Harry bębnił zniecierpliwiony palcami o blat biurka. Tkwił tu już dobrą godzinę, starając się omówić z Albusem wszystko co wiedzieli. Oczywiście Malfoy wypiął się na sytuację i potem jak wyszedł, już więcej go nie zobaczyli. Potter był zmęczony i miał wrażenie, że z ich dwóch to nie Albus, a on był dorosły.
- Panie profesorze, bardzo zależy nam na czasie. Doskonale pan wie, że im dłużej tu przebywamy, tym większe jest ryzyko, że może nie udać nam się wrócić. Do tego Malfoy został otruty... prawdopodobnie w tym świecie ktoś życzy mu śmierci - czarnowłosy wyrzucał z siebie słowa bardzo szybko, grzebiąc w udostępnionych przez Dumbledore'a kronikach. Zaczynał robić się potwornie głodny, gdyż zbliżała się pora obiadu. Dyrektor zamieszał łyżeczką w filiżance herbaty. Przez chwilę patrzył na unoszącą się parę, po czym podniósł zgrabnie tackę i postawił ją na stole tuż przy prawej dłoni Pottera.
- Mój drogi chłopcze, każdy w tych czasach życzy komuś śmierci, to zupełnie naturalne - machnął ręką niedbale, a potem uniósł swoją filiżankę i upił łyk słodkiego płynu. Zacmokał zadowolony, uśmiechając się lekko. - Co wcale nie oznacza, że nie niepokoi mnie eliksir rozpaczy. To bardzo potężny eliksir Harry, o nieznanych nam właściwościach. Nie wiemy jak długo trwa jego działanie, ale sądząc po zachowaniu pana Malfoya, wystarczająco długo - Potter zadumał się na chwilę, znów wracając myślami do momentu, gdy na szóstym roku szukali horkruksów. To wszystko było bardzo podobne. Znów przesiadywał w gabinecie Albusa, z czarnymi myślami i strachem. Wspomnienia wróciły, chociaż bardzo by ich nie chciał. - Jak doskonale już wiesz wszystkie zmieniacze czasu zostały zniszczone po śmierci Voldemorta, ale jest kilka prototypów. Wystarczyło by się za nimi dobrze rozejrzeć, ale to już zrobiłeś, prawda Harry? - tu Dumbledore wbił w niego surowe spojrzenie. Harry odruchowo skulił się w fotelu, odsuwając od siebie nic niewnoszącą kolejną kronikę.
- Hermiona Granger panie profesorze, to bardzo inteligentna czarownica - oświadczył dumnie Potter, chełpiąc się znajomością z dziewczyną. Poniekąd byli przyjaciółmi, ale nie tutaj. Jak bardzo nagle zabrakło mu jej trzeźwego myślenia i karcącego tonu. Westchnął ciężko, na chwilę zsuwając okulary, by potrzeć nasadę nosa.
- Antonin Dołohow jak mniemam? - zaśmiał się wesoło mężczyzna, a Potter gorliwie pokiwał głową. Jego oczy błysnęły radośnie, bo dyrektor nie zamierzał go karcić. Wręcz przeciwnie. Był pełen podziwu dla zdolności Pottera, który tak szybko dotarł do tego co ważne. Harry niemal pękał z dumy, widząc pełen aprobaty wzrok staruszka. Po chwili Albus usiadł cierpliwie na fotelu, splatając dłonie na blacie. - Posłuchaj mnie Harry, nie możecie się narażać tak jak zrobiliście to wczoraj. Wolałbym nie ratować was przed Ministerstwem. Jak zapewne powiedziała ci panna Granger, nie jesteśmy w najlepszych stosunkach - tu konspiracyjnie nachylił się nad Potterem, który również przychylił się w jego kierunku. Staruszek uśmiechnął się, po czym wrzucił do jego herbaty cytrynowego dropsa. Czarny skrzywił się nieznacznie. - Nie rób takiej miny Harry, odrobina słodyczy przyda ci się w tych trudnych czasach - oświadczył pogodnie, znów rozsiadając się wygodnie na fotelu. Na twarz Pottera wpełzł delikatny uśmiech. To właśnie dla takich chwil Harry Potter czekał całe wakacje. Przebywanie w Hogwarcie miało również swoje uroki. Z niemałą melancholią wracał czasem do dobrych wspomnień. Niestety było ich zdecydowanie za mało, żeby przebić ostatnie lata szkoły. Po chwili jego twarz znów nabrała tego charakterystycznego grymasu. - Dobrze, myślę, że powinieneś już iść. Ach! I pozdrów rodziców - Potter zaskoczony spojrzał na mężczyznę, który wpatrywał się teraz z powagą w świat za oknem. Słońce nieśmiało przebijało przez szare chmury. Świat wyglądał, jakby ostatni włosek powstrzymywał niebo przez zrzuceniem swoich deszczowych łez. Czasem jesień była naprawdę podła.
- Ale panie profesorze! Nic jeszcze...
- Idź już Harry - poprosił cicho Albus. Potter oniemiał. On i te jego tajemnicze plany. Albus Dumbledore, nie ważne czy neutralny, czy po stronie dobra, a nawet po stronie zła, nadal był tajemniczym manipulatorem, pchających każdego w odpowiednim dla siebie kierunku. To zawsze wzbudzało w czarnowłosym ogromną wściekłość, ale jednocześnie budziło ogromny szacunek. Im Potter był starszy, tym bardziej rozumiał zmęczenie i skrytość czarodzieja. Kiwnął sztywno głową, żegnając zmęczonego profesora. Kiedy zamykał za sobą drzwi, niemal go olśniło. W całym zamku powoli rozwieszano dekoracje, obwieszczające nadejście Nocy Duchów. Harry z melancholią sięgnął myślami do śmierci rodziców, których teraz miał zobaczyć. To było takie dziwne. Dwadzieścia lat miało minąć od wypadku, a on tkwił tutaj. I chociaż z jednej strony cieszył się, że Święto Duchów spędzi z rodziną, to miał świadomość, że nie są prawdziwi. Ciekawiło go, jak zareaguje gdy już ich zobaczy. Czy matka naprawdę jest taka piękna, a ich oczy są tak podobne? Czy ojciec nadal jest takim ignorantem jak zawsze sugerował mu Severus? Jak bardzo różnią się tu wyglądem od tych na zdjęciach. Westchnął ciężko, przemierzając ostatnie kroki w stronę Wielkiej Sali. Nie chciał znów być zamknięty w Hogwarcie. Ale Albus sugerował, że tak jest najwygodniej i najłatwiej ukryć ich przed niewygodnymi pytaniami. Niechętnie Harry musiał się z nim zgodzić. Hogwart bardzo ułatwiał udawanie. Otworzył energicznie drzwi i wtedy uderzył go zapach pysznego jedzenia. W jednym susie znalazł się przy stole Slytherinu, siadając na "swoim" miejscu. Dopiero teraz zrozumiał, jak bardzo boli go tyłek.
CZYTASZ
Zielony Lew
FanfictionWojna była i zniknęła. Harry Potter był narodowym bohaterem, a Draco Malfoy, jego największy wróg, dawnym Śmierciożercą. Powoli wszystko zaczynało się układać. Potter miał wianuszek fanów, a Malfoy grono nienawidzących go pismaków. Co się by jednak...