- Dobrze, Heather. A teraz po prostu puść strzałę - powiedział ojciec dziewczynki, instruując ją, jak poprawnie strzelać z łuku.
Córka wykonała jego polecenie. Strzała ze świstem przecięła powietrze, trafiając w czerwony okrąg na tarczy strzeleckiej.
- Nieźle ci idzie, jak na początkującą - pochwalił ją tata, głaskając po głowie, na co ta uśmiechnęła się dumnie wypinając pierś. - Spróbuj jeszcze raz.
Heather schyliła się po strzały, jakie położone były na trawie i precyzyjnie skierowała ją w cel przed sobą. Przymrużyła oczy, oddychając płytko. Po chwili dało się usłyszeć cichy świst. Strzała tym razem trafiła w sam środek tarczy.
Ojciec dziewczynki wybałuszył oczy w szoku, ale z wielkim podziwem i dumą, jaką utalentowaną posiada córkę.
- No, Heather. Jestem pod wielkim wrażeniem - odparł, kładąc dłoń na ramieniu córki. - Ale na dzisiaj już chyba starczy. Zaczyna się ściemniać. Wracajmy do domu - skwitował, obracając swoje ciało i kierując się do środka.
Heather westchnęła z rozczarowaniem. Chciała jeszcze postrzelać. Sprawiało jej to wielką frajdę. Dziewczynka jednak nie dyskutowała z ojcem i zbierając strzały, te z ziemi i te z tarczy, ruszyła do domu. W werandzie odłożyła przedmioty, a po przekroczeniu drzwi wejściowych, skierowała się od razu do swojego pokoju.
Heather obudziła się przez krzyki Thomasa na czarnego ptaka, który usiłował ukraść im coś z torby. Dziewczyna przymknęła oczy, by rażące ją słońce jej nie drażniło i zwróciła swój wzrok na bransoletki na prawej ręce. Największą uwagę skupiła na tej ze strzałą, przypominając sobie sen sprzed chwili. Poczuła ukłucie w sercu, gdy oczami wyobraźni patrzyła na twarz ojca. Nie wiedziała, czy jeszcze żyje lub co się z nim w danej chwili dzieje. Nawet nie przypominała sobie, jak się rozstali.
Poczuła krople jakiejś cieczy, spływające jej od nosa po usta, a silny ból głowy dopadł ją w nagłej chwili. Ręką przetarła te miejsca, zauważając później czerwone krople na swojej dłoni.
- Krew? - pomyślała i natychmiastowo znowu zaczęła przecierać twarz w tych miejscach, starając się jej pozbyć. Gdy jej się to udało (a przynajmniej miała taką nadzieję, bo lusterka ze sobą nie nosiła) próbowała wytrzeć krew z dłoni, ocierając je o swoją czarną bluzę. Ból głowy nieco ustał, przez co dziewczyna się zdziwiła. Jeśli kiedykolwiek miewała bóle głowy, to nie były one kilku sekundowe. Postanowiła jednak zignorować to wszystko myśląc, że to przez zdarzenia z wczoraj.
Wzrokiem przeleciała wszystkich wokół. Widać było, że dopiero co się budzą oprócz Thomasa, który stał na nogach i oglądał się, czy Poparzeńcy już poszli.
- Dzień dobry wszystkim - mruknęła Heather, na co parę z dobudzonych osób jej odpowiedziało.
- Te stwory już sobie poszły? - zapytał Newt Thomasa, usadawiając się w pozycji siedzącej.
- Na razie tak - odpowiedział. - Zabierajmy się stąd - nakazał, biorąc swój plecak w dłonie i zakładając go na plecy.
Heather założyła na siebie bluzę, którą wcześniej miała okryte nogi. Pochwyciła swoją torbę, wyciągając z niej maść. Posmarowała nią obolałą kostkę. O dziwo, przy delikatnym dotyku nie odczuła bólu tak, jak dzień temu. Widocznie maść działa.
Po skończonej czynności włożyła ją z powrotem do torby. Newt stał przed nią, by pomóc jej wstać. Złapali się za dłonie i przy lekkim, ale silnym pociągnięciu, Heather znalazła się na nogach. Za sobą usłyszała jęk Winstona, który próbował się podnieść. Patelniak przyszedł mu na pomoc, podając swoją dłoń i już po chwili nastolatek był w pozycji stojącej.
CZYTASZ
Brave as a Bear || Newt
FanfictionPokolenie nastolatków, odpornych na chorobę panującą na świecie, zostaje uwięzione w Labiryntach. W jednym z nich są sami chłopcy. Pewnego dnia, kiedy to Pudło powinno przywieźć kolejnego osobnika płci męskiej, dostarcza dziewczynę. Pewnie to pomyłk...