Już tydzień siedziałam w szpitalu. Codziennie przychodził do mnie Mike oraz rodzice przez co poznałam ich lepiej. Często była też moja dawna paczka: Hick, Ashley i Marley. Ale ani razu nie przyszła moja najukochańsza Hinny, z którą znałam się od małego. A jej brat - Will? Czemu jego też nie ma.
Starłam samotną łez lecącą powoli po policzku i po chwili do sali wparowali szczęśliwi chłopacy wraz z Ashley i nieznaną mi dziewczyną.
- Hejka kotek! - uśmiechnął się Mike całując mnie w usta. Uśmiechnęłam się ale po chwili speszyłam zdając sobie sprawę, że pewnie każdy na mnie patrzył.
- Hej - popatrzyłam na ciemną brunetkę, której nigdy nie widziałam. Była niska i miała zielone oczy.
Ładne.
- Cześć! Jestem Mia, przyjaciółka Ashley i pomyślałyśmy żeby cię tu odwiedzić i zaprzyjaźnić się - no się rozgadała. Przyjemna osoba.
- Miło poznać, Suzanne - podałam jej rękę, którą ochoczo potrząsnęła swoją.
***
- Mam dość waszych kłamstw - warknęłam patrząc, że wszyscy nie chcą mi czegoś powiedzieć - Gdzie Will i Hinny!?
- Spokojnie Suz... Przez to prawie umarłaś - spuścił głowę Hick, a ja za chiny nie mogłam sobie przypomnieć o co chodzi.
- Może od tej lżejszej wiadomości... Will wyjechał do Londynu kształtować się na studiach w Oxfordzie. - kolejna łza poleciała po policzku - A Hinny nie żyje - popatrzyłam tępo na przyjaciół, a potem widziałam tylko ciemność.
***
Pov Ash
- Suka - plunąłem na moją matkę i wybiegłem z domu zabierając ze sobą sto dolarów.
Niech się pieprzą.
Wsiadłem na motor i wyjechałem z garażu. Jedyne kogo chce widzieć to Suzanne. Ona jedyna mnie zrozumie.
Co ty gadasz
Podświadomość mnie dobija.
***
Jaka ona spokojna. Leży na tym szpitalnym łóżku i pewnie myśli o tym co dzisiaj powiedział Mike.
Marley jako jedyny mówi mi o czym gadają z Suzanne i jak ona na to reaguje. Dzisiaj się dowiedziała, że Hinny umarła i zemdlała. Ah te kobiety.
Ale ta kobietę kocham. Suzanne to moja miłość i nie wiem co bym zrobił, gdybym ją stracił. Ona czuje do mnie tylko nienawiść ale to się zmieni. Na pewno...
Pov Suzanne
Od dwóch godzin Ashton stoi pod drzwiami i na mnie patrzy. Nie rozumiem czemu go nienawidziłam. Przecież to uprzejmy chłopak.
Do sali weszła pielęgniarka więc poprosiłam ją, by wszedł Sheeran. Po chwili rudzielec był obok mnie i intensywnie przyglądał.
- Cześć - odezwał się pierwszy, a ja już wiedziałam, że ma cudowny głos do śpiewania.
Co ja gadam omg
- Cześć - uśmiechnęłam się patrząc jakie ma mięśnie.
- Słyszałem, że za chwilę cię wypisują... Zabrać cię do domu? - spytał drapiąc się po karku.
- Um... Zadzwonię do mamy. Jak się zgodzi to z chęcią - kolega uśmiechnął się i podał telefon. Ja wybrałam numer Veronici i czekałam, aż odbierze.
- Słucham?
- Cześć mamo. Słuchaj, nie musisz po mnie przyjeżdżać, zabierze mnie Ash.
- Córcia... - mama westchnęła gdy zaczęłam ją błagać - Dobrze. Ale od razu masz być w domu. - Zgodziłam się i rozłączyłam, a Ash patrzył na mnie czekając na werdykt.
- Mama się zgodziła. Bierz moją torbę gentelmenie - zaśmialiśmy się i wyszliśmy z sali. Już po chwili siedziałam obok niego w jego samochodzie.
- A ty nie masz motoru? - spojrzałam na dość drogie auto, a potem na rudzielca.
- A no mam. Ale jakieś pół godziny temu zawróciłem do domu i wziąłem auto. - kiwnęłam głową i ułożyłam się wygodnie na skórzanym fotelu.
***
- Dziękuję za podwózkę.
Stałam przed drzwiami z torbą na ramieniu i czekałam na to, co zrobi Ash. Ten zmieszany uśmiechnął się podchodząc bliżej mnie.
- Polecam się - pocałował mnie w policzek i odwrócił się - Do zobaczenia - wsiadł do samochodu i pojechał, a ja zaśmiałam się i wparowałam do domu gdzie czekała na mnie mama, tata i siostra.
HEJKA!
Bardzo przepraszam, że tak długo nie było rozdziału ale jestem pochłonięta uczeniem się wiersza na konkurs i jakoś nie miałam czasu napisać.
Obiecuję poprawę!
:)
CZYTASZ
Simply Love 1&2&3
Novela JuvenilStara nazwa książki: Nic (chyba) z tego nie będzie *** Opis pierwszej i drugiej części Veronica chciała mieć spokojne życie z dala od problemów. Niestety przeprowadziła się do rodzinnego miasta, San Diego, gdzie musi stawić czoło z swoim wrogiem num...