Przez godzinę latali nad palącym się miastem w poszukiwaniu Thomasa. Nigdzie nie było widać śladu chłopaka. Powoli zaczęli wątpić, że w ogóle go znajdą. Nie wiedzieli do jakiego budynku mógł się udać.
Gdy pozostali bacznie go obserwowali, Heather siedziała na kolanach na ziemi obok śpiącego na siedzeniach Newta. Wyglądał tak spokojnie. Od Teresy wiedziała, że serum tylko spowolni działanie Pożogi, co i tak da wystarczająco czasu Thomasowi na przyniesienie prawdziwego leku. Pozostała tylko kwestia, czy Thomas żyje i czy ma lek.
Dziewczyna głaskała Newta delikatnie po głowie. Wiedziała, że chłopak musi teraz odpoczywać. Jego organizm zaciekle walczył z chorobą. Widać było, że nie chciał się poddać.
Heather oddychała ciężko przez stres. Włosy miała całe poplątane i mokre od potu jak twarz. Była brudna, a ubrania na niej ewidentnie spisywały się już na straty. Nie zważała jednak teraz uwagi na nic. Najważniejszy był Newt i to on musiał przeżyć.
Z myśli wyrwał ją głos Jorge oznajmujący, że widzi Thomasa. Natychmiast wszyscy (oprócz śpiącego Newta) się uaktywnili. Brenda odbiegła do jeden z dźwigni i spuściła ją w dół powodując, że klapa w górolocie się otwarła. Cała reszta podbiegła do jej skraju, by ujrzeć chłopaka całego i zdrowego.
Thomas jednak nie był sam i z pewnością nie cały. Razem z Teresą znajdował się na szczycie jednego z palących się budynków. Widocznie oberwał czymś, bo nie mógł stać o własnych siłach. To Teresa go podtrzymywała. Oboje wyglądali tak samo okropnie jak Heather.
- Skaczcie! - zawołał Vince, wyciągając rękę, by jakoś ich dosięgnąć. Wybuchy budynków obok nie pomagały im w utrzymaniu równowagi górolotu.
- Podlećcie bliżej! - krzyknęła Teresa, kalkulując, że z takiej odległości nie doskoczą.
Teraz już więcej osób czekało na skraju wysuniętej klapy, by złapać ich oboje. Teresa za wszelką cenę próbowała pomóc Thomasowi w odstaniu się jako pierwszym na maszynę. Wszystkie próby były daremne.
- Jeszcze bliżej! - zawołała tym razem Heather. Nie mogła ich zostawić na pewną śmierć. Pomimo że nie trawiła Teresy, z pewnością nie życzyła jej śmierci.
Jorge nie mógł podlecieć bliżej, bo inaczej zderzyłby się z budynkiem, na którym oboje stoją. Teresa teraz przyłożyła całą swoją siłę, by pchnąć Thomasa jak najdalej.
I jej się udało.
Osoby na klapie złapały chłopaka za ręce i pociągnęły do siebie, by całym ciałem był na bezpiecznej pozycji. Z blisko chłopak wyglądał jeszcze gorzej. Prawie mdlał, bo dostał kulą od pistoletu w brzuch. Strasznie krwawił.
Odsunęli Thomasa trochę dalej, by teraz pomóc Teresie. O dziwo Heather wyszła przed wszystkich, aby z pewnością ją złapać.
- Teresa, skacz! - zawołała, wyciągając przed siebie dłoń.
I kiedy dziewczyna przygotowywała się do skoku, budynek centralnie obok tego, gdzie stała, zawalił się w jej stronę. Teresa z przerażeniem w oczach ostatni raz wpatrzyła się we wszystkich obecnych. Mimo to posłała im uśmiech, po czym runęła w dół razem z budynkiem.
- Nie! - krzyknął rozpaczliwie Thomas.
Heather w szoku nawet nie mogła się odezwać. Teresa poświęciła się dla Thomasa. Dziewczyna zakryła sobie usta dłonią, a oczy się jej zaszkliły. Jeszcze przed chwilą widziała ją spadającą w dół.
- T-Teresa... - wyszeptała niesłyszalnie. Właśnie widziała śmierć kolejnej z osób. A przecież dzisiaj miał nikt nie umrzeć...
Przetarła pojedyncze łzy rękawem bluzki i natychmiast oprzytomniała. Nie mogła pozwolić na śmierć nikogo więcej, więc szybko wycofała się z klapy (którą po chwili zamknęła Brenda) i ruszyła do Thomasa, którym już zajmowali się pozostali chcąc go opatrzyć.
- Thomas, gdzie lek? - zapytała w lekkim strachu. Nie wiedziała czy go ma.
Chłopak ociężale włożył dłoń do kieszeni spodni i powoli wyjął z niej mały flakonik z niebieską cieczą. Heather oczy przeszły błyskiem. Ma go.
- Dziękuję - szepnęła z uśmiechem na ustach. Pochwyciła od Thomasa lek jeszcze kilkakrotnie mu dziękując.
- Teraz idź ratuj Newta - mruknął, wskazując na śpiącego przyjaciela przed nim.
Dziewczyna przytaknęła i prędko pognała ku Newtowi. Wzięła do rąk strzykawkę leżącą na półce i natychmiast całą zawartość flakonika przetransportowała do niej. Następnie delikatnie podwinęła rękaw kurtki Newta i przymierzyła się do podania leku. Igła wbiła się w jego skórę, a później cała jej zawartość. Newt przez sen skwasił się na zadany ból, ale natychmiast odpłyną ponownie. Działania leku były szybie. Czarne żyły już na amen zanikały.
Heather usiadła obok Newta i zaczęła go delikatnie głaskać po głowie, samej nie mając zamiaru spać przez całą podróż. Już jutro mieli się znajdować gdzieś daleko od DRESZCZu.
***
- Heather - odezwał się Minho, siadając obok dziewczyny. Do bazy została im przynajmniej godzina drogi. - Wyglądasz strasznie. Może byś się chociaż na chwilę położyła spać?
- Nie - zaprzeczyła natychmiastowo. Musiała czuwać przy Newcie, czekając aż ten się wybudzi (o ile to zrobi).
W prawdzie jej oczy już się przymykały. Była wykończona tym wszystkim. Pragnęła iść spać, ale sumienie jej nie pozwalało. Wygląd też o tym dawał znać. Oczy były podkrążone i jakby ich kolor delikatnie wyblakł.
- Popilnuję go i obudzę cię jeśli on też wstanie - próbował ją przekonać. Chciał jak najlepiej dla swojej przyjaciółki i dobrze wiedział, że przez brak snu ona sama może się nieźle pochorować.
Heather odwróciła ku niemu zmęczony wzrok, bo przez cały czas była wpatrzona w przestrzeń przed sobą.
- Jesteś pewny? - mruknęła bezsilnie.
- Tak. - Minho położył dłoń na jej ramieniu. - Teraz idź się połóż.
Heather delikatnie ruszyła się ze swojego miejsca i zdjęła powoli głowę Newta ze swoich kolan. Chłopak ani drgnął. Sama poszła na drugi koniec górolotu i oparła się o jedno siedzenie. Ostatni raz popatrzyła na Minho, który bacznie siedział obok Newta i posyłał jej mały uśmiech, po czym zamknęła oczy i natychmiastowo odpłynęła w sen.
CZYTASZ
Brave as a Bear || Newt
FanficPokolenie nastolatków, odpornych na chorobę panującą na świecie, zostaje uwięzione w Labiryntach. W jednym z nich są sami chłopcy. Pewnego dnia, kiedy to Pudło powinno przywieźć kolejnego osobnika płci męskiej, dostarcza dziewczynę. Pewnie to pomyłk...