Dziękuję za 10K. You're awesome <3
Tego dnia Newt zmierzał do domku, jaki dzielił z Heather, by ostatecznie przygotować wszystko na imprezę urodzinową. Jednogłośnie każdy stwierdził, że chcą wrócić do jak najbardziej normalnego życia się da po obaleniu DRESZCZu, a skoro większość osób nie pamięta nic ze swojej przeszłości, to każdy datę urodzin wymyślił sobie sam.
I tak jedenastego sierpnia nadszedł czas (jak przyjęli, bo wieku też każdy nie znał) dwudziestych drugich urodzin Heather.
Żyli na wyspie, więc nie mieli żadnych fajerwerków czy konfetti. Całą grupą, czyli Newt, Thomas, Minho, Gally i Patelniak postanowili jak najlepiej udekorować jej dom dzięki kwiatom oraz prezentom, które robili własnoręcznie.
Newt wchodząc do środka domku zastał już całkowicie przygotowane pomieszczenie. Właśnie chciał zostawić na jednej z półek prezent od siebie, a była to bransoletka podobna do tych, co dziewczyna już nosi na nadgarstku, lecz tym razem z malutką muszelką znalezioną na plaży.
Po zostawieniu podarunku, chciał już wyjść i znaleźć dziewczynę, by zacząć świętowanie, kiedy jego wzrok przykuła mała kartka, leżąca na drewnianej półce obok łóżka. Natychmiast podszedł do niej i rozłożył, bo wcześniej była zwinięta. Usiadł na łóżku i zaczął czytać jej treść. Jego mimika twarzy przez chwilę wyrażała zdziwienie, bo był to list od niego, który dostała w murach DRESZCZu na pożegnanie.
Heather,
Wiem, że nie chcesz przyjąć tego do wiadomości, ale to już ten czas. Czas, który powoli mi się kończy. Nie wiem, kiedy to cholerne choróbsko pochłonie mnie całkowicie, ale czuję, że to już niedługo. Przed tym chciałbym Ci przekazać, że jesteś jedną z ważniejszych, a właściwie to najważniejszą osobą w moim życiu. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek wyjdziemy z Labiryntu i że odwzajemnisz moje uczucia wobec ciebie. Wiele przeszliśmy, ale jak widzę to okoliczności nam nie przeszkodziły.
Wiem, że płaczesz, kiedy to czytasz, ale otrzyj te łzy, uśmiechnij się, bo to jeszcze nie Twój koniec. Jesteś silna, wiesz to. Przeżyłaś już wiele, więc to też ci się uda. Umiera tylko moje ciało - nie dusza, choć nie planowałem tak zginąć.
Ten cały cholerny świat jest jakiś popaprany, ale cieszę się, że Wy wyszliście z tego i jesteście razem bezpieczni. Chciałbym być teraz przy Was, przy Tobie. Widzieć Twój uśmiech, te rumieńce na policzkach, to, jak denerwujesz się na Thomasa albo walczysz na pięści z Minho... Chciałbym Ci przekazać jeszcze wiele rzeczy, ale wielkość tej kartki mi na to nie pozwala. Trzymaj się bezpiecznie tam, gdzie jesteś. Pilnuj Thomasa i reszty. Pamiętaj, jestem tuż obok.
Kocham cię,
Newt.
- Czytasz swój własny list? - To Heather. Właśnie pojawiła się w domku i zmierzała w kierunku chłopaka, siedzącego na ich łóżku.
- Heather? Co ty tu...? - Newt zdziwił się. Nie taki był plan całego przyjęcia. Miała zostać wprowadzona do domku przez wszystkich, a później zaskoczona ich nagłym okrzykiem: "Wszystkiego Najlepszego!".
- Chłopaki mnie wprowadzili, kiedy zobaczyli, że ty nie możesz oderwać się od kartki.
- Przeczytałaś to? - zapytał po chwili.
- Nie, nie czytałam. Kusiła mnie jego treść, więc wyciągnęłam go z naszyjnika, ale przypomniałam sobie, że nie mogę tego zrobić.
Newt odetchnął z ulgą. Sam nie chciał, by to czytała, bo w końcu jego przewidywania dotyczące własnej śmierci się nie sprawdziły, więc list pożegnalny nie miałby sensu.
- Może czas go wyrzucić? - zaproponował, po czym prawie zgniótł w dłoni kartkę, ale Heather natychmiastowo go powstrzymała.
- Nie! To swego rodzaju pamiątka, wspomnienie. Zostawmy to. To, że nigdy go nie przeczytam, nie oznacza, że nie może tu zostać.
Newt przytaknął jej ruchem głowy, po czym wziął do prawej ręki wisiorek, który leżał również na półce i wsunął sprawnie liścik do środka. Następnie podniósł się z łóżka i stanął naprzeciw dziewczyny.
- Właśnie! Twoje przyjęcie...? To nie tak miało wyglądać - odezwał się po chwili, przypominając sobie o zajściu, które powinno mieć teraz miejsce.
- Nie martw się o to. - Heather machnęła lekceważąco ręką. - I tak byłam w szoku, jak tu weszłam. W zasadzie możemy przejść do kolejnego punktu waszego niecnego planu i dobrze się bawić.
- No to możemy już wejść? - To nie był głos żadnego z tej dwójki. To Gally, który wraz z resztą stał przy otwartych na oścież drzwiach i niecierpliwił się nieco. Ciągle czekał, aż ta dwójka skończy pogaduszki ze sobą.
Newt i Heather odwrócili się w jego kierunku i cicho parsknęli śmiechem, a następnie mu przytaknęli. Pozostała czwórka weszła do środka i prawdziwe świętowanie właśnie się zaczęło.
Najpierw dziewczyna otrzymała podarunki. Od Minho i Thomasa dostała laurkę, która raczej miała żartobliwe przesłanie, ale była naprawdę ładnie wykonana, a jej zawartość tym bardziej. Patelniak dał jej wianek (o którego pomoc musiał się prosić Sonyi), a Gally nowy łuk i strzały, bo Heather o swojej pasji sprzed lat nie zapomniała. Najdłużej zatrzymała się przy prezencie od Newta, który to od razu założyła na nadgarstek i podziękowała delikatnym pocałunkiem w policzek chłopaka. Ze wszystkich podarunków była naprawdę zadowolona i wdzięczna, że w ogóle wpadli na pomysł, by jej coś dać.
Rozsiedli się na podłodze, bo nic lepszego zrobić nie mogli i rozpoczęli dyskusję na wszystkie możliwe do obgadania tematy, począwszy od Labiryntu.
- Nie wydaje wam się to trochę absurdalne, że tylko nasza szóstka przeżyła to piekło? - zagaił Patelniak, ale była to prawda. Pozostali albo zginęli jeszcze w Labiryncie, na Pogorzelisku, albo podczas ostatniej z akcji, czyli niszczeniu DRESZCZu.
Heather posmutniała delikatnie. Czasem zdarzało jej się obwiniać siebie za to wszystko i myślała, dlaczego to ona musiała przeżyć, a nie na przykład Chuck...
Newt zauważając nagłą zmianę humoru swojej dziewczyny, położył dłoń na tą jej (bo siedzieli obok siebie) i popatrzył się kojąco w oczy partnerki. Heather posłała mu jedynie słaby uśmiech.
- To chore, ale najwidoczniej już tak musiało być - skomentował Gally.
- Czy możemy zmienić temat rozmowy? - zapytała Heather z nadzieją. Nie miała ochoty rozmawiać w swoje urodziny o śmierciach jej bliskich. Ten jeden dzień chciała spędzić radośnie.
- Och, przepraszam... No to może... O wiem! - zawołał radośnie Patelniak, po czym jego mina przybrała dwuznaczną wersję. Spojrzał się znacznie na Newta i Heather oraz uśmiechnął się szeroko. - Heather, Newt, już dosyć długo tu jesteśmy i jak widać nic już nam nie grozi to... - Patelniak widocznie trzymał napięcie, przed swoją ostatnią kwestią. - Macie jakieś plany dotyczące małych maluchów?
Heather opadła szczęka. Dosłownie. Nie takiego pytania się spodziewała, a na pewno nie teraz.
- Patelniak! - krzyknęła oburzona i postawiona w niezręcznej sytuacji, po czym rzuciła w swojego przyjaciela poduszką, jaka leżała niedaleko niej. Ten przysłonił sobie twarz, by od niej nie dostać i wybuchnął gromkim śmiechem, a za nim pozostali oprócz Newta i dziewczyny. Oni tkwili w niezręcznym nastroju. Newt spojrzał się na nią, ale ujrzał tylko przysłoniętą dłońmi twarz, która (mógł przysiąc) była cała czerwona. Zresztą tak jak jego.
- No co? - zawołał ze śmiechem. - Jesteście jedyną znaną nam bardzo dobrze parą! Byłem ciekaw.
- Cholera, Patelniak... - Newt nawet nie wiedział, co mu odpowiedzieć - był tak strasznie zażenowany tą sytuacją.
Cała niezręczność sytuacji ciągnęła się jeszcze przez dobre kilka minut. Na szczęście rozluźnił ją Minho, który zaczął rzucać jakimiś słabymi sucharami, ale i tak każdy się śmiał.
Najdziwniejsze jest jednak to, że po przyjęciu Newt oraz Heather rozmyślali nad pytaniem Patelniaka (oczywiście nie na głos). Była to trochę przerażająca myśl, bo oboje kompletnie nie znali się na rodzicielstwie i dzieciach, ale stanowczo stwierdzili, że jeśli już, to chcieliby dziewczynkę.
CZYTASZ
Brave as a Bear || Newt
FanfictionPokolenie nastolatków, odpornych na chorobę panującą na świecie, zostaje uwięzione w Labiryntach. W jednym z nich są sami chłopcy. Pewnego dnia, kiedy to Pudło powinno przywieźć kolejnego osobnika płci męskiej, dostarcza dziewczynę. Pewnie to pomyłk...