Rozdział 7

767 74 18
                                    

Draco Malfoy wyglądał jakby zaraz miał wypluć swoje wnętrzności. Uniósł się powoli z fotela i oparł dłonie o kant biurka, pochylając głowę. "Jakiś czas" te słowa pobrzmiewały mu w głowie. Co znaczyło dla Dumbledore'a jakiś czas? "Jakiś czas" to mogły być miesiące, albo lata. "Jakiś czas" mogło być za długie dla jego ojca. Lucjusz mówił, że "Czarny Pan, będzie tu tylko jakiś czas", tymczasem spędził w ich domu półtora roku. Matka mówiła "Za jakiś czas wszystko się ułoży", tymczasem miesiącami znosił tortury za źle wykonane zadanie dla Lorda Voldemorta. A co dla Draco znaczyło "jakiś czas"? Czy było wystarczająco krótkie, by jego ojciec mógł żyć. A może nader długie, by zgnił w Azkabanie? Malfoy miał przed oczami jak Lucjusz zmarznięty pada na posadzkę zatęchłego więzienia i przeklina Pottera, a potem wypowiada ostatnie słowo i tracąc siły, czołga się do bramy. Niemal widział te posiniaczone ciało, poranione z zimna dłonie, odmrożone palce. Zima miała być w tym roku sroga. Dbał o ojca. Osobiście wysłał mu kilka dodatkowych kocy. Jednak czy zostały mu przekazane? A potem ojciec umiera. Umiera sam. W tym zimnie i z bezsilności. Draco doskonale wiedział, że jego ojciec nie był dobrym człowiekiem. Ale skoro on dostał drugą szansę, to czemu Lucjusz by nie miał? Matka nie zniosłaby jego śmierci. Miał wrażenie, że posiwiała odkąd Lucjusz został wtrącony do Azkabanu. A ilekroć Draco go odwiedzał, miał wrażenie, że niknie w jego oczach. Mimowolnie blondyn zaczął się trząść. Nie zniósłby tego. Poczucia winy. Obiecał mu. Chociaż nie zasługiwał na jego pomoc, po tylu latach cierpienia ile wyrządził jego rodzinie. Nie widywał go za często, ale nadal walczył, żeby mógł opuścić to piekło. Nikt nie zasługiwał na ten pieprzony Azkaban!

- Malfoy? - zapytał Harry, dotykając jego ramienia. Ale blondyn był w transie. W głowie miał pochówek ojca. Płaczącą nad jego grobem matkę i jego samego, stojącego niewzruszonego, bo to on musiałby być jej oparciem. Ciotka Andromeda musiałaby się nią zająć. A on co by zrobił? Pił? Na pewno nikt nie przyszedłby na pogrzeb jego ojca. Przecież wszyscy mieli go za Śmierciożercę. Jego rodzina byłaby zhańbiona, matka by tego nie zniosła, miesiącami snułaby się po domu ciotki Andromedy, coraz częściej zamykałaby się w pokoju, aż wreszcie znaleźliby ją martwą po przedawkowaniu jakichś medykamentów. A on sam co by zrobił? Nie mając ani matki, ani ojca starałby się jak mógł ratować resztki ich godności. To o to ojciec zawsze dbał najbardziej. Ale coraz częściej zaglądałby do kieliszka. Któregoś dnia Blaise znalazłby go zarzyganego w jego własnym pokoju, użalającego się nad swoim życiem. Pewnie płakałby jak dziecko, będąc sam. Czy oni wiedzieli co to samotność? Być samemu na świecie? Nie zniósłby tego... - Draco! - krzyknął Potter, widząc, że blondyn jest biały jak kreda. Drżał na całym ciele ze strachu. Na jego twarzy rysował się wewnętrzny ból. Zagryzał mocno dolną wargę, a cała jego szczęka drżała. Każdy jego mięsień twarzy wyrażał to samo uczucie. Zupełnie jakby ktoś wbijał mu milion szpilek w oko. Tak, dokładnie tak się czuł. Czuł fizyczny i psychiczny ból. I strach. Strach przed utratą rodziny, jedynego co mu pozostało. Jedynego co zawsze miał. Malfoyem wstrząsnął niekontrolowany szloch. Zagryzał wargę tak mocno, że zrobiła się sina. Ale łzy niekontrolowanie płynęły po jego policzkach. - Draco, proszę... - wyszeptał Harry, czując jak kraje mu się serce na ten widok. Mimowolnie podszedł do blondyna i objął go w pasie. Draco drgnął, a potem zaniósł się jeszcze większym płaczem, teraz już otwarcie krzycząc. Schował nos w zagłębieniu szyi czarnego i płakał. Trwali tak niewiadomo ile, kiedy wreszcie chłopak zaczął się uspokajać. Mocno objął Pottera pod łopatkami i ściskał jakby od tego miało zależeć jego życie. Jedna dłoń Pottera powędrowała do włosów blondyna. Zaczął go cierpliwie głaskać po głowie w uspokajającym geście. - Już dobrze... - szeptał ciągle. - Już wszystko dobrze... - cierpliwie gładził jego włosy. Malfoy cały czas wdychając jego zapach, zaczął wolniej pociągać nosem, aż całkiem się uspokoił. Chrząknął znacząco, po czym odsunął się od Pottera. Obaj spojrzeli na siebie. Draco wciąż miał zaczerwienione oczy, ale jego twarz nie wyrażała zupełnie nic. Żaden z nich nic nie powiedział. Już po chwili Malfoy chrząknął po raz kolejny, co znaczyło, że mogą wrócić do rozmowy. Dumbledore, który do tej pory przyglądał się tej scenie z niemałym zainteresowaniem, odwócił wzrok. Spojrzał z zadumą w okno. Na jego usta wkradł się niewielki uśmiech, ale nie skomentował dziwnej sceny.

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz