"I ogrzej mnie swoim ciałem, kiedy będzie mi zimno. Bądź moim domem, do którego wracam z radością po każdym dniu pracy. Ugaś sobą moje pragnienie. Nakarm mnie złożonością swojego ciała. Bądź moim światłem w mroku, które prowadzi mnie do lepszego jutra. Wkradaj się w moje serce, kiedy tego zapragniesz. Pozwól mi wejść do swojej duszy. Bądź mną. Pozwól, by moja skóra przesiąkła Tobą. Bym się stał taki jak Ty. Twoim zapachem, twoją egzystencją, twoim żalem do innych, twoją lubością do kawy, do świata, do piękna, do życia. Oddaj mi swoją złośliwość, swój ból, swoją stratę, swoją zazdrość i cierpienie. Zniszcz mnie. Pozwól mi się rozpaść pod twym spojrzeniem. Obedrzyj mnie z godności, ze skóry, z tęsknoty za tym co nas łączyło a co nas podzieliło. I kochaj mnie. Kochaj mnie tak długo, tak mocno, tak hipnotycznie, bym już nigdy nie zapomniał jak wiele mi dałeś, a jak wiele bez Ciebie tracę. Kochaj mnie tak, bym nigdy nie zapomniał co dzięki Tobie zyskałem. I pozwól mi... Pozwól mi kochać Ciebie. Chociaż na chwilę. Dobę. Godzinę. Minutę. Sekundę. Na zawsze."
Harry zmiął wściekle kartkę w dłoni, a następnie przeklął, rzucając ją za siebie. Minęło pięć dni. Pięć potwornie długich dni, odkąd tkwili znowu w swoim świecie. Doskonale pamiętał jak w dzień powrotu podszedł do Draco w Wielkiej Sali Hogwartu... Blondyn zamilkł wtedy dojmująco, chociaż sekundę temu rozmawiał z Pansy, śmiejąc się w najlepsze. Wysunął dłoń by przyjąć zmieniacz z wyciągniętej dłoni Pottera. Obracał go w palcach z nieodgadnioną miną. Po chwili spojrzał. Obaj mierzyli się spojrzeniami, ale żaden z nich nic nie mówił. Decydowali bez słów, że nie mogą i nie chcą czekać aż Pettigrew zostanie schwytany. To nie należało do nich. Oni nie należeli do tego świata. Nie chcieli należeć. Pełen nadziei Harry stał wtedy naprzeciwko niego i czekał. A czas mijał. Sekundy zamieniły się w minutę, potem w kolejną i kolejną. Nie wiedział ile tak stali, jakby obaj zastanawiali się co powinni powiedzieć.
- Więc to koniec - szepnął nagle cicho Draco. Harry zamarł. Miał wrażenie, że nie mówił tylko o tym nieznacznym epizodzie ich pokręconego, dorosłego życia, a o wszystkim co tutaj zbudowali, a tam nie miało racji bytu. O wszystkich chwilach, pocałunkach, intymności, a może nawet miłości. Czymś co ich świat miał zmiażdżyć swoją prostotą i problemami. Wracali do siebie. I chociaż Harry bardzo chciał go mieć również w ich świecie to wiedział, że nie zmusi go by zmienił przekonania.
- Koniec - wykrztusił głucho Potter, przełykając wielką gulę, która dziwnym trafem nagle uformowała się w jego gardle. Miał wrażenie, że jeżeli powie coś więcej, to jego głos się załamie, a on sam runie na podłogę i zacznie wyć z rozpaczy. Zamiast tego doskonale pamiętał... Jak stał i nic nie mówił. Jego ręce spoczywały bezwiednie wzdłuż ciała w oczekiwaniu na wyrok. Draco po raz kolejny obrócił zmieniacz w palcach. - Zróbmy to - dodał pośpiesznie, jakby to miało przynieść w jakiś sposób ulgę.
- Taaak... - Malfoy przeciągnął samogłoskę w niepewnym potwierdzeniu, a przez jego twarz przemknęło coś na kształt żalu. Harry miał ochotę spajać każdą emocję z jego pięknego lica ale to było zbyt bolesne. Zamiast tego stał i pozwalał, by jego los ważył się w dłoniach kochanka. Po raz ostatni obrócił złoty przedmiot w dłoni, a potem nachylił się nad Potterem by złączyć ich usta. - W innym świecie, bylibyśmy małżeństwem - zaśmiał się gorzko, ścierając z policzka czarnego samotną łzę, która bez pytania pozwoliła sobie spłynąć ze szmaragdowego oka.
- Miejmy to za sobą - odtrącił go szorstko. Naprawdę nie potrafił teraz zrozumieć, dlaczego tak zimno go potraktował, zamiast pozwolić sobie na ostatnią chwilę zapomnienia. Kiedy Draco założył zmieniacz na szyję, Potter zrozumiał, że wiele miał mu do powiedzenia, a teraz nie miał już na to szans. Bo tam wszystko jest inaczej. Westchnął wyciągając różdżkę i celując nią bezpośrednio w środek piersi blondyna, na której błyszczał winowajca. Patrzyli sobie w oczy. Harry widział wahanie w tych Malfoya i miał wrażenie, że w jego własnych można odczytać to samo. - Liberacorpus - powiedział stanowczo, ale miał wrażenie, jakby nie zrobił tego on, a ktoś za nim. Znów oślepiający snop światła. Wszyscy zniknęli, byli tylko oni dwaj. Tak jak jeszcze chwilę temu widzieli tylko siebie, teraz też byli sami. Tkwili w tym samym schowku na miotły, przy sali kongresowej. - Już? - zapytał z zainteresowaniem Potter, rozglądając się wokół siebie. Draco stał odwrócony tyłem do niego. Harry zauważył czarny, ciężki płaszcz drogiej marki i idealne spodnie od projektanta. Wciągnął gwałtownie powietrze, gdy Malfoy odwrócił się do niego twarzą i jego oczom ukazał się obraz posągowego, arystokratycznego mężczyzny o ostrych rysach i atletycznej budowie. W słabym świetle włosy błyszczały intensywnie, a uroku dopełniał jasny, praktycznie niewidoczny zarost. Harry chłonął badawczo sylwetkę i twarz mężczyzny, stojącego przed nim. Mógłby godzinami patrzeć na niego. Tak bardzo znajomy a jednocześnie obcy. Jedyną niezmienną częścią były jego oczy. Sekundę temu żywe, teraz niczym zgasły płomień.

CZYTASZ
Zielony Lew
FanfictionWojna była i zniknęła. Harry Potter był narodowym bohaterem, a Draco Malfoy, jego największy wróg, dawnym Śmierciożercą. Powoli wszystko zaczynało się układać. Potter miał wianuszek fanów, a Malfoy grono nienawidzących go pismaków. Co się by jednak...