Rozdział 63

418 36 14
                                    

Malfoy opierał się chwiejnie o bar, czekając na rozwój sytuacji. Był pijany, ale dumny, że Potter postanowił poświęcić mu swoje pięć minut z napiętego grafiku. Dufnie rozglądał się po klubie, kiedy Harry obejmował go ramieniem w pasie, chociaż nie było w tym ani krzty poufałości. Przez chwilę czuł się jak pan świata, chociaż doskonale wiedział, że tak naprawdę podtrzymuje go by nie upadł. To było upokarzające, jednak Draco nie miał zamiaru przyjmować tego do świadomości, bo chciał tylko chłonąć ciepło ciała i zapach skóry, wymieszany z pierwotnym zapachem potu i drogiego alkoholu. Potter był afrodyzjakiem i narkotykiem w samej swojej osobie. Widział każdą kroplę spływającą po karku tuż przy linii krótko przystrzyżonych włosków. Dodatkowo droga woda kolońska i perfumy od Kleine'a.  Mieszanka destruktywna, zabijającą każdą komórkę ciała Malfoya. 

- Co ty do cholery wyprawiasz?! - syknął nagle, kiedy obaj nachylili się nad zaoferowaną przez barmana kartą. Do Malfoya po chwili dotarło, że ciepła dłoń zniknęła i ogarnęła go dojmująca pustka, spowodowana brakiem bliskości. Oparł łokcie o blat baru, garbiąc przy tym bez klasy, a wilgotne od potu kosmyki zsunęły się na jego twarz, zasłaniając pociemiałe z nieokiełznanych uczuć oczy. Z jednej strony był tak blisko niego, niemal na wyciągnięcie ręki, a z drugiej cierpiał, bo nie mógł, wręcz nie miał prawa go dotknąć. To zupełnie go rozstrajało i doprowadzało do szaleństwa. Miał ochotę zedrzeć z siebie skórę, wcisnąć pod nią Pottera i pozwolić mu zająć całego siebie, byle tylko nigdy nie zniknął.  

- Nie piję kolorowych - wykrztusił sucho, starając się jakoś zebrać rozszalałe emocje, której trudniej było mu kontrolować pod wpływem alkoholu. W afekcie poklepał go pieszczotliwie po dłoni, co spotkało się z błyskawiczną ucieczką od jego dotyku, zupełnie jakby go palił. 

-  Świetnie, kolejkę czystej poprosimy - prychnął w kierunku barmana, który na ich oczach wlał wódki do dwóch kieliszków. - Zdrowie - podsunął blondynowi alkohol, stukając kieliszkiem o kieliszek, a potem wychylił swój na raz. Skrzywił się nieznacznie, charcząc przy tym cicho, a potem znów spojrzał na Malfoya. - Zachowujesz się jak dupek - wytknął mu, czekając na jakąkolwiek reakcję. Draco wzruszył ramionami niedbale, ale coś w środku mocno go zakuło. Nie spodziewał się od Pottera żadnych czułości, jednak sama myśl, że był na niego zły doprowadzała go do szału.

- Jestem dupkiem, tacy są Malfoyowie, nie pamiętasz? - ostatnia próba ratunku swojej godności, zanim całkowicie rozpadnie się w swojej goryczy i żalu, aż będzie zmuszony pogodzić się z nieuniknioną stratą kogoś, kogo teraz naprawdę potrzebował. Stratą człowieka, którego podświadomie kochał od zawsze. A jeżeli wierzył w przeznaczenie, to wiedział, że żadna inna osoba nie jest jego końcem tak bardzo jak on. Dla niego istniał. Teraz to wszystko miało przepaść? Potter przewrócił oczami, wciągając powoli powietrze i nadymając przy tym zabawnie usta. Draco uśmiechnął się finezyjnie, sunąc wzrokiem po lekko zaróżowionych policzkach czarnowłosego. Sięgnął po kieliszek, a następnie jednym haustem pozbył się jego zawartości, wlewając ją sobie do gardła. Alkohol palił niemiłosiernie, ale bardziej paliło go trzeźwe spojrzenie zielonych oczu, w których widział teraz tylko wrogość - nic więcej.  - Jeszcze jedną - powiedział do barmana, który chętnie polał kolejną kolejkę. Potter wypuścił ze świstem powietrze, obserwując jak Malfoy na własne życzenie stacza się w wir alkoholowy z goryczy, którą emanował od wejścia. 

- Pieprzysz! Jesteś cholernie zazdrosny, widzę to, bo cie znam - prychnął Potter, szturchając go tym wszędobylskim palcem wskazującym w środek piersi. Draco miał ochotę piać z radości za ten jeden dotyk, nawet jeżeli było to tylko szturchnięcie. 

- Za to on wcale nie zna ciebie. Nie jesteś szczęśliwy Harry, nie oszukuj się - wtrącił Draco błyskotliwie, powodując u czarnowłosego lekką konsternację. Wykorzystał ten moment zawahania i chwycił jego nadgarstek. - Widzisz? Dlaczego drżysz? - zapytał retorycznie, przyciągając Pottera na ułamek sekundy do siebie. Przesunął opuszkami palców po delikatnej, oprószonej zarostem skórze policzka Wybrańca. Mężczyzna szarpnął się i już po chwili opierał o blat, oddychając ciężko. Draco stanął za Harrym, opierając biodrami o jego pośladki. Przez chwilę obaj milczeli, kiedy oczy czarnowłosego na powrót uchylały się zamykały, jakby nie wiedział co powiedzieć. - Czujesz? Nie siadaj za blisko - mruknął Malfoy z satysfakcją, oddalając się chwiejnie od baru. 

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz