Rozdział 64

418 40 6
                                        

Dom Griffina Rivernota znajdował się w jednym z dawnych francuskich prowincji na terenie Starej Anglii. Griffin Rivernot był starym szaleńcem z całym szaleńczym bagażem, którego się dorobił. Eksperymentował z magią, a kiedy o mało co nie wysadził się w powietrze, przepisał posiadłość na swojego ucznia. Jakże by się obecnie rozczarował, gdyby wiedział, że niewdzięczny spieniężył dworek by spłacić długi hazardowe, a potem zniknął szybciej niż znalazł na to kupca. Posiadłość przez lata stała opustoszała, marniejąc bez klasy, ku cierpieniu wielu czarodziejów szanujących estetykę. Jednak nikt nie próbował jej nabyć, z dziwnych powodów. Ostatecznie nieznany, bogaty inwestor postanowił z tego zrobić "dom starców", który potem przekształcono w więzienie. Smutny los tego dworku w stylu luksemburskim nagle uderzył Dracona z dwojaką siłą. Gdy stanął przed metalową, zdobioną bramą spodziewał się ujrzeć prawdopodobnie ministerialny megafon, przez który skrzeczący głos informował by o torze "wycieczki". Jednak nic takiego nie miało miejsca, a wręcz przeciwnie. Gdyby nie mgliście majaczący kształt budynku i drobna pieczęć przy bramie, nie pomyślałby, że w ogóle jest magiczny. 

- Dalej nie wejdę - oświadczył Blaise, wzruszając niedbale ramionami. Draco uśmiechnął się cynicznie, naciskając na klamkę. Mała igiełka uderzyła bezpośrednio w jego palec serdeczny, nakłuwając i tocząc kroplę krwi. 

- Naturalnie - sarknął blondyn, w kierunku przyjaciela, który właśnie poprawiał klapę drogiego, czarnego płaszcza szytego na miarę. Krew Malfoya przepłynęła strużką przez wiekową klamkę, błyszcząc przy tym jasnym, perlistym światłem aż zniknęła w trzewiach metalowego zamka. Blaise z zafascynowaniem obserwował jak drzwi się uchylają, a ich oczom, uszom i każdej komórce ciała ukazuje się bariera, złożona z pierwotnej magii. Draco przestąpił próg, czując jak ogarnia go błogie szczęście powrotu do domu, gdy ciepłe strumienie tarczy otaczały go i chroniły. - Zobaczymy się na obiedzie - bardziej poinformował niżeli zapytał, zanim jeszcze Zabini zniknął za mglistym już progiem. Po chwili uczucie ciepła zniknęło, a zastąpił go dziki niepokój, gdy promienie liżące do tej pory jego skórę, po prostu zniknęły, akceptując jego obecność i zostawiając samemu sobie. To tak dotkliwie w niego uderzyło, że potrzebował chwili zanim zrozumiał, że słyszy odgłos fal Morza Północnego, uderzający o brzeg niedaleko. Jak na potwierdzenie, jego nozdrza zaatakował zapach morskiej bryzy, utwierdzając go w przekonaniu o nieniknącym pięknie tego miejsca. Kiedy wreszcie otrząsnął się z estetycznego podziwu, jego wzrok spoczął na fontannie naprzeciwko budynku. Sam dworek przypominał nieco paryską Sorbonę, otoczoną z każdej strony nieprzeniknioną zielenią. Draco z przyjemnością przechadzał się alejką między krzewami różanymi, żałując, że coś tak pięknego zakłócone jest wybrukowaną ścieżką. Nagle znalazł się w artystycznym impasie, z jednej strony świadom, że za chwilę ten bajeczny widok, zastąpi łukowe sklepienie domu, z drugiej zaś strony przekonany, że jego stopy bezczeszczą to niemal święte miejsce. Kiedy przeżywał chwilowe katharsis dotarło do niego, że nie jest tu by podziwiać piękno i rozpaczać nad stratą, a by zobaczyć ojca. Stanowczo, chociaż z lekką niechęcią przeszedł przy rzeźbionej fontannie, na ułamek sekundy mocząc palce w orzeźwiającym strumieniu wody, a następnie podszedł do wiekowych drzwi budynku. Wrota uchyliły się w zapraszającym geście, oferując piękno swego wnętrza. Mógłby godzinami obserwować rzeźbione kolumny, ręcznie malowane freski, barwione sklepienia każdego z pokoi, ale nie było na to czasu. Wnętrze było wzorowane na francuskich dworkach, a zewsząd otaczała go rodzima magia. 

- Witam, panie Malfoy - znikąd wyrósł przed nim jeden ze znajomych aurorów, którego nazwisko jakoś wyleciało mu z głowy. Draco skinął rozważnie głową, by bezimienny człowiek nie zajął mu zbyt wiele czasu. 

- Witam, dlaczego jest tu tak pusto? - zagadnął zdawkowo, byle człowiek wyglądający na niezmiernie gadatliwego, nie wyczuł jego niechęci do rozmowy.

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz