Rozdział 1

1.5K 92 8
                                        

Czarnowłosy chłopak stał na środku sali kongresowej, wsparty o mównicę. Był średniego wzrostu, na oko jakieś metr osiemdziesiąt góra. Szczupły, ale nie wychudzony. Pod grafitową koszulą rysowały się szerokie ramiona i wąska talia. Zgrabny tyłek i nogi opinały czarne spodnie. Jego włosy były czarne i roztrzepane. Niektóre z niesfornych kosmyków opadały na czoło, chociaż wszyscy widzieli, że włożył dużo pracy by je poskromić. Twarz była szczupła, ale z pełnymi, lekko różowymi policzkami. Oczy koloru szmaragdu zasłonięte były okrągłymi okularami. Pełne usta ściągnięte w skonsternowaną minę, dopełniały jego uroku. Na jego czole widniała blizna w kształcie błyskawicy. Chociaż był pełen determinacji, wyglądał na znużonego. Na dotąd nieskazitelnie delikatnej skórze na czole, pojawiła się pierwsza pozioma zmarszczka, wyrażająca niepewność. Zagryzł nerwowo dolną wargę,a potem po jego twarzy spłynęła drobna, ledwie dostrzegalna kropelka potu. Niecierpliwymi palcami przekładał kolejne kartki, wygłaszając swoje już drugie dzisiejszego dnia przemówienie. Miał zaledwie dwadzieścia jeden lat, a mimo tego w tamtym momencie wyglądał na o wiele starszego. Jednak najprawdopodobniej radził sobie świetnie, bo z ust pismaków padały coraz to kolejne pytania. Potter zdjął na chwilę okulary, żeby przetrzeć zmęczone od świateł oczy. Ale wtedy ktoś bezczelnie mignął mu aparatem przed nosem, a flesz oślepił go na urywane dwie sekundy. Chłopak zamrugał kilkakrotnie swoimi szmaragdowymi oczami i wtedy spostrzegł, że ktoś wsparty o filar na końcu sali uśmiecha się do niego złośliwie. Wciągnął gwałtownie powietrze, zdradzając swoje poddenerwowanie po raz pierwszy dzisiejszego dnia. Wszyscy to zauważyli i jak jeden obrócili się w kierunku, w którym patrzył. Niestety niczego nie zauważyli.

- Przepraszam państwa na moment - mruknął do mikrofonu, po czym odsunął się od mównicy. Omiótł spojrzeniem reporterów z różnych czarodziejskich tygodników, a potem zręcznie ich wyminął. Płynnie przedzierał się przez tłum, ignorując wścibskie pytania. Jeszcze tylko chwila i już znalazł się w miejscu, w którym do tej pory widział niepożądaną osobę. Wtedy ktoś brutalnie złapał go za przedramię. - Ty! - wyspał niezadowolony czarnowłosy, wciskając oskarżycielski palec w pierś osoby przed sobą. Przed nim stał nie kto inny jak Draco Malfoy. Był wysoki, wyższy od Harry'ego o kilka centymetrów, szczupły i smukły. Bardziej umięśniony od bohatera narodowego, jakoś mniej topornie. Bardziej atletycznie i miał wiele gracji. Ubrany był w idealnie wyprasowaną, błękitną koszulę oraz ciemne spodnie w kant. Czarny, dobrze skrojony płaszcz opływał jego smukłą sylwetkę, zgrabnie okrywając ramiona. Buty delikatnie połyskiwały w świetle przytłumionych lamp. W tym świetle, jego włosy prezentowały się na bardziej srebrzyste niż jego naturalny blond. W porównaniu do Pottera dbał o nie, przez co były zawsze idealnie ułożone i miękkie. Harry omiótł go spojrzeniem, po czym powrócił do twarzy i tu się skrzywił. Wprost nienawidził Malfoya za twarz. Blondyn miał mleczną karnację, w porównaniu do lekko opalonej czarnego. Cyjanowe oczy, wyrażające naturalny chłód jego charakteru, długa, szczupła twarz z zarysowanymi kośćmi policzkowymi, idealnie prosty, angielski nos. Wszystko to okrojone przez ten jego zarozumiały uśmiech wąskich, perfekcyjnie wykrojonych ust i długi, szpiczasty podbródek. O! Dokładnie ten uśmiech! Tak ten! Ten, który właśnie wpełzł na jego twarz. Za ten uśmiech Potter zawsze planował zabić Malfoya w Hogwarcie.  Ale niestety blondyn uchował się przez dwadzieścia jeden lat i teraz na nieszczęście Harry'ego stał przed nim.

- Potter - mruknął blondyn zjadliwie, trzymając nadal jego przedramię, jakby się bał, że mężczyzna zaraz ucieknie. Naturalnie przemknęło to przez chwilę przez jego głowę, jednak błyskawicznie wyprosił tę myśl.

- Malfoy - syknął cicho Harry, bojąc się, że zaraz ktoś ich wypatrzy i zrobi jakieś dziwne zdjęcie, a potem wszyscy będą huczeć o ich burzliwym romansie. Harry ostatnimi czasy miał dość plotek o jego życiu prywatnym. Bohater westchnął cicho, po czym skierował na jasnowłosego jak najbardziej wyrozumiałe spojrzenie, wyrywając rękę z jego uścisku. Blondyn wyprostował się chłodno, a następnie uśmiechnął sztucznie pod nosem, rozprostowując dyskretnie palce. - Co ty tu robisz? - ciągnął Potter, próbując opanować swoją złość. Nie wiedział czemu ten mężczyzna tak na niego wpływa. Było tak w czasach szkolnych i mimo już dawno zakończonej wojny, nadal nie potrafił opanować złości kiedy na niego patrzył. Draco Malfoy miał w sobie coś, co sprawiało, że Harry za każdym razem robił się wściekły.

- Interesuję się swoją sprawą - zirytował się blondyn. Czarny w odpowiedzi przewrócił tylko oczami. To wszystko zaczynało go strasznie męczyć. Od kilku dni źle spał, a samotność dawała mu się we znaki. Dodatkowo tak często dostawał sowy od Malfoya, że niemal codziennie widział go gdy otwierał oczy. Ku swojemu niezadowoleniu zaczął też śnić koszmary z blondynem w roli głównej. 

- Tłumaczyłem ci, załatwię to - uciął Harry, machając na blondyna jak na natrętną muchę. Już miał odejść, kiedy ten złapał go za poły koszuli i wepchnął do pomieszczenia za nimi. 

- To dotyczy również mnie! - warknął wściekle, nie zamierzając puścić bliznowatego. Potter prychnął lekceważąco, próbując się wyrwać. Znajdowali się w jakimś składziku z detergentami. Ledwo mieścili się na wysokość, a na szerokość tym bardziej. Gdyby nie stali tak blisko, na pewno mieli by spory problem, żeby być tu we dwoje. Zdecydowanie za blisko. - Obiecałeś, ty cholerny gnoju! - krzyknął Draco, któremu totalnie puściły nerwy. Przez jego twarz przemknął cień złości, ale również bezsilności. Potter naprawdę rozumiał sytuację mężczyzny, co nie znaczyło, że miał rzucić wszystko i zajmować się tym, o co go prosił. Właściwie, nadal rozważał, czy powinien spełnić jego prośbę.

- Do cholery, Malfoy! Mówię, że nad tym pracuję! - odgryzł się czarny, chcąc jak najszybciej zakończyć tą bezsensowną rozmowę. Tylko, że sfrustrowany blondyn nie zamierzał odpuścić. Potter obiecał mu kilkakrotnie, że złagodzi wyrok jego ojca. Bohater nie powinien rzucać słów na wiatr, bez tego jego ojciec umrze w Azkabanie! Skoro jest Bohaterem Narodowym, to powinien świecić przykładem. Właśnie z tą myślą Malfoy wyciągnął różdżkę. Harry uniósł ręce w obronnym geście, wycofując się o krok. Targany dziwnymi emocjami jasnowłosy uderzył w Harry'ego pierwszym podsuniętym mu przez mózg zaklęciem. 

- Levi Corpus! - krzyknął, niestety te odbiło się od czegoś dziwnego na piersi bliznowatego, a potem w całym składziku rozbłysło światło. Draco nie wiedział, dlaczego stracił panowanie nad sobą. Ale już po chwili poczuł mocne uderzenie pięścią prosto w jego nos. Zamroczyło go. Zatoczył się, a następnie pochylił do przodu, czując kapiącą z nosa krew. Odkąd Harry Potter został bohaterem, nawet jego cios był mocniejszy. Malfoy splunął krwią pod nogi. 

- Cholera, Potter... - jęknął...
 W tym momencie wspomnienie się rozmyło. Na fotelu tuż naprzeciwko biurka Albusa Dumbledore'a siedzieli dwaj chłopcy. Już nie mężczyźni jak we wspomnieniu, a szesnastoletni chłopcy. Obaj byli przerażeni i nadąsani jednocześnie. Draco Malfoy trzymał się za obolały nos, a Harry Potter był blady jak kreda. 

- Ciekawe... - mruknął mężczyzna siedzący na fotelu za biurkiem. Był to nie kto inny jak Albus.Martwy.Dumbledore. Kolejna postać, która we wspomnieniach chłopców powinna już nie żyć. Ale z jakiegoś dziwnego powodu, siedział przed nimi. I to zupełnie cieplutki, nie to co te wszystkie trupy. Na zmęczonej, pomarszczonej twarzy wypisaną miał fascynację. Błękitne oczy obserwowały ich zza połówek okularów. Gładził delikatnie palcami swoją długą brodę, cały czas się w nich wpatrując. Draco miał mieszane uczucia, patrząc na człowieka, którego prawdopodobnie w tym roku musiałby zabić w ich świecie. Jego pierścień błysnął w świetle lampy na czarnej dłoni. Harry skrzywił się lekko, wiedząc dokładnie czym był. Trucizna postępowała, ale mimo tego nic nie powiedział. Po chwili mężczyzna uniósł się z fotela i klasnął w dłonie. - Harry, wyjmij to co masz pod ubraniem - oświadczył dwuznacznie Dumbledore, wprowadzając lekkie zażenowanie między nastolatków. No jasne! Harry niemal zapomniał o zmieniaczu czasu. Powoli rozpiął guziki koszuli. Zdegustowany blondyn odwrócił wzrok od jego nagiej skóry, ale zerknął ukradkiem wbrew sobie, z czystej ciekawości oczywiście. Wtedy Potter wysunął zmieniacz czasu spomiędzy połów ubrania i położył go na dłoni. Nie dbając o ponownie zapinanie guzików, wbił spojrzenie w przedmiot. Malfoy nieznacznie odwrócił wzrok od jego sylwetki, chyba lekko się rumieniąc. Musiał przyznać, że Potter nadal wyglądał ciekawie, mimo, że był chudszy niż normalnie. - Tak jak myślałem, zmieniacz czasu - niemal po raz kolejny klasnął dłońmi staruszek. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Draco zmarszczył brwi nieświadomie, widząc entuzjazm Dumbledore'a. 

- Masz zmieniacz czasu?! - wrzasnął blondyn w odpowiedzi na nieuzasadniony entuzjazm dyrektora. Wtedy jak na zawołanie drobny przedmiot rozsypał się czarnowłosemu w dłoni. 

- Miałem zmieniacz czasu... - skrzywił się Potter.



Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz