Rozdział 44

466 41 11
                                    

Unikanie Dracona Malfoya, było dziecinnie proste, szczególnie w dobie codziennych lekcji. Harry niczym cień przemykał korytarzami, chociaż doskonale wiedział, że blondyn go szuka. Było to na swój sposób zabawne. Potter był zawsze o krok przed nim, a Draco niecierpliwie wypytywał o niego wszystkich ślizgonów. Na próżno! Podczas lekcji Harry ignorował chłopca, który chciał zwrócić jego uwagę, rzucając w niego karteczkami, liścikami czy nawet raz kałamarzem. Potter nadal odczuwał ból w łopatce po tym niefortunnym uderzeniu. Chociaż Flitwick odebrał Malfoyowi punkty, to Harry wciąż był obrażony. W czasie wolnym ukrywał się w bibliotece, nikomu o tym nie mówiąc. Wtorek minął błyskawicznie i kiedy nadeszła środa, podekscytowany Potter stał się nieuważny. Pierwszym błędem było zaspanie na śniadanie, a nikt go nie obudził, bo od połowy tygodnia unikał ludzi. Zziajany wbiegł do Wielkiej Sali, która była praktycznie pusta. Wtedy jak spod ziemi wyrósł Malfoy. Harry cofnął się o krok i napotkał na opór w postaci Zabiniego.

- Co wy?! - obrócił się wystraszony, niemal uderzając w pierś mulata. To był jawny zamach na jego życie. Blaise uśmiechnął się pobłażliwie, kiedy Harry znów cofnął się, tym razem już uderzając w tors blondyna. Był w potrzasku! Tak dobrze unikał wszystkich, że nie spodziewał się ich tu spotkać. Spanikowany czarny zaczął się wyrywać, kiedy ciepłe dłonie Draco oplotły jego ramiona. - Natychmiast mnie puść! - wrzasnął Harry, wyrywając się z jego uścisku. Malfoy był wbrew pozorom bardzo silny. Blondyn wtulił się w niego, wciskając nos w zagłębienie między szyją a ramieniem. Potter prychnął, kiedy na jego policzki wstąpił rumieniec. Blaise zachichotał cicho, widząc jego skrępowanie. - Idiota! - oświadczył w kierunku Malfoya, który bezczelnie kąsał jego skórę.

- To nie moja wina, ty uciekasz - powiedział Malfoy, po czym puścił zawstydzonego Pottera. Harry poprawił zgniecioną na piersi koszulę i wyprostował się dumnie.

- Mamy misję, nie będę twoją zabawką, Malfoy - rzekł chłodno, wymijając zaskoczonego Draco. Blondyn zacisnął ze złością usta.

- Nie jesteś zabawką, Potter - mruknął pod nosem, przyglądając się mu z zacięciem. Jego oczy znów błyszczały niebezpiecznie jak burzowe niebo. Harry mimowolnie poczuł ten słodki dreszcz, który przechodził zawsze wzdłuż jego kręgosłupa gdy go widział.

- Tak? A kim?! - nie mógł powstrzymać swojej złości. Nie przejął się nawet zakłopotanym Blaise'm, który rozpaczliwie szukał po sali interesującego punktu, na którym może zawiesić wzrok. W końcu zauważył smętnie zwisającą girlandę, która nagle wydała się niezwykle ciekawa. Draco zacisnął usta zażenowany, tym bardziej irytując czarnego. - Tak myślałem - prychnął, podchodząc do stołu Slytherinu. Nikt nie zwracał już na nich uwagi. Malfoy pokiwał głową zrezygnowany.

- Potter, jaki ty jesteś głupi! - fuknął obrażony. Harry Potter był bardzo cierpliwy, ale tym razem miarka się przebrała. Nie zdążył jeszcze dobrze usiąść, a już stał przy blondynie, mierząc go wrogim spojrzeniem.

- Sam jesteś głupi! - pchnął Draco z całej siły. Chłopak zachwiał się lekko i gdyby nie Zabini stojący za jego plecami, zapewne upadłby na podłogę.

- Nie dotykaj mnie! - syknął Malfoy, zwracając na siebie uwagę pozostałych uczniów, którzy spóźnieni zjadali swoje posiłki. Harry zmrużył wściekle szmaragdowe oczy. Ani myślał tym razem się wycofać. W tej chwili jedyne czego chciał to zmiażdżyć go pod swoim butem jak robaka. Nie miał już siły na ciągłe przepychanki z Malfoyem - szesnastolatkiem, który praktycznie wcale nie różnił się od Malfoya - arystokratycznego dupka. Szturchnął go palcem wskazującym w ramię.

- Och wybacz! Dotknąłem! - oświadczył znudzony, rozglądając się nonszalancko po sali, a potem zrobił to po raz kolejny i kolejny, aż wreszcie pstryknął go w nos.

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz