końca?! A teraz sobie wracasz, gdy ułożyłam sobie życie. Mam chłopaka, przyjaciół i...
- Chłopaka? To ja już nim nie jestem?
- Nie, Brandon. Byłeś moim chłopakiem ale uciekłeś jak jakaś pizda za przeproszeniem. - warknęłam mocniej przytulając synka.
- Kotku, musiałem wyjechać. Mówiłem ci milion razy, że Cody będzie miał świetną opiekunkę.
- Słyszysz się?! Opiekunka nie zamieni matki! Zabieram go ze sobą, a ty się pieprz/ - wzięłam małego na ręce i wstałam.
- Tylko z tobą - uśmiechnął się, a ja niepewnie zrobiłam to samo. Za to go kiedyś kochałam. Za poczucie humoru. - Chodź, zawiozę Cię do domu. - objął mnie w tali i pocałował.
- Tęskniłam za wami. Codiego miałam tylko dwa razy na rączkach, i tak nagle wyjechałeś.
- Nie dałabyś z nim rady. Za kilka dni kończysz szkołę, więc postanowiłem Ci oddać syneczka - uśmiechnęłam się i mocno przytuliłam moich mężczyzn.
- Ver? Kto to jest? - usłyszałam za sobą głos Saoudre i zamarłam. Odwróciłam się i popatrzyłam na mojego chłopaka. Brandon nie był w ogóle zestresowany, więc po prostu o niego podszedł i uścisnął.
- Cześć młody. Jestem Brandon. Zabieram moją dziewczynę do domu .
- Ja pierdole. Zacznie się - mruknęłam do siebie, a Cody bez żadnych problemów mnie przytulił.
- DZIEWCZYNĘ?! TO MOJA DZIEWCZYNA! - warknął i chciał go uderzyć, ale ich powstrzymałam stając pomiędzy nimi z dzieckiem. Saoudre popatrzył na mnie przerażony. - Veronica, co to za dziecko?!
- Zabierz mnie do domu. - szepnęłam do Brandona czując, że płaczę. - Proszę.
- Tak jest. Daj naszego synka - Kurwa, ja go zabiję. Jak nie fizycznie, to wzrokiem. Popatrzyłam na niego morderczym wzrokiem, ale oddałam mu chłopca.
- Przepraszam - powiedziałam do Smitha - Widocznie zawsze będziemy wrogami. - popatrzyłam na niego z smutkiem i się odwróciłam idąc przy Brandonie i synku, który był uśmiechnięty.
Saoudre
Co tu się do cholery stało?! Veronica ma syna?! Ma chłopaka, który zrobił jej dziecko, a ja nic nie wiedziałem?! Jaki ja byłem ślepy. Ja pierdole, ona ma syna. Z jakimś Brandonem, a nie ze mną. Pobiegłem do niej i złapałem za nadgarstek. Brandon akurat zapinał tego chłopca, więc ja odwróciłem ją w moją stronę i pocałowałem. Od razu mnie odepchnęła. Kurwa, nigdy tak nie robiła.
- Nie pozwalaj sobie, Smith. - powiedziała smutno i wsiadła do auta. Jaki ja jestem głupi.
- Kocham Cię. Nie odchodź. - wyszeptałem, ale dziewczyna mnie nie usłyszała.
Postanowiłam, że jeszcze kilka rozdziałów i kończę 1 część.
CZYTASZ
Simply Love 1&2&3
Teen FictionStara nazwa książki: Nic (chyba) z tego nie będzie *** Opis pierwszej i drugiej części Veronica chciała mieć spokojne życie z dala od problemów. Niestety przeprowadziła się do rodzinnego miasta, San Diego, gdzie musi stawić czoło z swoim wrogiem num...