Rozdział 12

705 52 1
                                    

Lekcje obrony przed czarną magią przebiegały nad wyraz spokojnie. Malfoy siedział obok Hermiony, cały czas coś notując. Był to jeden z tych parszywych dni Snape'a, kiedy postanowił ich zarzucić niepotrzebną według Draco teorią. Doskonale wiedział, że ta w okolicznościach zagrożenia na nic się nie zdaje. Zamyślił się na chwilę. Potem jednak blondyn przypomniał sobie, że nie wszyscy są tutaj dorośli i w milczeniu powrócił do notowania. Jego ręka paliła go żywym ogniem, zupełnie odzwyczajona od szkolnego pisania. Dodatkowo Potter ciągle rzucał mu ukradkowe spojrzenia. Według Draco to były jawne wyzwania. Pysznił się tym swoim gryffońskim uśmieszkiem, jawnie go prowokując. Ooo tak, Potter zdecydowanie potrafił wyprowadzić go z równowagi. Malfoy zmarszczył nos w grymasie niezadowolenia. Zegar tykał niemiłosiernie, przerywając co sekundę grobową ciszę panującą w sali. Blondyn walczył z własnym myślami, które gnały do sytuacji z wczoraj. Dorosły Potter w kantorku, błysk światła i "pstryk!", znów szesnastolatki. Z całymi tymi dziecinnymi problemami, rozterkami i hormonami. Oczywiście byłby zadowolony, gdyby nie fakt, że ten świat nie był ich. Malfoy do tej pory nie zastanawiał się nad konsekwencjami tej sytuacji. Oczywiście pomijając ten jego niekontrolowany wybuch w gabinecie dyrektora. Ale to nie on. To jego podszyte hormonami emocje. Malfoyowie nie wpadają w panikę. Westchnął cicho pod nosem, co nie uszło uwadze Hermiony. Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem, na co ten znów zaczął notować. Ale już po chwili jego myśli znowu odbiegły do tej paranoicznej sytuacji. To bądź co bądź jakaś magiczna anomalia czasoprzestrzenna. Co jeżeli to zacznie niszczyć ten świat? Albo co gorsza, ich świat? Końcówka pióra blondyna zawisła nad pergaminem i przestała notować jakieś osiemnaście tysięcy uderzeń sekundnika temu. Granger szturchnęła chłopaka łokciem, ale tym razem nic sobie z tego nie robił. Ludzie zaczną znikać... Gdzie do diabła podziewa się Weasley?! Co jeżeli to przez tą chorą sytuację? Draco miał nagle wrażenie, że wszystko go swędzi. Zegar nieubłaganie tykał, ogłaszając upływ czasu, a on tkwił tutaj. Miał wrażenie, że dźwięk piszących piór się wyostrzył, a przewracane przez uczniów kartki drażniły jego bębenki. Ktoś zaczął pociągać nosem, ktoś inny bębnił palcami w blat stolika, monotonny głos Snape'a cały czas podawał bezsensowne informacje, a Hermiona co jakiś czas go szturchała by wrócił do pisania. Wszystko przy akompaniamencie tego upierdliwego zegara. Draco zaczął wiercić się niespokojnie na swoim stołku, co nie uszło uwadze Snape'a. 

- Panie Malfoy, ma pan w tyłku robaki? - głos nauczyciela złośliwie przeciął nieubłaganą ciszę. Malfoy przeniósł sfrustrowany wzrok na Severusa. Ten stał nad nim i gapił się w jego kartkę, na której już dawno przestał notować. "Chciałbym mieć w tyłku Pottera" pomyślał przez chwilę, a potem zrozumiał, że nie w taki sposób w jaki jego myśli zaczęły niebezpiecznie gnać. Po prostu chciał go zupełnie olać. Tak! Na pewno o to chodziło! 

- Tak - wykrztusił nazbyt zrelaksowany mimowolnie. Dopiero po chwili zrozumiał, że brzmi to nadzwyczaj dziwnie i ściągnął na siebie wszystkie spojrzenia tu zebranych. Snape jednak już podchwycił temat i najwidoczniej nie zamierzał odpuścić. 

- Naprawdę nie interesuje nas co pan robi ze swoim tyłkiem, panie Malfoy - syknął złośliwie profesor. Draco rozejrzał się rozpaczliwie po sali, jakby to dało mu chociaż chwilę na przemyślenie jakiejś ciętej riposty. Zamiast tego spotkał się z badawczym spojrzeniem Pottera. Patrzył na niego przez chwilę, po czym uśmiechnął się słabo i powrócił wzrokiem do Severusa. - Mimo to... - ciągnął dalej profesor. Draco nie wiedział co zrobić.

- Źle się czuję panie profesorze, mogę wyjść? - zapytał na wdechu. Doskonale wiedział, że Snape nie lubił gdy ktoś opuszczał jego lekcje, ale Malfoy był nienaturalnie blady, aż siny. 

- To przez te robaki? - wykrztusił złośliwie Potter. Nie umknęło to uwadze Draco. Zapisał sobie w swoim umysłowym notesiku, żeby uderzyć za to Pottera mocno w brzuch. Powędrował na chwilę wzrokiem po Harrym, który niby uśmiechał się złośliwie, ale w jego oczach widział jakby nutkę... niepokoju? 

- Dziękuję Panie Potter, a teraz odprowadź Malfoya do skrzydła szpitalnego. A wy wracajcie do pisania - syknął, a wszyscy jak na zawołanie odwrócili się w stronę stolików. Tylko Hermiona z troską zerkała na pakującego się Draco. Na chwilę dotknęła jego dłoni, jakby zapominając, że nie są parą. Blondyn mimowolnie nakrył jej dłoń swoją i pogładził uspokajająco, posyłając ten sam uśmiech co Potterowi. Dziewczyna chrząknęła i zabrała rękę. Malfoy opuścił salę. Już po chwili słyszał jak Potter się za nim wlecze. Draco zerknął na niego przez ramię, ale postanowił się nie odzywać. Potter chyba jednak nie zrozumiał aluzji. 

- Co ci jest, Draco? - wysilił się o cierpliwy ton czarnowłosy, ale bardziej sfrustrował tym chłopaka. Blondyn miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Potter dotknął jego ramienia, zatrzymując ich w pół kroku. 

- Daj mi spokój Potter, nie zgrywaj mojego kumpla - syknął takim tonem, że Potter pospiesznie zabrał rękę. Najwidoczniej bał się, że Malfoy mu ją odgryzie. W tym stanie pewnie byłby do tego zdolny. Może i tkwili tu razem, może musieli to rozgryźć razem, ale nie musieli być wielkimi przyjaciółmi. Draco czuł, że wszystko go irytuje. Miał ochotę położyć się dziś do łóżka i już nigdy nie wstać. Ale zamiast tego, użerał się z tym cholernym Potterem. Stali przez chwilę, mierząc się wrogimi spojrzeniami, po czym blondyn obrócił się na pięcie i zaczął iść w kierunku dormitorium. 

- Czekaj! Dokąd idziesz?! - krzyknął Harry za chłopakiem. 

- Jak to dokąd? Idę spać! Musze odpocząć przed szlabanem, jak sam widzisz nie wyglądam najlepiej - prychnął blondyn, chcąc się oddalić, ale Harry złapał go za rękę. Malfoy przeniósł wzrok na dłoń, która mocno trzymała go za palce. Poczuł ten szorstki dotyk Pottera i odskoczył jak oparzony, przypominając sobie brudną myśl o posiadaniu Pottera w tyłku. Jednak Potter nadal trzymał ich palce splecione. - Co robisz? - sarknął, zaskoczony tym, że Harry nie odpuszcza. Wpatrywał się w niego tymi szmaragdowymi oczami jakby z wyczekiwaniem. 

- Jesteś zły? - zapytał nagle Harry bardzo cicho, ale nie na tyle, żeby Malfoy go nie usłyszał. 

- Na Merlina, Potter! Nie wszystko kręci się wokół ciebie wiesz? A teraz przepraszam, ale chcę odpocząć, zanim znowu będę zmuszony z tobą rozmawiać - to mówiąc, wyrwał dłoń z uścisku czarnego i oddalił się szybko w kierunku dormitorium. Idąc po schodach, miał taką minę, że każdy przechodzień schodził mu z drogi.

- Mówiłeś, że nie wszystko kręci się wokół mnie... - mruknął Harry pod nosem, ale on już tego nie słyszał. Kiedy tylko Draco wpadł do dormitorium, wszystkie spojrzenia znowu spoczęły na nim. Miał dość bycia sensacją dzisiejszego dnia. Zazwyczaj lubił być w centrum uwagi, ale tym razem miał tego serdecznie dość. Od razu skierował swe kroki do pokoju, żeby uniknąć tych wścibskich spojrzeń. Wszedł do pomieszczenia, omiótł je niedbale wzrokiem i odetchnął z ulgą, rozumiejąc, że wreszcie jest sam. Zasunął zasłony na wszelki wypadek, a potem wyciągnął różdżkę. 

- Muffliato - szepnął, rzucając zaklęcie wyciszające i wreszcie oddał się w objęcia Morfeusza. Był wykończony tym dniem, a miał przed sobą jeszcze przynajmniej dwie godziny, jak nie więcej użerania się z Potterem. Z tą myślą jego oczy się zamknęły, a on sam odpłynął w głęboki sen.

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz