Prolog

2.4K 125 46
                                    

Dwaj chłopcy rozejrzeli się niepewnie po obecnym pomieszczeniu. Wyglądało inaczej niż jakieś piętnaście minut temu. Blondyn otarł krew z własnego nosa. 

- Cholera, Potter! - warknął wściekle. Zatoczył się lekko i wtedy podniósł wzrok na swojego rozmówcę. Dopiero teraz zrozumiał, że stojący przed nim mężczyzna to nie mężczyzna. Był znacznie niższy niż te dwie sekundy temu, drobniejszy i bardziej delikatny. Ubranie, które do tej pory miał na sobie, wisiało na nim jak na wieszaku w sklepie. Spodnie były zdecydowanie za długie, a koszula nie opinała już jego ramion, bo chłopiec nie miał ich tak szerokich. Właśnie! Potter był chłopcem! Miał znowu jakieś szesnaście lat. Malfoy spojrzał na niego z ukosa.

- Co?! - warknął niecierpliwie czarnowłosy, a jego głos brzmiał mniej poważnie. Draco zmarszczył czoło, jakby uciążliwie nad czymś myślał, po czym parsknął niepohamowanym śmiechem, zataczając się lekko. Oparł się dłonią o ścianę i zaczął cicho chichotać. Harry zmarszczył swoje ciemne brwi widząc skrzywionego blondasa. Napuszył się lekko i już miał coś powiedzieć, kiedy zrozumiał, że coś tu nie pasuje. Malfoy był szczuplejszy niż jakąś minutę temu. Wyglądał też, jakby odebrano mu dobre kilka centymetrów. - Ej, Malfoy... - zaczął nieśmiało czarny, rozumiejąc, że jego głos również się zmienił. Brzmiał jakby dziecinniej, mniej poważnie. Dotknął powoli ramienia blondyna, na co ten wyprostował się jak struna. 

- Nie dotykaj mnie! - syknął niezadowolony, przesadnie wysoko. Chciał dumnie wyminąć czarnego, ale potknął się o za długą nogawkę w spodniach i runął jak długi na podłogę. - Co do kur...! - warknął.

- Język - usłyszeli nad sobą nienaturalnie niski baryton Severusa Snape'a. Obaj zamarli. Harry obrócił się w kierunku drzwi i wtedy omal co nie zemdlał. W progu stał Severus.Martwy.Snape. Tak, Severus od dobrych czterech lat przewracał się w grobie, a tu był jak najbardziej żywy. Miał żywą czarną szatę, o ile czarny jest żywym kolorem. Żywe, czarne, włosy. I jak najbardziej żywą twarz. Ogólnie żywą aparycję. A Harry był niemal pewien, że powinien być martwy. Przecież sam widział jak umiera.  - Panie Potter, czy mogę wiedzieć co panowie robią w moim gabinecie ubrani w to... - tu otaksował ich zimnych spojrzeniem -...coś? - wykrztusił w końcu z największą pogardą na jaką było go stać. Harry spiął się irracjonalnie, ponieważ targały nim sprzeczne emocje. Z jednej strony wkurzał go ten irytujący ton, z drugiej poczuł narastającą melancholię spowodowaną bliską mu osobą, z jeszcze innej przypomniał sobie, że Snape na pewno umarł. - Słucham - ponaglił chłopca profesor. Harry rozdziawił usta zaskoczony postacią, jaką przed sobą widział. Nie potrafił wykrztusić ani słowa. 

- To wszystko wina Pottera! - krzyknął Malfoy oskarżycielsko, podnosząc się powoli z podłogi. Jakie to typowe. Malfoy nigdy nie był najodważniejszy, a nawet jeżeli to miał być głupi żart, to Potter nie planował wpaść w kłopoty. Wzrok profesora przebiegł po zakrwawionym nosie blondyna, po czym skrzywił się nieznacznie w zimnym uśmiechu, który nie dotknął jego oczu. Harry niewiele myśląc rzucił się na Severusa i... objął go w niedźwiedzim uścisku. Teraz to blondyn rozdziawił usta ze zdziwienia. Z gracją na jaką było go stać w takim ubraniu podniósł się z twardej podłogi, a następnie zrobił to samo. Snape stał sztywno jak posąg, nie poruszając się nawet o centymetr, a także ignorując łzy wzruszenia chłopców, które moczyły jego togę. Chrząknął znacząco, na co ci odsunęli się od niego na dwa kroki. 

- Malfoy! Potter! - krzyknął, a obaj cofnęli się machinalnie. Twarz Severusa była czerwona od złości, którą do tej pory powstrzymywał. - ...zakłócanie ciszy nocnej, dwadzieścia punktów, naruszenie przestrzeni osobistej, kolejne dwadzieścia, bójka, pięćdziesiąt... - kalkulował pod nosem Snape z miną szaleńca. - Odejmuję Gryffindorowi sto dziesięć punktów - uśmiechnął się z zimną powagą, na co Harry aż pobladł. - Panie Potter, proszę udać się do Lochów do łóżka, Draco... och zróbże coś z ... tym, a potem idź spać do tych swoich nieudolnych przyjaciół! Malfoyom nie przystoi...- tu określił jego sylwetkę palcem i wzdrygnął się nieznacznie. Westchnął niezadowolony.  

- Chwila... Lochów? - zapytał Harry, pobladły ze strachu. Severus zmarszczył brwi nieznacznie, pocierając lekko nasadę krzywego nosa. Zawsze tak robił kiedy się denerwował.  

- Tak Potter, do swojego domu, za mocno uderzyłeś się w głowę? - syknął Snape niezadowolony, po czym zamiótł czarną togą wokół własnej osi i wygonił ich z gabinetu, zamykając im drzwi przed nosem. W osłupieniu gapili się w pusty korytarz za nimi.

- To są kurwa jakieś jaja - mruknął pod nosem Draco, na co Harry spojrzał na niego lekko rozbawiony. 

- ...kolejne pięćdziesiąt od Gryffindoru! Panie Malfoy jak tak dalej pójdzie, to bliżej wam będzie do pucharu ujemnego - usłyszeli zza drzwi. Draco pobladł nienaturalnie. O ile to było w ogóle możliwe. Harry zatrzymał się w miejscu, zastanawiając się przez chwilę. Obaj doszli do tego samego wniosku. Skoro Harry nocował w Lochach to znaczy, że był Ślizgonem, a Draco... Gryffonem.

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz