Rozdział 28

520 50 3
                                    

Potter siedział jak na szpilkach, ciągle zerkając na nieprzyzwoicie jedzącego blondyna. Musiał przyznać, że wbrew temu co sądził o znienawidzonym Malfoyu, jego ruchy były płynne i eleganckie za razem. Opowiadał mu z ogromną dokładnością w jaki sposób dowiedział się tej niefortunnej prawdy o własnej rodzinie. Słowa Pottera przepełniała gorycz. Jednak nie zapomniał o rozwodzeniu się nad przysiadającym luźno na biurku Severusie. Malfoy właśnie kończył drugie danie, co jakiś czas mrucząc z uznaniem pod nosem.
- Właśnie tak dowiedziałem się, że należą do Zakonu... Bardzo mi przykro - zakończył czarny, odwracając wzrok. Wyglądał na zawstydzonego faktem, że jego rodzina przyczyniła się do śmierci Lucjusza w tym świecie. Potter czuł się winny, jakby to on sam do tego dopuścił. Draco nie podzielał jego myśli. Dłoń Malfoya bezceremonialnie spoczęła na udzie chłopaka, zaciskają mocno palce na jego spodniach. Potter wciągnął głośno powietrze, co nie uszło uwadze Hermiony. Dziewczyna spojrzała na nich z dezaprobatą, mrożąc wściekłym spojrzeniem.
- To wielka chluba mieć w rodzinie bohatera Potter, zapamiętaj to sobie - oświadczył chłodno, chociaż jego dłoń wyrażała zupełnie inne uczucia. Twarz wyrażała dystans do sytuacji, a dłoń... Drżała, chociaż Malfoy skrzętnie to ukrywał, poprzez uścisk na nodze czarnego. Harry nieświadomie uśmiechnął się nieśmiało, a następnie nakrył ją swoją dłonią.
- Wiem - powiedział z naciskiem, gładząc pod stołem delikatny wierzch skóry blondyna. Po twarzy Draco przeszedł cień bólu, który jak zwykle został doskonale zastąpiony zimną maską. Przebiegł wzrokiem na ułamek sekundy po ich dłoniach, a potem wysunął swoją niezauważalnie z uścisku Harry'ego. Potter kiwnął głową z aprobatą. 
- Obiecałem ci kolację - oświadczył nagle blondyn jakby bardziej rozluźniony.
- Nie trzeba, pójdę już do siebie - powiedział Potter lekceważąco, powoli wstając od stołu.
- Siedź - rzekł ostrzegawczo blondyn, chwytając go za przedramię i sadzając ponownie na ławce. - Nie chcę, żeby wszyscy pomyśleli, że Malfoyowie... - urwał nagle swój autorytarny ton arystokraty, jakby głęboko się nad czym zastanawiając. - ...że Gryffindor, nie umie przyjąć swoich gości - poprawił się, zmuszając do uśmiechu.
Potter doskonale widział, jak bardzo ten uśmiech jest sztuczny, jednak pokornie usiadł na swoim miejscu, ignorując wściekłe spojrzenie Rona.
- Słuchaj Malfoy, jestem zmęczony, chcę się położyć i... - Draco bezceremonialnie wepchnął Potterowi po raz kolejny tego wieczoru łyżkę do ust, zamykając je tym sposobem na krótką chwilę. Harry westchnął zirytowany. - Nie da się wszystkiego załatwić jedzeniem, Malfoy - warknął wściekle, kiedy blondyn zapychał usta czarnego coraz to kolejnymi elementami posiłku. Draco zmarszczył idealne brwi, a na jego czole wstąpiła charakterystyczna zmarszczka irytacji.
- Dbam o twoje chude ciało. W naszym świecie zdecydowanie wyglądasz... - w ostatniej chwili blondyn ugryzł się w język. Potter posłał mu pytające spojrzenie, ale postanowił tego nie komentować. Poza tym Draco ustąpił nagle i oddał sztućce we władanie czarnego. Harry obserwując chłopaka spod rzęs, patrzył jak ten pogrąża się w coraz większej zadumie, nic nie mówiąc. Po chwili Harry nie mógł znieść już tej krępującej ciszy i oskarżycielskich spojrzeń gryffonów. Wstał powoli i chciał właśnie odejść, gdy znowu poczuł uścisk na nadgarstku. Potter czuł narastającą frustrację. Miał już serdecznie dość tego, że Draco operował nim jak chciał. Spojrzał na twarz blondyna i zamarł ze strachu. Draco patrzył na niego ogromnymi, srebrnymi oczami. Jego usta były delikatnie uchylone od ciężkiego oddychania, a do spoconego czoła kleiły się blond kosmyki. Potter bezceremonialnie sięgnął do czoła chłopaka, odgarniając jego włosy i sprawdzając czy nie ma gorączki. Malfoy był rozpalony, chociaż jego skóra nadal była kredowo biała. Wyglądał, jakby miał kolejny atak histerii. Harry rzucił rozpaczliwe spojrzenie Hermionie, a ta z przerażeniem podniosła się z miejsca. Uścisk na ręce Pottera wzmocnił się. Draco Malfoy cierpiał, jak Potter mógł tego wcześniej nie zauważyć?! Był aurorem do cholery, powinien wcześniej zauważyć, że jest coś nie tak!
- Chyba ma kolejny napad - oświadczył słabo Potter, spoglądając na bladą ze strachu dziewczynę. Musiał zachować trzeźwość umysłu, żeby odsunąć podejrzenia. Złapał blondyna pod ramiona i dyskretnie wyciągnął od stołu. Hermiona kiwnęła mu głową, z desperacją patrząc na stół nauczycielski. Harry podciągnął spoconego Draco do pionu i objął go w pasie, żeby nie upadł. Nie do końca wiedział czy to on drżał ze strachu o życie chłopaka, czy to drgawki chłopaka przeszły na niego.
- Powinniśmy powiedzieć...
- Stop! Byłem aurorem Hermiono, moim zdaniem to nie wygląda zwyczajnie - syknął cicho Potter. Nie uszło to uwadze Weasleya, który właśnie ich mijał. Z zainteresowaniem przyjrzał się dwójce i wiszącym na Potterze Malfoyowi. Draco był już teraz zielony, a jego oddech równał się galopującemu koniowi. Hermiona spojrzała na Pottera spłoszona, jakby właśnie skarcił ją nauczyciel. Poniekąd była pełna podziwu dla trzeźwości umysłu Harry'ego. Oni byli dorośli, owszem, czasem zachowywali się jak gówniarze, ale w obliczu zagrożenia wszystko znikało. Twarz chłopców ściągał wtedy poważny wyraz i nagle wszystko stawało się jasne. Granger niecierpliwie pociągnęła Pottera za ramię w kierunku wyjścia.
- Co mu jest? - zapytał zaniepokojony rudzielec, dopadając Draco z drugiej strony. - Co mu do cholery zrobiłeś?! - krzyknął Weasley, próbując wyrwać Malfoya z rąk Pottera. Harry prychnął pod nosem.
- Ron... - upomniała rudego dziewczyna ostrzegawczo. Gdyby wzrok mógł zabijać, Hermiona byłaby teraz Meduzą albo kolejnym Bazyliszkiem.
- Panie Potter co to za...? - znikąd przed nimi pojawił się Snape, ściągając mocno swoje krucze brwi. Oczy zamigotały mu niebezpieczne, kiedy powiódł wzrokiem po słaniającym się Malfoyu, rozgorączkowanej Granger i wściekłym Ronaldzie. Ostatnie spojrzenie wbił w Pottera. Harry miał wrażenie, że Nietoperz zacisnął zęby zdradzając emocje. Kiwnął mu głową, sugerując by szedł za nim. Harry przerzucił sobie ramię Draco przez barki i oparł go mocno o swoje biodro, ciągnąc za Severusem. Ron szedł obok niego w milczeniu, pomagając mu unieść chłopaka. Potter niemal czuł jak Draco oddycha coraz szybciej, jakby ktoś rzucił na niego jakieś czarnomagiczne zaklęcie. Wiele razy widział już jak ofiary czarnej magii opadały w konwulsjach bólu i toczyły pianę z ust, pocąc się i umierając powoli. Był aurorem. Znał sytuację, widział wiele śmierci i był zawsze przygotowany na wszystko. Chłodne opanowanie stresu i niepokoju od pewnego czasu było jego największym przyjacielem. Ale tym razem był przerażony. Draco wyglądał jak ostatnim razem gdy miał koszmar, tylko tym razem nie było z nim żadnego kontaktu. Jęczał pod nosem z bólu, co jakiś czas poruszając się w taki sposób, jakby chciał skręcić się. Minuty wydawały się Harry'emu wiecznością, kiedy pokonywali kolejne stopnie. W pośpiechu zeszli po schodach i weszli do gabinetu Severusa. O dziwo, nie zatrzymali się, tylko przeszli przez portret do salonu profesora. - Połóżcie go tutaj - kiwnął głową na skórzaną sofę w kwaterach prywatnych Snape'a. Ron puścił Malfoya i patrzył jak Harry układa delikatnie jego głowę na skórzanej poduszce. Powoli wysunął rękę spod pleców blondyna i ułożył jego nogi równo. - Potter, bo pomyślę, że się troszczysz - skwitował sarkastycznie Severus, na co Harry posłał mu mroźne spojrzenie. - Opuśćcie pomieszczenie - syknął Snape, a jego oczy spoczęły na spoconym blondynie.
- Ale...! - zaczęła przerażona Hermiona, jakby nagle odzyskała mowę. - Panie profesorze, to nasz przyjaciel... - dukała niezadowolona, ignorując Rona, który wyciągał ją za ramię z pokoju. Zaparła się nogami, czerwona ze złości, a w jej oczach majaczyły łzy. - T-ty... Nie możesz! - krzyknęła w końcu, ignorując etykietę. Severus uniósł brwi, a potem przeniósł wzrok na klęczącego przy Draco Pottera. Chłopak patrzył na niego zaniepokojony. Zdjął szatę Slytherinu i ocierał nią pot z czoła blondyna, głaszcząc lekko jego dłoń. Snape westchnął. Harry przypomniał sobie, że Severus był zawsze opanowaną osobą, co i tym razem na szczęście go nie zawiodło. Ron postanowił wynieść dziewczynę, niechętnie powłócząc nogami. - Znikaj Potter - rzekł zmęczony Snape, pocierając grzbiet nosa.
- Nie. - oświadczył hardo czarny, nawet nie racząc spojrzeniem na mistrza eliksirów. Snape oniemiał. Jego twarz zmieniała się jak w kalejdoskopie. Od frustracji, przez złość, aż do zaskoczenia.
- Nie? - zapytał nagle profesor, jakby bardziej rozbawiony niżeli wściekły.
- Nie. Jesteś mądrym czarodziejem Severusie, ale nie myślałem, że głuchym - Severus zacisnął usta, zaskoczony nagłym atakiem Pottera. Harry widział, że to nie było jego winą, jednak nagle Snape zaczął wyjątkowo go irytować. Profesor był blady, a jego oczy błyszczały od wściekłości. Zupełnie jak Draco... Pomyślał Potter. Harry przesunął dłonią po twarzy chłopaka po raz kolejny, ocierając ją szatą. Westchnął głośno.
- To zatrucie - wykrztusił nagle Severus.
- Co? - zapytał Harry, odwracając na chwilę wzrok od blondyna. Severus zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem, a potem odwrócił się i podszedł do gablotki z eliksirami.
- Rusz czasem tym mózgiem Potter. Ktoś go otruł - syknął Severus.

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz