Ciepło

3.7K 44 10
                                    

Nikodem siedział przy swoim biurku. Wycinał wielkie serce z pokolorowanej na czerwono kartki papieru.
- Napiszę tu swój numer telefonu - rzekł spoglądając na Marcela kulającego się z Misiem po podłodze. - Jak się zdecyduje to sama do mnie zadzwoni...
- Narysuj tam jeszcze statek kosmiczny, żeby wiedziała, że to od ciebie - rzekł Marcel.
- Nie mam już miejsca na kartce, a nie będę przecież od nowa kolorował całego serca...
Marcel wybuchnął śmiechem. Uniósł w górę swoją prawą rękę.
- Zobacz, co Misiu mi zrobił - rzekł. - Cały rękaw mam od śliny... Mogę sobie wytrzeć rękę w twoją poduszkę?
- Wytrzyj sobie w swój pusty mózg - rzekł Nikodem wkładając nożyczki do piórnika.
Marcel wstał z podłogi. Na palcach podszedł do brata, po czym potarł oślinioną rękę o twarz brata.
- W twój wytrę! - zawołał.
Nikodem broniąc się, spadł z krzesła. Misiu skoczył na niego. Zaczął lizać go po twarzy.
- Misiu! Nie! - zawołał Nikodem próbując podnieść się z podłogi. - Marcel, czubie! - dodał wycierając swoją twarz w rękaw od bluzy. - Co za debil...
Marcel podbiegł do drzwi. Uchylił je. Zagwizdał, czym przywołał do siebie czworonoga.
- Chodź, Misiu na dwór trochę - rzekł. - Niko, idziesz z nami?
- No, tylko się umyję - odparł podnosząc się z podłogi. - Marcel! Zobaczysz, że poszczuję cię Monsterkiem - dodał zdejmując przez głowę oślinioną bluzę z kapturem.
- Monsterkiem? - zaśmiał się. - Dobry jesteś, Niko friko!
Chłopcy zbiegli na dół po schodach. Marcel podszedł do mamy. Przytulił się do niej.
- Co kochanie? - odezwała się. - Jednak tęskniłeś trochę za mamą, co? - dodała przeczesując ręką jego włosy.
- Idziemy na dwór z Misiem - oznajmił chłopiec.
Wtem w salonie zjawił się Nikodem. Chłopiec napił się wody z butelki, po czym wyszedł na taras.
- Marcel, chodź! Tata auto myje. Może nas poleje! - zawołał.
Szymon zakręcił wodę.
- Właśnie skończyłem - rzekł spoglądając na syna. - Biegiem do domu! Nie chcę cię widzieć na dworze bez kurtki i czapki!
Jedenastolatek zrobił zeza, po czym pobiegł z powrotem do domu. Na rękach miał gęsią skórkę. Mimo to nie czuł chłodu.
Szybko się ubrał.
Chwilę później obaj z Marcelem wyszli na dwór. Szymon zwijał akurat wąż ogrodowy. Gdy to uczynił, wszedł na taras. Oparł się łokciami o balustradę. Patrzył na chłopaków rzucających Misiowi olbrzymią gałąź. Pies nosił ją w zębach. Nie chciał oddać.
W pewnym momencie Szymon poczuł dotyk Lusi na swoim ramieniu. Odwrócił głowę w jej stronę. Na jej twarzy malował się promienny uśmiech.
- Może pójdziemy z chłopakami na spacer, co? - odezwała się. - Stęskniłam się za wami bardzo...
- Pewnie... - odparł. - Tylko ręce umyję.
- A ja się ubiorę, bo zimno - szepnęła.
Szymon musnął ją ustami po policzku.
- Cieplej? - spytał.
Lusia uśmiechnęła się. Czule pocałowała męża w usta. Szymon zacisnął powieki. Pocałunek przyniósł mu nieopisaną rozkosz.
- Teraz cieplej - szepnęła chwilę po tym, jak oderwała swoje usta od ust męża.
Szymon otulił ją ramieniem.
- Chodź... - szepnął wprowadzając żonę do domu.

Ojczym od matematyki 6Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz