Harry Potter spał. Jego twarz oświetlało światło załamujące taflę jeziora, obiegając jego skórę zielonym blaskiem. Czarnowłosy przeciągnął się na łóżku wypoczęty. Nie miał jednak jeszcze zamiaru wstawać, więc postanowił ukryć się przed wszędobylskimi promieniami jesiennego słońca, nakrywając głowę poduszką.
- Harry... - usłyszał cichy szept, zagłuszany przez puchową otoczkę. Po chwili poczuł jak łóżko ugina się pod czyimś ciężarem, a potem naciska na jego rozluźnione ciało.
- Nie teraz Javier. Konferencję mam o siedemnastej - jęknął Potter, obracając się na brzuch i wciskając twarz w materac łóżka. Ani myślał wstawać. Uwielbiał spać i musiał przyznać, że bycie marionetką konferencyjną Ministerstwa miało swoje plusy. Mógł spokojnie wylegiwać się do późnego popołudnia w ramionach różnych kochanków.
- Och Harry! - usłyszał dzikie mruknięcie tuż przy swoim uchu. Potter sięgnął leniwie do ciężaru, spoczywającego za jego plecami. Osoba, postanowiła najwidoczniej zafundować mu masaż, wiercąc się na jego udach. Próbował ściągnąć z siebie te niecierpliwe dłonie, mimowolnie pomrukując pod nosem z uznaniem wprawnym palcom. Potter niechętnie uchylił jedno oko i nagle zamarł. Nie był w swoim mieszkaniu z oknem na wrzosowe równiny, a w dormitorium Slytherinu. A skoro nadal był w tym przeklętym miejscu, to znaczy, że na jego udach nie siedział hiszpański śpiewak operowy, z którym spotykał się ostatnio na szybki seks.
- Nie jesteś Javier - jęknął jakby niezrozumiale, podskakując nagle na materacu, zrzucając w ten sposób z siebie niezadowolonego Zabiniego. Mulat potoczył się po łóżku, cicho chichocząc.
- Nie. Co nie znaczy, że chętnie bym nim był - jęknął błagalnie Blaise, powstrzymując się od śmiechu. Potter był czerwony ze złości i czegoś jeszcze. Niechętnie musiał się przyznać, że Blaise był świetnym masażystą, a i w rozpiętej koszuli oraz bokserkach wyglądał niezwykle seksownie. Ciemna karnacja idealnie odznaczała się od materiału koszuli. W orzechowych oczach Zabiniego tańczyły radosne iskierki, a na twarzy gościł nieodłączny złośliwy uśmiech. Potter był już naprawdę zirytowany wrażeniem, że wszyscy ślizgoni byli niesamowicie seksowni przez ten ich łobuzerski wizerunek. Odkąd pamiętał, nigdy nie myślał w ten sposób o gryffonach. Ale co się dziwić, Slytherin dostawał zawsze to co najlepsze, w tym seksownych chłopców. Harry pokusił się o myśl, że to cholernie niesprawiedliwe, mieć tyle dobrego, gdy Gryffindor otrzymywał płomiennowłosych Weasleyów. Nie to, żeby miał coś do rodziny jego najlepszego przyjaciela, jednak sam fakt, że był z nimi tak blisko, totalnie ich skreślał. Chociaż musiał przyznać, że Fred i George mogliby być wybuchową mieszanką i... Potter potarł twarz, zaskoczony jak daleko gnały jego niemoralne myśli. Abstynencja w ciele szesnastolatka zdecydowanie mu nie służyła. Jak na zawołanie mulat znów usadowił się na jego tyłku, przytrzymując jego dłonie nad głową.
- Blaise złaź ze mnie, chyba, że zamierzasz grzać dziś moją pościel - syknął Potter, czując jak pod naciskiem silnych ud chłopaka, mimowolnie twardnieje. Zabini zamarł.
- Nie jestem gejem, Harry - syknął sztywno, po czym uwolnił dłonie czarnowłosego. Harry uśmiechnął się do poduszki z roztargnieniem.
- Wiem, dlatego ostrzegam - powiedział przebiegle czarny, po czym kolejny raz zrzucił z siebie chłopaka. Tym razem świat okazał się nie być dla niego taki łaskawy i mulat z hukiem uderzył w drewnianą podłogę. Już po chwili dało się słyszeć ciche przekleństwo i śmiech Pottera. Harry przy śniadaniu rozpamiętywał sytuację, opowiadając o tym, krztuszącej się ze śmiechu Pansy. Musiał przyznać, że dziewczyna mimo gracji jaką posiadała, bywała też strasznie nieokrzesana. A mógłby przysiąc, że jeszcze wczoraj pouczała Notta o etykiecie żywieniowej. Nott... Harry mimowolnie zerknął w stronę obrażonego Teodora. Chłopak również mu się przyglądał, dopóki nie zrozumiał, że Potter go obserwuje. Zbladł, a następnie sztywno opuścił stół, żegnając zaskoczonych Goyle'a i Crabbe'a. Najwidoczniej byli w trakcie rozmowy. Kiedy przechodził obok siedzącego Pottera, Harry pod wpływem impulsu złapał go za nadgarstek. Teodor nawet na niego nie spojrzał. Stał i czekał aż Harry zabierze dłoń, gapiąc się pusto w drzwi Wielkiej Sali. - Teo... - szepnął gardłowo Potter, rzucając chłopakowi wyzywające spojrzenie. Teodor jednak był nieugięty i ani myślał spojrzeć na skruszonego Harry'ego. Czarnowłosy skrycie marzył choćby o nienawistnym spojrzeniu. Wbrew sobie czuł, że jednak nie chce go stracić.
CZYTASZ
Zielony Lew
FanfictionWojna była i zniknęła. Harry Potter był narodowym bohaterem, a Draco Malfoy, jego największy wróg, dawnym Śmierciożercą. Powoli wszystko zaczynało się układać. Potter miał wianuszek fanów, a Malfoy grono nienawidzących go pismaków. Co się by jednak...