Rozdział 11

712 54 1
                                        

Draco Malfoy przekonał Hermionę, żeby poszukała dla niego informacji. To było wygodne, bo nie znosił przesiadywać w bibliotece. Weasley skrzętnie go unikał, najwidoczniej wyczuwając w nim coś innego. I dobrze! Draco nawet cieszył się z takiego obrotu spraw, bo nie miał ochoty na pogaduszki z rudzielcem. Niestety z Granger nie było tak łatwo, bo ciągle węszyła wokół niego. Dlatego wynalazł jej to zajęcie. Przyjemne z pożytecznym. A on mógł siedzieć sobie teraz w pokoju wspólnym gryffonów, delektując się ciepłym kakao wykradzionym z kuchni. Co jak co, ale w ten październikowy dzień kubek kakao był jego największym przyjacielem. Było zimno, co zdążył już zauważyć, kiedy postanowił sobie zrobić spacer po dziedzińcu tuż po obiedzie. Oczywiście zaraz po tym jak Potter obrażony opuścił Wielką Salę. Chciał przemyśleć swoje niedojrzałe zachowanie, ale zaraz po tym jak poczuł chłód na swojej bladej skórze uciekł w popłochu do zamku. Potem udał się na astronomię. Przesiedział tam półtorej godziny w totalnym bezruchu, jakby był z kamienia. Nie reagował nawet wtedy, kiedy Pansy uszczypliwie sugerowała mu, że on i Potter mają ukryty romans. I to się nazywa przyjaciółka Pottera? Mówienie o nim kiedy go nie ma? Czy Parkinson zawsze była taka uszczypliwa dla Wybrańca? Bo teraz kiedy był w jego roli, jakoś bardziej czuł się winny za te wszystkie docinki. Z wdzięcznością przyjął dzwon, obwieszczający koniec zajęć. Miał pół godziny przerwy do OPCM, więc szybko oddalił się w kierunku wieży Gryffindoru, totalnie ignorując złośliwe docinki ślizgonów z Pansy na czele. Po drodze zahaczył jeszcze o kuchnię i zabrał ten kubek kakao. Ten Hogwart zapamiętał jakoś zdecydowanie lepiej ze swoich wspomnień. Kiedy tylko przekroczył próg pokoju wspólnego oczywiście dopadła go dominująca wszędzie czerwień. I teraz siedział tu. W rogu kanapy u gryffonów. Cały czas gapił się na rozpływające się w napoju pianki, kiedy usłyszał trzask drzwi. 

- Spokojnie, moja droga! - syknęła Gruba Dama, ewidentnie urażona tym gestem. Mimowolnie blondyn podskoczył w miejscu, a kilka kropel kakao dotknęło dywanu. Zmarszczył brwi skonsternowany, widząc kto zakłóca jego ciszę. Ale czego mógł się spodziewać. Nie miał tu totalnie na nic wpływu, bo jego alter ego z tego świata zapracował sobie na wizerunek altruistycznego Złotego Chłopca. Przynajmniej kolor włosów się zgadzał, chociaż był niemal pewien, że to nie dlatego nazywali tak Pottera. Może co innego miał złote? Draco odgonił nieproszone myśli.

- Przepraszam... - wykrztusiła wreszcie Hermiona do obrazu, jakby opanowując złość. Miała taką minę, jakby miała zaraz wybuchnąć. Normalnie tykająca bomba. I gdzie podziewa się do cholery Weasley kiedy jest potrzebny?! - Draco Lucjusz Malfoy! - wytknęła oskarżycielsko Granger, stając naprzeciwko niego. Blondyn mimowolnie się wzdrygnął. Nie to, że nie lubił Granger. Jego dawną nienawiść do mugoli zastąpił teraz chłodną obojętnością, a musiał przyznać, że dziewczyna była bystra i czasem całkiem przydatna. Teraz jednak zaczął myśleć, że przez tą dziewczynę mógłby zacząć się ich po prostu bać. Tak jak bał się jej wzroku. - Czy ty zamierzałeś mi cokolwiek powiedzieć?! - sapnęła zziajana. Wyglądała jakby biegła tu z tej historii. I zobaczyła ducha. A na pewno zobaczyła, w końcu Binns chcąc nie chcąc nim był. Draco mimowolnie zachichotał na tą myśl. Widząc jednak jak bardziej marszczy czoło, szybko spoważniał. Nawet mimo wyrafinowanych żartów podsuwanych przez jego umysł, jakoś Malfoyowi nie było do śmiechu. Skulił się lekko pod tym oskarżycielskim wzrokiem. Nic dziwnego, że Potter zawsze się jej słuchał. Potrafiła być naprawdę straszna. - Będziesz tak milczał, czy wreszcie coś powiesz?! - warknęła wściekle, rzucając swoją torbę na stolik w pokoju. Blondyn wzdrygnął się na dźwięk zawartości, która narobiła sporego hałasu uderzając o blat. Wyprostował się nieznacznie i przybrał chłodny wyraz twarzy.

- A mianowicie co? - rzucił niedbale, obdarowując ją jednym ze swoich rzeczowych spojrzeń. Draco dużo miał takich spojrzeń. Przez lata uczył się ich od ojca. Na myśl o ojcu, coś zakuło go w piersi. Granger nabrała gwałtownie powietrza do ust. Chwilę milczała, jakby starając się powstrzymać od brzydkiego słownictwa. Malfoy miał wrażenie, że dziewczyna liczy w myślach, próbując się uspokoić. I ta błoga chwila ciszy nie trwała za długo.

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz