Rozdział 27

568 54 15
                                    

Dzień minął Potterowi zadziwiająco szybko. Nigdy nie podejrzewał się o taki dobry zmysł kamuflażu. Cały czas unikał Malfoya. Wiedział, że nie rozumie tego człowieka i wcale nie chce go rozumieć, a im mniej z nim przebywał, tym lepiej. Konieczność była tylko koniecznością, a fakt, że nadal był dorosły, nie odganiał nienawiści do blondyna. Malfoy ostatnimi czasy był nazbyt natarczywy, co Potter przyjmował na początku z chłodną rezerwą, ale teraz ogarniały go szesnastoletnie hormony i za każdym razem miał ochotę go uderzyć. Fakt, łączyła ich wspólna sprawa, jednak dopóki Draco sam do niego nie przyjdzie, będzie tylko stał i przetrawiał swoje informacje bez niego. Właśnie... informacje. Potter w zamyśleniu przemierzał korytarz na kolację, pogrążając się w głupim przekonaniu, że coś mu umyka. Dobrze, rozumiał już. Jego rodzina należała do Zakonu. Na Merlina! Oni tworzyli ten Zakon Feniksa! Jednak nadal pozostawała kwestia tego, czym była ich sprawa i czemu miałby się nie mieszać? Już miał popchnąć drzwi do Wielkiej Sali, kiedy ktoś mocno chwycił go za ręce jak bezrozumną kukiełkę, a potem... WGRYZŁ SIĘ W JEGO KARK?! Potter rozpaczliwie próbował się wyrwać, czując ostre zęby na swojej skórze. Z przerażeniem zaczął się wiercić, próbując jakoś wyswobodzić. Zęby nie raniły go jednak. Dopiero po chwili Potter zrozumiał, że to miła pieszczota, takie kąsanie wrażliwej skóry na karku. Cały zadrżał, gdy ktoś pchnął go w zacieniony kąt z lewej strony drzwi, dociskając mocno piersią do ściany. Jęknął zaskoczony pozorną brutalnością napastnika. Przyciśnięty policzkiem do kamiennego muru, poczuł jak ktoś owiewa jego skórę na karku miętowym oddechem, a potem składa na nim niespieszne pocałunki. Jego nozdrza szybko wyczuły woń napastnika i od razu rozpoznały ziołowy szampon i pierwotny zapach potu Malfoya. Westchnął cicho, kiedy Draco już nieco mniej brutalnie przesunął dłonie, które do tej pory znajdowały się na jego przedramionach, na ścianę o którą opierał się Harry. Do tej pory Wybraniec nie mógł się ruszać, ale kiedy jego ręce zostały uwolnione z mocnego uścisku, poczuł się dziwnie rozluźniony. Draco odsunął się na kilka centymetrów, na co Potter leniwie obrócił się do niego twarzą. 

- Cześć - mruknął Harry bezrozumnie. Tak, zdecydowanie jego bezmyślność była dziś na wysokim poziomie. Malfoy uniósł brew z powątpiewaniem. 

- Cześć - prychnął kpiąco blondyn, a lewy kącik jego ust uniósł się niechybnie w złośliwym uśmiechu. Harry skarcił się w myślach za swoje głupie wyrażenie, ale chyba było już za późno. Czarny splótł ręce na piersi w zamkniętej postawie, mierząc się z nim spojrzeniem. Stali tak chwilę. Oko w oko. Szmaragd kontra cyjan. Żaden z nich nie planował zaczynać rozmowy. Wystarczyło im nieme wyzwanie, które rzucali sobie wzajemnie. Wtedy na czoło Malfoya opadł niesforny kosmyk. Chłopak próbował go zdmuchnąć i już był bliski celu, kiedy Potter automatycznie wyciągnął dłoń i powiódł palcem po blond włosach, odgarniając je całkowicie z twarzy Draco i przeczesując przy tym zgrabnie palcami. Blondyn wyglądał na zszokowanego równie co czarny. Obaj stali naprzeciwko siebie, nie bardzo wiedząc jak się zachować. Pomijając fakt, że Draco niemal porwał Harry'ego, to jednak nie było słów na opisanie tego dziwnego gestu. - Czego chcesz? - zapytał w końcu Potter, zdobywając się na ostatnią część odwagi gryfonów. Malfoy od razu się ożywił. Napięcie, które było między nimi do tej chwili po prostu wyparowało, gdy blondyn obdarzył Wybrańca najbardziej irytującym uśmiechem, jaki zielonooki mógł zobaczyć. Potter mimowolnie prychnął, mając ochotę zedrzeć ten dziki uśmiech z twarzy arystokraty. 

- Przechodziłem i pomyślałem, że dostarczysz mi rozrywki - mruknął kpiąco, a w jego oczach zagościły kapryśne iskierki. Zupełnie jak wczoraj... Pomyślał Harry, patrząc w oczy chłopaka. Wiedział, że zmieniały się pod wpływem emocji, ale jednak czasem zastanawiał się czy to nie jest niesprawiedliwe, być tak idealnym wizualnie. - Nie myliłem się - szepnął, nachylając się nad uchem Pottera, przygryzając je lekko. Harry zamarł po raz kolejny, kiedy z jego ust wydarł się nieartykułowany dźwięk w reakcji na bliskość Malfoya. Draco zachichotał. - Ładnie, ładnie... zawsze tak piszczysz, Potty? - przez jego twarz przebiegł nikły cień, rozbawienia i czegoś jeszcze. Czegoś, co Potter nie potrafił jeszcze jasno określić, ale ostatnio często to widywał. - Może Nott mi powie... - zaczął, cofając się o krok. Malfoy wiedział, że rozjuszył tym czarnego, dlatego w ostatniej chwili wyciągnął dłoń w obronie przed nadlatującą pięścią wściekłego Wybrańca. 

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz