Blaise Zabini podszedł do drzwi prowadzących do jego pokoju, który dzielił razem z Harrym, Crabbe'm i Goyle'm w dormitorium Slytherinu.
- To się nie uda - nagle usłyszał cichy skonsternowany ton.
- Nie gadaj, tylko ciągnij - sapnięcie Pottera przerwało ciszę. Już po chwili dało się słyszeć głośne westchnięcie Malfoya.
- Nie Harry, to jest zbyt duże - jęknął, wyraźnie zmęczony. Na twarzy Blaise pojawił się dziwny, lekko zawstydzony grymas. Co oni do cholery wyprawiali?!
- Jest wystarczające, wcześniej się mieściło - sapnął Potter, już po chwili wydając z siebie sfrustrowany jęk.
- Potter! Ty i te twoje chore fantazje! To nie ma prawa się zmieścić, rozumiesz?! - warknął wściekły Malfoy, wywołując u Pottera niekontrolowany chichot. - Nie patrz tak, tylko pchnij jeszcze raz! - dodał pośpiesznie z dostrzegalnym wysiłkiem. Blaise stał przed drzwiami, nasłuchując coraz wyraźniejszych odgłosów. - Auć, auć! To boli Harry, nie tak szybko, proszę - jęknął piskliwie, powodując u Zabiniego niechybny rumieniec.
- Przepraszam Draco, poczekaj... - na chwilę dziwne odgłosy ustały i dało się słyszeć cichy śmiech blondyna. - Tak lepiej? - zapytał miękko czarnowłosy, na co Malfoy odetchnął z ulgą. Mulat pobladł ze wstydu i strachu. Nie wiedział co odgrywało się w pokoju i zaczynał martwić się tym co zastanie. Nie wiedział, czy ma pukać, czy wejść jak do siebie. W końcu mieszkał tutaj, a ci dwaj najprawdopodobniej zapomnieli rzucić zaklęcia wyciszającego. Kierowany swoimi nagłymi fantazjami poczerwieniał wściekle.
- Potter! Przestań, to naprawdę boli - powiedział piskliwie Draco, a z pokoju dało się słyszeć jego wyraźny, przyśpieszony oddech.
- To zabierz nogę - dodał zasapany czarnowłosy. W tym momencie czara goryczy się przelała. Zirytowany Blaise pchnął drzwi, nie patrząc przed siebie, a w swoje buty.
- Harry, co wy...?
- Och! Blaise! Świetnie, że cię widzę! Pomożesz nam! - ucieszył się Potter. Zabini rozejrzał się po pokoju i zauważył poprzestawiane meble. Dopiero po chwili zrozumiał, że chłopcy próbują przysunąć łóżko bliżej okna, co prawdopodobnie jest awykonalne. Malfoy siedział obrażony na materacu, masując obolałą stopę, a Potter podwijał właśnie rękawy. - Złaź Draco, na nic mi się tu nie przydasz - fuknął czarnowłosy, spychając chłopca z materaca. Oburzony blondas podniósł się z miejsca i oparł plecami o szafę.
- Świetnie! I tak jestem przeciwny temu głupiemu pomysłowi - Blaise wybuchł śmiechem, łapiąc się za brzuch. W kącikach jego oczu pojawiły się pierwsze łzy rozbawienia.
- Przestawiacie łóżko? - wykrztusił cały czerwony. Wybraniec złapał się pod boki, lustrując go podejrzliwym spojrzeniem.
- A myślałeś, że co? - Blaise zawstydził się nagle, rozglądając po pomieszczeniu, jakby wszystko inne wydało mu się dużo ciekawsze niż rozmówca.
- Serio Blaise? Serio? - prychnął zdegustowany blondyn, przeczesując palcami włosy i ocierając przy tym z odrazą pot z czoła. Zabini wzruszył niedbale ramionami, na co Harry cicho zachichotał, uśmiechając się złośliwie.
- Uuu, Potter świntuszek - zacmokał z dezaprobatą Malfoy, bo udzieliła mu się ogólna wesołość towarzyszy. Już po chwili wszyscy trzej starali się przepchnąć łóżko w stronę okna, wydając kolejne dziwne dźwięki i chichocząc co chwilę. - Potter, jak zaraz tego nie przepchniesz to...
- Cicho Draco! Potter pcha dobrze, to ty słabo się starasz - oświadczył wyniośle Zabini.
- Ach tak? A ty zamiast nadzorować, może byś nam pomógł - prychnął Draco.

CZYTASZ
Zielony Lew
FanfictionWojna była i zniknęła. Harry Potter był narodowym bohaterem, a Draco Malfoy, jego największy wróg, dawnym Śmierciożercą. Powoli wszystko zaczynało się układać. Potter miał wianuszek fanów, a Malfoy grono nienawidzących go pismaków. Co się by jednak...