Wchodząc po schodach do wieży Gryffindoru, Draco czuł się dziwnie zmieszany. Rzadko ktokolwiek wprowadzał go w stan całkowitego niezrozumienia i emocjonalnego otępienia. Zawsze chłodna kalkulacja, klasa, powaga w tym momencie zupełnie go opuściły. Nie wiedział jak i dokąd podążają jego myśli. Kręciły się wokół Pottera, zmieniacza czasu, jego ojca w Azkabanie - zupełnie jakby nagle zagubił się w swojej własnej osobie i zapomniał kim był. Chciał być beztroskim dzieckiem. Zmierzał do tego każdym zachowaniem, ale to co zrobił Potterowi w Wielkiej Sali zaskoczyło jego samego. Zachował się jak dupek. Czy to możliwe, żeby dziecinniał z każdym dniem przebywania tutaj? Miał wrażenie, że nie potrafi zebrać żadnych racjonalnych, dojrzałych myśli. Zupełnie jakby jego mózg cofnął się do poziomu nastolatka. Zapominał co ważne, wpadał w głupią histerię, chciał wzbudzić w Wybrańcu zazdrość, a całe jego jestestwo krzyczało "Patrzcie na mnie!". Kiedy był u szczytu schodów, pomyślał, że to ten świat. To nie były dziecinne hormony, oni po prostu zapominali kim byli. Malfoy rozumiał, że powoli zapominał mniej istotne fakty swojego życia, jak na przykład kiedy był na ostatnim meczu quidditcha, albo o umówiony spotkaniu z prawnikiem. Draco poczuł, że ogarnia go niesamowita panika. Ten wyimaginowany wszechświat wsiąkał ich oboje. Zaczynał się zastanawiać, czy Potter nadal jest tym Potterem, który chciałby rzucić w niego jakimś niewybaczalnym, czy głupim dzieckiem, nagle czującym na jego widok motylki w brzuchu. Na czole Malfoya pojawiły się kropelki potu, które starł szybkim ruchem drżącej dłoni. Otworzył drzwi do dormitorium, a kiedy przestąpił próg, od razu zauważył siedzącą na fotelu pokoju wspólnego Tonks. Nimfadora była szczupłą, jednak odpowiednio kształtną, młodą kobietą. Miała na sobie szarą, mugolską koszulkę z dziwnym nadrukiem, skórzane spodnie i wytarty, ciężki, płaszcz. Draco nie był do końca pewien ile w jej twarzy było z prawdziwego wyglądu, jednak obecnie miała ciemnografitowe oczy i fioletowe włosy. Nos był raczej drobny i lekko zadarty, a usta wykrzywiały się teraz w znudzonym grymasie. Blondyn rzadko widywał swoją kuzynkę w normalnych okolicznościach, ale tutaj najwidoczniej wychowywali się razem.
- No wreszcie! - ucieszyła się Dora. Wstała powoli z fotela, rozprostowując do tej pory wyciągnięte na stoliku nogi. Draco niechętnie zauważył, że nosi ciężkie buty, tak zwane glany, które zupełnie psuły jego elegancką naturę. W jego naturze stuprocentowego geja istniała tylko czysta elegancja, czasem mieszana z nonszalancją, ale nadal klasa i styl. Coś, czego Dora zupełnie nie miała. - Jesteśmy spóźnieni! - oświadczyła niezadowolona w jego kierunku. Malfoy rozejrzał się po pokoju wspólnym, jakby upewniając, czy mówi do niego. Niestety nikt inny nie zwracał na nich uwagi, więc nie było tu mowy o pomyłce.
- Na co? - zapytał bezpardonowo blondyn, zupełnie ignorując fakt, że jej policzki nabierają czerwonego odcienia. Wiedział, że Nimfadora była metamorfomagiem, więc nie zdziwiło go, gdy z jej uszu buchnęła para. Przypominała nieco sfrustrowaną lokomotywę parową. Co chyba miało być zamierzonym efektem.
- No spotkanie, Draco, myśl - ponagliła go niecierpliwie, po czym podeszła i niemal pchnęła w kierunku dormitorium. - Zbieraj rzeczy i spadamy. Remus już na nas czeka - pośpieszyła go, zerkając na zegarek. Blondyn stanął jak wryty, zupełnie nie wiedząc co myśleć o jej pośpiechu.
- O czym ty mówisz? - zapytał zirytowany, nadal targany dziwnymi, dziecinnymi emocjami. W tym ciele zupełnie nie rozumiał wszystkich otaczających go dorosłych i zapewne nie chciał tego wcale rozumieć. Wszystko co mu mówili wydawało się głupie i bezsensowne. I prowadziło jego czyny donikąd. Jedyne gdzie chciał być to w domu letniskowym nad morzem, w którym stacjonował ostatnimi czasy w swoim świecie. Słuchanie szumu fal uderzających o urwisko, bardzo go uspokajało.
- Nie zadawaj bezsensownych pytań... - nagle ściszyła ton, rozglądając się nerwowo po pokoju. - Wspominałam ci o spotkaniu Zakonu i naszej sprawie - szepnęła, kiedy Draco chował ostatnie rzeczy do kufra. Rzucił zaklęcie zmniejszające, na co Tonks zagwizdała z uznaniem. - Och! Czyli nie tylko opanowałeś do perfekcji Obliviate - prychnęła pod nosem, a w jej głosie słychać było jawną urazę. Ręka blondyna zamarła, gdy ten wsuwał kufer do kieszeni. Nimfadora była dziewczyną, narzeczoną czy też żoną Remusa, nie pamiętał dokładnie. Jednak to na nim zastosował ostatnie kompromitujące go zaklęcie, o którym informacja pewnie zdążyła już dotrzeć do jego wujostwa i samej Dory. I wtedy go olśniło! Spotkanie Zakonu czyli Zakonu Feniksa. Należał do niego? Dlaczego? Czy to nie oni przyczynili się do śmierci jego ojca? Coraz bardziej zaintrygowany wciskał na siebie płaszcz. Już po chwili zbiegali razem po schodach w stronę wyjścia z Hogwartu. Czyli co? Dziś miało się wszystko wyjaśnić? Na pytania, których mieli tyle, wreszcie miała przyjść upragniona odpowiedź. Nie czekając na nic, machinalnie złapał dziewczynę za wysuniętą w jego kierunku rękę, gdy stanęli na wybrukowanym dziedzińcu zamku. Mocno zacisnął palce na rękawie jej płaszcza i wtedy poczuł szarpnięcie. Już po chwili znaleźli się na wrzosowiskach, tuż przed chatą myśliwską Remusa Lupina. Draco nieznacznie zmarszczył brwi. Nie spodziewał się jeszcze kiedykolwiek tu być. Cofnął się o krok i napotkał na opór w postaci wysokiego mężczyzny.
CZYTASZ
Zielony Lew
FanfictionWojna była i zniknęła. Harry Potter był narodowym bohaterem, a Draco Malfoy, jego największy wróg, dawnym Śmierciożercą. Powoli wszystko zaczynało się układać. Potter miał wianuszek fanów, a Malfoy grono nienawidzących go pismaków. Co się by jednak...