To kłopotliwe...

1K 93 15
                                    

Shikamaru podrapał się po karku mrucząc pod nosem "kłopotliwe". Jakimś niewyjaśnionym cudem, on, zwykły, leniwy szesnastolatek stał przed przywódcami klanów i samą Hokage mając za zadanie znaleźć logiczne i pozbawione wad rozwiązanie problemów wioski. W normalnych okolicznościach zamiast niego byłby tu jego ojciec, jednak on aktualnie był z misją dyplomatyczną w Kumo.

Wcale nie podobało mu się, że banda szanujących się "dorosłych" chce zrzucić wszystkie swoje problemy na niego, i to tylko dlatego, że pochodził z klanu Nara. Chłopak rozumiał, inteligencja, strategia i tak dalej, uważał, że był w tym całkiem dobry, ale nie na tyle by wyjść z tak poważnego kryzysu, który wioska praktycznie sama sobie zgotowała.

Nieuchronnie zbliżała się bitwa z Akatsuki, których szanse na wygraną znacznie wzrosły po przejęciu siedmiu ogoniastych bestii. Przy okazji znaczyło to również, że brakuje im jeszcze dwóch i na pewno będą chcieli po nie przyjść. Prawdopodobnie w szerszym gronie niż wcześniej.

Jinchuuriki Konohy był Naruto, mistrz Sakury i Sasuke. Nara wiedział o nim w sumie tylko tyle, po wiosce krążyło za to wiele niepotwierdzonych plotek mówiących, że Uzumaki jest synem Yondaime Hokage albo, że kuzynka, z którą przyjechał to tak naprawdę jakaś królowa, która jest przywódcą ich klanu. Nie wiedział czy to prawda, nie było także sensu się nad tym zastanawiać.

Postawiono przed nim dość jasną sytuację. Konoha i Suna mogą zostać zaatakowane, jednak ostrzał padnie na Liść, gdy organizacja nie trafi na drugą wioskę tylko na zwyczajną pustynię bez śladów cywilizacji. Chunnin nie wyobrażał sobie nawet ile chakry potrzeba było do przeniesienia tak ogromnego obiektu.

Tak więc Suna była bezpieczna w ukrytej wiosce, która podobno się rozpadła, a jednak nadal istnieje, jej nazwy mu nie zdradzono, a Konoha była zagrożona i bez szans na pomoc od tej wioski, bo kiedyś tam im nie pomogła.

Wbijali w niego wzrok jakby był cudotwórcą, ale co mógł wymyślić mając przed sobą tak wielkie niebezpieczeństwo jak siedem ogoniastych bestii i kilkunastu śmiertelnie groźnych morderców, dla których ludzkie życie było tak ważne jak zeszłoroczny śnieg? Do tego nie miał wystarczającej siły przebicia. W wiosce było sporo ninja, jednak większość była po prostu przeciętna i można było użyć ich chyba tylko jako mięso armatnie.

Potrzebował takich shinobi jak Kakashi, ale przecież on był najsilniejszym jonninem w wiosce nie licząc Naruto, takich jak on można było policzyć na palcach jednej ręki. Silny był Guy, Asuma, może Kurenai. Reszta nie miała szans w walce ze ściganym klasy S, a co dopiero z tak potężnymi bestiami, których mogli użyć według uznania.

Powiedział jedyne słowa jakie aktualnie przyszły mu do głowy - proszę o czas. Nie był żadnym nadczłowiekiem, który wymyśliłby rozwiązanie takiego problemu pod ostrzałem spojrzeń ludzi, którzy myśleli, że da im na tacy wszystko czego potrzebują bo pochodził właśnie z TEGO klanu, w tak krótkim czasie niemal od zaraz.

Wyszedł z posiedzenia mimo, że spokojnie mógł zająć miejsce swojego ojca jako jego tymczasowy regent, to było zbyt kłopotliwe.

Nara najchętniej spotkałby się ze swoją drużyną albo pograł w Shogi ze swoim senseiem. Niestety mężczyzna ostatnio spędzał coraz więcej czasu z mistrzynią Hinaty, Kiby i Shino. Ostatnio powiedział mu nawet, że spodziewają się dziecka.

- Kuso. - Mruknął uświadamiając sobie, że kobieta raczej nie będzie walczyć na wojnie skoro jest w ciąży. Teraz po wybiciu klanu Uchiha była jedną z czterech osób w wiosce, które potrafiły używać genjutsu w większym stopniu. Oprócz niej pozostawali tylko Naruto, Sasuke i Kakashi, przeklęci sharinganowcy.

Musiał to wszystko spokojnie przemyśleć, miał do dyspozycji klanu o różnorakich zdolnościach, które mógł spożytkować w jakiś dobry sposób. Klan Inuzuka posiadał zdolności do tropicielstwa, klan Hyuga byłby świetny w zwiadzie i patrolowaniu terenu, Aburame mieli owady, Sarutobi popiół, Tsunade miała technikę dalekodystansowego leczenia za pomocą swojego ślimaka, klan Nara miał cień.

To wszystko sprowadzało się do początkowego etapu wykrycia wroga, nie mówiło mu niczego o dalszej ofensywy. Walka na broń zazwyczaj polega na atakowaniu  i parowaniu ataków, tu było podobnie, by wygrać oni też musieli zadać cios.

W tej chwili ich wioska posiadała najmniej shinobi specjalizującego się w fuinjutsu, gdy wioska mogła tego użyć zablokowałaby przynajmniej bestię, jednak do tego - przy okazji nie umierając - nadawał się chyba tylko Naruto, ale nawet on nie mógł pozbyć się wszystkich. On też był człowiekiem i on też miał limity.

Przechodząc obok Ichiraku usłyszał dwa głosy przez co i on wszedł do środka sprawdzić kim byli ów ludzie mając na uwadze słowa ojca mówiące, że czasem rozwiązanie może przyjść w najmniej spodziewanym momencie.

Ludzie Ci byli do siebie bardzo podobni, byli to czerwonowłosa i blondyn o niebieskich oczach i szramach na policzkach przypominających kocie wąsy. Bez trudu odgadł, że był to Naruto i jego kuzynka.

- Jesteś Shikamaru, prawda? - Odezwał się niespodziewanie. Uzumaki pamiętał go z ich pierwszego spotkania właśnie w tym miejscu, a potem z egzaminów.

- Taa. - Mruknął w odpowiedzi dosiadając się obok chłopaka. - Czy to prawda, że Uchiha Sasuke opuszcza wioskę? - Spytał go mając nadzieje, że to nie prawda, a wioska nie straci cennego człowieka.

C.D.N.

Myślę, że zmieszczę się w 10 rozdziałach, tak więc czekajcie na epilog tej ponad rocznej książki.

LHB

Naruto - Mistrz Sakury i SasukeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz