Niska, szczupła kobieta przestąpiła próg budynku, rozglądając się sceptycznie. Poprawiła swoje ciemne włosy w lustrzanej ozdobie składającej się z trzech sporej wielkości trójkątów, wiszącej przy wejściu. Przygładziła dłońmi obcisłą, kremową sukienkę, która idealnie opinała jej szczupłą talię, a potem eksponując długie nogi podążyła w kierunku baru. Rzuciła niedbale torebkę na blat, zdejmując skórzaną kurtkę, którą rzuciła w siedzącego z lewej na stołku Draco.
- To klub dla homoseksualistów, a muzyka jest słaba - wytknęła mu, rzucając oceniające spojrzenie na opróżnioną przez niego jednym haustem szklankę.
- Witaj Pansy, ciebie też miło widzieć - skrzywił się Draco, prosząc o kolejną whisky. Barman zlustrował dziewczynę pełnym uznania wzrokiem, zbyt długo patrząc na wyeksponowany dekolt. - Zapomnij, jest lesbijką - zaśmiał się pijacko Malfoy, poufale przysuwając się do Parkinson. Dziewczyna odepchnęła jego ramię wypielęgnowaną dłonią, prychając pod nosem.
- Ile już tu siedzisz? - siliła się na spokojny ton, ale muzyka trwale ją zagłuszała.
- Wystarczająco długo, żebym znalazł też coś dla ciebie - mruknął pod nosem, przyglądając się pobłyskowi złotego płynu na dnie szklanki.
- Na litość boską! Draco, wybierz kogoś, zalicz w łazience, umyj ręce, zapomnij. Życie toczy się dalej, więc żyj i nie myśl o Potterze! Tylko nie złap HIV przed czterdziestką - krzyknęła sfrustrowana dziewczyna, bo barman wciąż obłapiał ją wzrokiem. - Daj mi Malibu, ale takie mocne - zażądała, uderzając otwartą dłonią w blat stołu.
- Dzięki, ale do tej pory akurat o nim nie myślałem. Poza tym, nie chcę "kogoś" - przedrzeźniał ją naburmuszony blondyn. Alkohol uderzał mu do głowy, a słuchanie moralizującej gadki kobiety nie było jego ulubionym zajęciem.
- Tak, tak, chcesz Pottera... bla, bla, bla! Draco, nie możesz ciągle oglądać się za siebie. Albo weźmiesz co chcesz, albo po prostu odpuść i zapomnij - powiedziała, z ogromnym zafascynowaniem oglądając podanego drinka. Umoczyła usta, zostawiając odcisk karmazynowej szminki na grubym szkle, przymykając na chwilę oczy by delektować się smakiem.
- Mówiłem, że cię kocham? - wspomniał mimochodem, opróżniając kolejną szklankę whisky. Parkinson wystukała rytm piosenki na blacie baru, zerkając w kierunku drzwi. Blaise jak zwykle się spóźniał, a ona nie znosiła interweniować sama. Szczególnie, że Malfoy był wyjątkowo trudnym przypadkiem.
- Mówisz mi to średnio raz na trzy tygodnie, kiedy jesteś ostro najebany. W ostatnim czasie nawet częściej. Zaczynam mieć wątpliwości co do twojego homoseksualizmu. Poza tym mówiłam ci, jestem jeszcze zbyt młoda, żeby przedłużać linię rodu Parkinson, zaczekaj do trzydziestki - wytknęła mu złośliwie, szturchając go w pierś palcem. Klub wrzał od dokuczliwej muzyki i spoconych ciał ocierających się o siebie homoseksualnych par. W kącie, na piankowej kanapie można było dostrzec więcej nagości niż na filmie pornograficznym. Na antresolach przy scenie tańczyło kilku tancerzy egzotycznych, mających na sobie tylko skąpe stringi i złote boa. Parkinson z odrazą przesunęła wzrokiem po kontrowersyjnych mężczyznach i wyuzdanych kobietach. Najwidoczniej Malfoy zawędrował tu dziś ze względu na swoje upojenie, bo ten klub zupełnie nie miał klasy. Po chwili jednak dostrzegła elegancką kobietę, siedzącą przy jednym ze stolików i popijającą drinka. Miała długie blond włosy i ciemne okulary przeciwsłoneczne. - Ehhh... ćpunka - westchnęła zrezygnowana, patrząc jak blondyna unosi w jej stronę kieliszek. - A może nie? - mruknęła bardziej do siebie, niż do Draco. Malfoy przeniósł zamglony wzrok na obiekt zainteresowania jego przyjaciółki.
- Raczej nie, po prostu drażnią ją neony. Rozumiem ją, najlepsza miejscówka do obserwacji, ale te światła...
- Jak często tu przychodzisz, Draco? - podchwyciła dziewczyna z zainteresowaniem. Mężczyzna wzruszył w odpowiedzi ramionami.
CZYTASZ
Zielony Lew
FanfictionWojna była i zniknęła. Harry Potter był narodowym bohaterem, a Draco Malfoy, jego największy wróg, dawnym Śmierciożercą. Powoli wszystko zaczynało się układać. Potter miał wianuszek fanów, a Malfoy grono nienawidzących go pismaków. Co się by jednak...