Rozdział 17 (maraton 3/3)

1.2K 71 2
                                    

Saoudre

Wyszedłem z domu trzaskając drzwiami przez co pewnie obudziłem matkę, ale nie interesuje mnie to teraz. Zaraz po mnie wyszedł Leo. Świetnie kurwa.

- Ty debilu. - pysknął brat - Zepsułeś taką piękną chwilę. Jeszcze trzy sekundy i bym wygrał.

- Co wygrał?

- Szczęście. Niestety biedny Saoudre tego nie rozumie - Zaśmiał się szyderczo Loenarde, a ja bez namysłu przywaliłem mu w nos. - Opanuj się gówniarzu.

- Weź zarywaj do kobiet w twoim wieku i Veronicę zostaw mnie.

- O w życiu smarkaczu. Ver jest moja - popchnął mnie na bruk, przez co syknąłem.

- Nie jestem rzeczą! - usłyszeliśmy za sobą głos Parker, a potem trzaśnięcie drzwiami i szybko bieg.

- Ty smarkaczu - warknął Smith. Czasami mi się wydaje, że on nie jest moim bratem.

***
Veronica

Od tygodnia omijam Smithów. Leo do mnie wydzwania czterdzieści razy dziennie. Dosłownie. Czasami więcej. Saoudre raz na jakiś czas ale też dość często. O całej sytuacji wie tylko Sara, która wyjechała sześć dni temu do San Francisco. Trochę jej zazdroszczę.

Dzisiaj wyjeżdżam z rodzicami w trasę z Edem Sheeranem. Wielka podjarka. Edek stał się moim kolegą, choć jest w mniej więcej wieku Leona. Gadaliśmy raz ze sobą, gdy rodzice mieli z nim wywiad do gazety "New Times". Moi rodzice są strasznie bogaci, poza tym, ciągle gdzieś lecimy za granicę. Teraz trasa będzie w Polsce z czego się niezmiernie cieszę. Polska to mój drugi dom. Znam ten język tak dobrze, że bez problemu rozmawiam z innymi Polakami o różnych tematach.

Zaczęłam pakować wszystkie graty, typu ubrania, gadżety i mój kochany notatnik z piosenkami Sheerana. Zawsze go niosę na dłuższe wyjazdy i sobie śpiewam. Cała ja.

- Veronica, masz dwie minuty - krzyknęła mama z dołu. Włożyłam słuchawki do torby podręcznej i podeszłam do toaletki, gdzie poprawiłam mój makijaż składający się z pomadki i maskary. Zeszłam na dół i ubrałam moje nowe białe kozaki. Dostałam je na urodziny od Sary. Trochę szkoda, że przyjaciółka wyjechała idealnie dzień przed moimi urodzinami ale nie mogę się tym zadręczać.

- Córciu, Max szuka swojego dinozaura. Widziałaś? - pokręciłam przecząco głową i wsiadłam do auta. Czekał tam już tata.

- Veronica, będziemy jechać jeszcze z jedną rodziną. - trochę się spiął ale jak zawsze to zignorowałam.

- Fajnie. Przynajmniej będzie śmiesznie przez ten tydzień.

- Smithowie - szepnął, a ja zakrztusiłam się powietrzem.

- Co?!

- Pan Sheeran miał kolegę który potrzebuje prawnika. Pan Smith się zgodził. Jedzie tam z nami Leon z Saoudre.

- Ja pierdole. - powiedziałam pod nosem i włożyłam moje słuchawki do uszów.

***

Zatrzymaliśmy się pod wielkim budynkiem. Weszliśmy do lotniska i zostawiliśmy już bagaże.

- O kurwa - usłyszałam za sobą ten znienawidzony głos. Oho, zaczyna się - Ver! Stęskniłem się - rzucił się na mnie Leonarde.

- Puść mnie - warknęłam i poprawiłam sukienkę zaraz po tym, jak mężczyzna uwolnił mnie od siebie.

- Nadal jesteś zła? - spytał Saoudre.

- Tak - syknęłam i podeszłam do rodziców.

- Proszę - odwrociłam się widząc, jak Leo trzyma białe róże, które kocham, a Saoudre trzyma w rękach otworzone pudełeczko, w której była bransoletka.

- Dzięki przystojniaku - uśmiechnęłam się sztucznie do Leona - Tobie też Dziękuję - wzięłam od Chłopaków rzeczy i podreptałam przed siebie Oczywiście musiałam na kogoś wpaść.

Saoudre

Dziewczyna wspadła na jakiegoś chłopaka w moim wieku. Wygląda na groźnego. Leonarde już chciał iść interpretować, ale go zatrzymałem.

- Idioto ja to załatwię. Trochę je dziwnie będzie wyglądało jak dwudziestopięciolatek podchodzi do osiemnastolatki, co? - ten jedynie kiwnął głową, a ja podszedłem do pary.
Będzie ciekawie.

Simply Love 1&2&3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz