Rozdział 39

557 44 4
                                    

Harry wyszedł z łazienki kilka minut po blondynie, przeczesując palcami wilgotne włosy. Chwilę zajęło mu szukanie okularów, które niefortunnie upadły do wody. Prawdopodobnie gdy Malfoy bezczelnie się z niego naigrywał. Albo kiedy go posuwał... Harry mimowolnie zmarkotniał na myśl o tym, co robił jakieś dziesięć minut temu. I to długo i namiętnie. Dał się wykorzystać bardzo szybko, w dodatku komu. Draco Malfoy - wróg numer jeden, od śmierci Voldemorta. Jak dziwnie było mu o nim myśleć w ten sposób, kiedy odczuwał ślady jego jestestwa na swoich pośladkach. Potarł zmęczony skroń, kiedy zamykał drzwi szafy. Drabina złożyła się zręcznie, zacierając wszelkie ślady ich obecności. Uderzył go nieprzyjemny chłód chaty. Na swoje nieszczęście ciało przyzwyczaiło się do słodkiej pary unoszącej się w łazience. Zimny prąd otarł się o niego, wywołując gęsią skórkę. Harry zadrżał, prychając pod nosem. Jak na zawołanie zakręciło go w nosie i kichnął zabawnie, pocierając nos.

- Na zdrowie - mruknął Malfoy, grzebiąc w kominku. Chyba na siłę starał się osobiście podtrzymać ogień. Harry czekał cierpliwie, aż coś się poprawi, ale wiatr wdzierał się szczeliną między drzwiami i pod nimi, a także nieszczelnym oknem. Kichnął po raz kolejny, czując jak przechodzi go zimny dreszcz. - Sto lat! - roześmiał się Draco, patrząc jak Potter pociąga nosem. Pocierał go coraz energiczniej. Przysiadł na drewnianym krześle, obejmując się ramionami. Harry Potter zdecydowanie nie przepadał za chłodem. I kiedy tak czekał i czekał, a jego ciałem wstrząsał dreszcz za dreszczem, miał dość. Zirytowany wycelował różdżką w wygasający kominek.

- Incendio! - powiedział stanowczo, a drewno wesoło zamigotało w świetle ogniska. Czarny niemal z wdzięcznością przyjął ciepło ogniska. Draco zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się czy się obrazić, czy lepiej podziękować. Ostatecznie podszedł do Harry'ego rozsiadającego się wygodniej na krześle i oparł mu dłoń na ramieniu. Zaskoczony czarny zauważył zmartwienie w jego oczach, chociaż twarz nadal ściągała beznamiętna maska.

- Wyglądasz strasznie, połóż się - oświadczył, mocno zaciskając palce na koszuli chłopaka. Harry pochmurniał. Nie miał zamiaru spać. Nie był dzieckiem, żeby ktokolwiek mu rozkazywał. A już na pewno nie ten autorytarny arystokrata.

- Zaczekam, Lupin powinien zaraz wrócić i... - zaczął, wiercąc się pod coraz bardziej zaciskającą się na jego ramieniu dłonią. Draco zmarszczył charakterystycznie brwi, jakby powstrzymywał swoją złość.

- Spać, Potter! - syknął, tonem nie znoszącym sprzeciwu. Nie pierwszy raz mu go serwował, ale Harry miał tego serdecznie dość. Od kiedy to zrobił się taki uległy? Nawet chmurne spojrzenie szarych oczu nie było w stanie odwieść go od jego postanowienia. Rozciągnął się wygodniej na krześle, splatając ręce na piersi. Nie zamierzał wstawać, dopóki sam nie zdecyduje. A nie zdecyduje, dopóki Malfoy nie zmieni zdania.

- Nie - oświadczył chłodno, rzucając mu wyzywające spojrzenie. Draco przewrócił oczami, po czym chwycił go mocno pod ramię i zaczął niemal brutalnie ciągnąć do łóżka. Harry zapierał się nogami, ale jego szesnastoletnie ciało było w tej chwili jego największym wrogiem. Samo go zdradzało. Był zmęczony, ale nie chciał, żeby Draco tak myślał. Dodatkowo seks wyczerpał resztki jego energii. Teraz jedyne o czym marzył to zamknąć oczy i spać. Ale z jakiegoś dziwnego powodu chciał się buntować.

- Do cholery jasnej Potter, mam cię przywiązać do łóżka?! - warknął Malfoy, kiedy Harry wreszcie złagodniał i upadł miękko na pryczę. Niemal z nieukrywalną ulgą odczuł miękkość materaca i ciepło zwierzęcej, chyba koziej skóry.

- Możesz - Potter irracjonalnie pokazał mu język, przyklejając głowę do poduszki. Draco przewrócił znudzony oczami. Nachylił się lekko na czarnym i przykrył go dokładnie kocem, kiedy ten badał dłonią miękkość nakrycia. Wtulił rozbawiony nos w koc, jak niewinne dziecko. Już po chwili dało się słyszeć miarowy oddech Chłopca, Który Przeżył. Blondyn uśmiechnął się sam do siebie, zdejmując przekrzywione na nosie czarnego okulary. Złożył je i odłożył na stół. Postawił krzesło przy oknie, by czuć ciepło kominka. Postanowił obserwować zmieniające się za oknem niebo. Co jakiś czas słyszał tylko niewinne wzdychanie Wybrańca, który ucinał sobie drzemkę. Draco Malfoy nigdy nie był wyjątkowym romantykiem. Zawsze dbał o siebie i nikogo więcej. No może o matkę... niestety nikt nie wpoił mu tej irracjonalnej troski, jaką powinien odczuwać. Ale kiedy ten głupi gryffon wywoływał w nim dziwne emocje. Nie chciał tego czuć. To ukrywało jego chęć mordu gdzieś na dnie podświadomości. I kiedy się poruszał. Było w nim coś dzikiego. Jakby każdym ruchem czy gestem wyrażał swoje odważne bycie. Tak, Harry Potter zdecydowanie był. Był kimś, kogo Draco podziwiał i jednocześnie się bał. Ten mężczyzna ukryty w ciele chłopca spał teraz spokojnie, nawet nie licząc na to, że blondyn mógłby go skrzywdzić. A czy Draco kiedykolwiek mógłby mu coś zrobić? Przecież miał na jego punkcie obsesję. Ona już dawno wykroczyła poza niezdrową rywalizację. Chciał być zawsze blisko niego, nieważne czy jako wróg, czy przyjaciel. Przerażony tokiem swoich myśli ukrył twarz w dłoniach. Tak być nie mogło. Należało to powstrzymać, póki nie było za późno. No przecież dostał czego chciał. Posiadł ciało Pottera! Czego jeszcze chciał ten jego pokręcony umysł?! Bycie Malfoyem polegało przede wszystkim na ukrywaniu takich bezmyślnych uczuć względem wszystkiego co niebezpieczne czy obce. Potter był zdecydowanie nieosiągalny. Draco aż nie mógł się nadziwić, że z nim rozmawia. A co lepsze, Potter pozwolił mu się dotknąć. I to w sposób zupełnie inny niż mieli to w zwyczaju robić w Hogwarcie. Na początku była to tylko zabawa, żeby zaspokoić własną ciekawość. Teraz ku swojemu przerażeniu powracał myślami do tej chwili, kiedy niewinne ciało Wybrańca spalało się pod jego dotykiem. Draco zadrżał nieznacznie, gnając myślami do tego, co by było gdyby nie byli tutaj dziećmi. Czy Harry Potter byłby nadal taki bezbronny i przystępny? Malfoy odruchowo zacisnął pięści, gdy pomyślał, że to wszystko jest tylko głupim wybrykiem. Potrzebowali tego. Byli dla siebie oparciem. Nie było w tym żadnych uczuć. To był czysty zysk. Wbił wściekłe spojrzenie w szybę, wciskając palce lewej dłoni w swoje udo. Już po chwili jego oczom ukazała się lekko kołysząca się sylwetka mężczyzny. Poruszał się chwiejnie i był zupełnie nagi. Malfoy powoli podniósł się z krzesła, opierając dłoń na zimnym parapecie. Odetchnął głęboko, przemyślając dokładnie, które fragmenty pamięci powinien usunąć. Mogliby upozorować wypadek, albo... upojenie alkoholowe? Omiótł spojrzeniem po pełnym barku, a następnie po śpiącym czarnowłosym. Westchnął, wiedząc, że Potter tylko by przeszkadzał. Oparł się o ścianę tuż przy drzwiach i czekał. Nasłuchiwał i jedyne co słyszał to oddech Pottera i trzask ognia w kominku. Remus Lupin zdecydowanie poruszał się bezszelestnie. Nagle zamek w drzwiach ustąpił i wtedy do pomieszczenia niemal wczołgał się Remus. Draco nie czekając dłużej rzucił na niego zaklęcie.

- Obliviate - syknął cicho, by nie obudzić Pottera. Po tak długim czasie opieki nad nim, należał mu się odpoczynek. Poza tym modyfikowanie pamięci wymaga dużo pracy i zajmuje jakiś czas. Powoli przesiewał umysł Lupina, w ciszy usuwając niepożądane wspomnienia, które zawierały ich obecność. Kiedy prawie kończył, poczuł dłoń na ramieniu. Potter przyglądał się w milczeniu zamglonemu spojrzeniu huncwota, kiedy blondyn zręcznie modyfikował jego pamięć. Po chwili zakończył proces, opuszczając różdżkę. Rozejrzał się nieznacznie po pomieszczeniu. Podał Harry'emu bluzę, którą znalazł w szafie, a sam wciągnął jakiś ciepły, gryzący sweter. Wzdrygnął się. Nienawidził, gdy coś drapało jego skórę. Nie było jednak czasu na narzekanie. Zgarnął tylko miotłę, a potem razem z Potterem opuścił chatę, uprzednio zamykając drzwi. - Dokąd? - zapytał, wsiadając na miotłę. Harry zawahał się na chwilę, a potem kiwnął mu głową i ulokował się za nim, opierając dłonie na jego biodrach. Malfoy nawet nie drgnął, kiedy poczuł dotyk chłopaka. Harry zawahał się na sekundę, zbity z tropu tą nagłą obojętnością. Ale czego się spodziewał? Buziaków i przytulanek? To nie było w stylu Malfoya. Musiał pogodzić się z faktem, że to była jednak przygoda. A raczej Draco tak uważał. Draco...

- Kieruj się do mojego domu... to znaczy domu Potterów - zawahał się na chwilę czarny, na co blondyn kiwnął tylko głową. Chyba każdy doskonale wiedział gdzie stał pomnik rodziny Potterów w Dolinie Godryka. Chyba tylko największy ignorant nie znał miejsca, gdzie urodził się Bohater Drugiej Wojny Świata Czarodziejów. Zresztą po wojnie Potter bardzo dbał, żeby pomnik nie został zbezczeszczony i nikt niepożądany tam nie zaglądał. Miejsce zostało jakie było, nikt nie odważył się w nie ingerować. Już po chwili zamajaczyła im Dolina Godryka. Lśniąca w blasku poranka, już bez wścibskiej mgły, a co lepsze żywa i tętniąca życiem. Nie pusta i wyludniona. Ta Dolina Godryka wyglądała zupełnie inaczej niż Harry ją pamiętał. Automatycznie zacisnął dłonie na biodrach blondyna. Draco nie powiedział zupełnie nic. Nie miał zamiaru odbierać mu tej chwili. Nawet jeżeli w ich świecie odżyła po śmierci Voldemorta, to jednak to co widzieli tu było czymś zupełnie innym. Zatrzymali się na placu, na którym zawsze stał pomnik wojenny. Teraz w jego miejsce było posadzone ogromne drzewo o szerokim pniu i falistych liściach. Dąb Angielski. Wyglądał na wiekowy i potężny. Jego korzenie prawdopodobnie ciągnęły się aż głęboko pod ulicami. Zupełnie jakby było centrum zasilającym całe osiedle. Otoczone niewielkim płotkiem, niemal prosiło się o godne spojrzenie. Harry przyjrzał się łacińskiej tabliczce, ale zupełnie nic nie zrozumiał. Draco stanął obok niego.

- Egréssus qui permanet in vitam. Vos have ut vivat in circuitu eorum, ut circa radices arborum in concreto. Vos have ut exprimi inter eos. - przeczytał płynnie Draco, akcentując każdy wyraz. Harry przesunął wzrokiem po jego ustach. - Dziury w życiu są trwałe. Trzeba żyć dalej wokół nich, jak korzenie drzewa wokół betonu. Trzeba się między nimi przeciskać.* - oświadczył przekonany blondyn, marszcząc brwi. Potter zastanowił się chwilę. Nie wiedział skąd te drzewo i co miało znaczyć, ale nie znalazł nic co odpowiedziałby na jego pytania.

- Panie Potter... Och! I Pan Malfoy, jak miło - usłyszeli za sobą ciepły głos i obaj automatycznie się odwrócili.

*Paula Hawkins "Dziewczyna z pociągu"

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz