Rozdział 57

429 42 2
                                    

Kolację zjedli w ciszy. Ron posyłał im dziwne spojrzenia, a Hermiona ciągle szczebiotała o zbliżających owutemach, a przecież został jeszcze rok. Mówiła, że Draco narobił sobie mnóstwo zaległości, konspiracyjnie zniżając głos. Dodała jeszcze, że nic dobrego nie wyniknie z tego dla Malfoya z tego świata i będzie musiał się ostro przyłożyć. Blondyn przechwalał się swoją inteligencją i faktem, że już raz to zaliczył, co dziewczyna odebrała jako oszustwo i się zaczęło. Potter był naprawdę wściekły za tą głupią i dziecinną scenę zazdrości, więc tylko grzebał widelcem w swoim posiłku, zerkając ukradkiem na Weasleya.

- Zmęczony jesteś? - zagadnął do rudzielca, który na początku zmroził go spojrzeniem, a kiedy Hermiona spojrzała na nich zachęcająco, uśmiechnął się słabo.

- Ostatnio mało sypiam - stwierdził zdawkowo, chrząkając znacząco. Wyglądał na skrępowanego. Harry posłał mu przepraszające spojrzenie, jakby to miało zbawienny wpływ na wszystko co robił w Zakonie. Ronald również się uśmiechnął i kiwnął sztywno głową, wracając do posiłku. Tymczasem Harry powrócił do grzebania widelcem w czymś, co prawdopodobnie było wcześniej pieczenią. Po chwili Weasley pożegnał się, wstając i wykręcając, że ma dużo pracy domowej. Kiedy wyszedł, zmartwiona Granger odprowadzała go wzrokiem, co nie uszło uwadze Pottera.

- Słuchasz mnie? - prychnął blondyn, szturchając go ramieniem, na co z talerza spłynęło nieco zawiesistego sosu, brudząc biały obrus.

- Nie - wzruszył ramionami oschle, nawet na niego nie patrząc. Potter miał wrażenie, że chłopak cały się spiął, bo niespokojnie poruszył się w miejscu.

- Co cię ugryzło? - syknął Malfoy przyciszonym głosem, wytrącając mu widelec z dłoni. Nachylił się konspiracyjnie nad stołem, sunąc zgrabnym palcem wzdłuż jego palca serdecznego aż do nadgarstka i z powrotem po dłoni leżącej bezwładnie obok talerza. Harry zabrał ją ze stołu, nie mając zamiaru grać w kolejną grę blondyna. - Kurtuazja wymaga patrzenia w oczy gdy ktoś do ciebie mówi, Potter - dodał, łapiąc go za podbródek i kierując jego twarz ku swojej. Zielone oczy wpatrywały się w niego wyzywająco, na co ten z lekkim lękiem się odsunął.

- Ty! - prychnął. - Tutaj i tutaj - wskazywał miejsce na odsłoniętej szyi, rozwiązując krawat. - Mam powiedzieć gdzie jeszcze? - rzekł wściekle, mrużąc oczy. - Oznaczyłeś mnie jak swoją własność! Jeszcze nie mogę porozmawiać ze znajomym, bo wyskakujesz z głupimi scenami zazdrości - w tym momencie czarnowłosy stracił zupełnie panowanie, podnosząc się od stołu. - Nie jestem twoją własnością, Draco! Właściwie kim jestem? - prychnął cicho, nie chcąc znów robić głupiej sceny w Wielkiej Sali. Odkąd się tu zjawili, to stało się ich rytuałem. Miał zamiar skończyć z tym raz na zawsze, ale nie dało się, po prostu nie.

- O co ci chodzi Potter? - zapytał blondyn, siląc się na spokojny ton, ale jego szczęka pulsowała od zaciskania zębów.

- O to! - zatoczył koło ręką, jakby otaczał ich dwójkę. - O nas! Jest w ogóle jakiekolwiek "nas"?! Jednego dnia mówisz, że mnie kochasz. Drugiego dnia jesteś zazdrosny o byle gówno. Czekasz na mnie pod drzwiami, dyktujesz plan dnia, unikasz spotkania z moimi rzekomymi przyjaciółmi, którzy są twoimi przyjaciółmi! - Malfoy poderwał się gwałtownie z miejsca i błyskawicznie wpił w jego usta, próbując pokazać mu, że nie dba o innych. To tym bardziej rozwścieczyło Pottera, który uznał to za kolejną próbę wywarcia na nim presji i udowodnienia swojej racji. Odepchnął Draco z całej siły, ocierając rękawem usta. - Widzisz?! Znowu to robisz! To nie jest normalne Malfoy! Siedzimy w tym razem już drugi tydzień. Zapewniasz mnie o głębokim uczuciu sprzed lat, a jesteś zazdrosny o chłopca?! Traktujesz mnie w ogóle poważnie? Mnie dorosłego, nie dzieciaka z tego świata! - krzyczał Potter, co zainteresowało połowę obecnych. Blondyn westchnął ciężko, powoli przysuwając się do obrażonego Pottera.

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz