Rozdział 2

1K 86 34
                                    

Ta sama sceneria w gabinecie Albusa Dumbledore'a, tylko atmosfera jakaś bardziej ponura. Dwóch uwięzionych w nastoletnich ciałach mężczyzn, rozmawiających z martwym czarodziejem. Scena iście z komedii, bądź horroru. Zależy jakby na to spojrzeć.

- A więc w waszym świecie Draco należał do Slytherinu, a ty Harry do Gryffindoru, tak? - zapytał Dumbledore, mieszając łyżeczką w herbacie odwrotnie do wskazówek zegara. Draco wgapiał się pusto w jego dłoń, patrząc jak dorzuca do niej cytrynowego dropsa. Obaj chłopcy zgodnie kiwnęli głowami. - Niedorzeczne - zaśmiał się Albus, wyciągając zamaszyście łyżeczkę z herbaty. Kilka kropel przeleciało przez pokój i uderzyło zaskoczonego Malfoya w oko. Blondyn skrzywił się oburzony i obrzydzony jednocześnie. Ten gabinet rzeczywiście przyprawiał go o dreszcze. Przez chwilę miał w głowie obraz oblizującego łyżeczkę Dumbledore'a. Wzdrygnął się, po czym nieświadomie przysunął do Harry'ego. Ten spiorunował go wzrokiem. Malfoy zachowywał się żałośnie w nowej sytuacji, chociaż obaj wyglądali na podobnie zagubionych.  

- Co jest takiego niedorzecznego? - odezwał się wreszcie blondyn, ratując się swoją odwieczną przyjaciółką, a mianowicie opryskliwością. Zupełnie jakby znowu miał szesnaście lat, a nie dwadzieścia jeden. No, może wyglądał na szesnaście. Ale duchem obaj wiedzieli, że są dorośli. Nieświadomie nadął usta, na co Albus szczerze się roześmiał. Może nie tak do końca dorośli...

- Och Draco, ponieważ ty zupełnie nie pasujesz do Slytherinu! - wykrzyknął niemal uradowany, na co blondas skrzywił się w przerażeniu. Automatycznie powędrował dłonią do przedramienia Pottera i zacisnął ją na nim rozpaczliwie. Harry uniósł brwi w zdziwieniu, zerkając na towarzysza. Dopiero po chwili Malfoy zorientował się co zrobił i zabrał dłoń z niesmakiem. 

- A to dlaczego, panie profesorze? - zapytał zaciekawiony Harry. W tym momencie i Draco wytężył swój słuch z prawdziwą fascynacją. Był niemal pewien, że jeszcze rano idealnie pasowałby do Slytherinu. Teraz czuł się trochę bardziej jak wystraszony kociak, a nie jadowity wąż.

- No jak to dlaczego? Harry, Draco jest Wybrańcem. Jego ojciec sprzeciwił się Voldemortowi, kiedy ten miał sześć lat. Lucjusz nie spodziewał się, że sprowadzi na swojego syna tak ogromne brzemię, jednak Draco jest niesamowicie odważny, co cenią jego przyjaciele, prawda Draco? - Malfoy słuchał tego wszystkiego w skupieniu, coraz bardziej wykrzywiając usta w grymasie. - Sam przeciw wielkiemu światu - zadumał się Albus. Milczał dłuższą chwilę, jakby trawił wszelkie informacje, a potem parsknął cichym śmiechem. Harry spojrzał na chłopaka, ponieważ ten właśnie wstał. Fotel, który odsunął zaskrzypiał cicho o drewnianą podłogę. - Draco? - Dumbledore wysłał chłopcu pytające spojrzenie. 

- Ojciec nie żyje? - zawahał się na chwilę, przerywając swój szaleńczy chichot. Harry i Albus patrzyli na niego. Malfoy miał wrażenie, że Potter wypala dziurę w jego ciele, swoim podejrzliwym spojrzeniem. Na swoje nieszczęście, był zdany tylko na niego. O Merlinie, broń nas przed wojną! 

- Naturalnie, to wielka tragedia, ale to było tak dawno... wiele mu zawdzięczamy - mruczał zasępiony Albus, nie dostrzegając dziwnego wahania na twarzy chłopca.

- A matka? - teraz Harry przeniósł pytający wzrok na dyrektora. Ten wrzucił do herbaty kolejnego dropsa, a potem z lubością upił jej łyk. Na pewno była obrzydliwie słodka. 

- Och, rozumiem. Draco, ja wiem, że ci ciężko. Stracić matkę przy narodzeniu, a ojca w tak młodym wieku. Jednak masz wsparcie nas wszystkich, prawda Harry? - czarny skrzywił się na dźwięk własnego imienia, wykorzystanego w tak niewygodnym punkcie rozmowy. Chwilę zajęło mu przetrawienie tych nietypowych informacji, zanim znów obdarzył Draco nieodgadnionym spojrzeniem. Miał wrażenie, że widzi cień bólu w jego oczach. Jak to mówią: "Oczy są zwierciadłem duszy". Jego rodzina nigdy nie była przesadnie dobra, ale przynajmniej ją miał. Harry poczuł się wyjątkowo podle, wiedząc, że w tym świecie Malfoy ma zdecydowanie gorzej. Nie to, żeby narzekał, bo to znaczyło, że...

Zielony LewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz