49.

1.4K 63 10
                                    

Dojechali do miasta znajdującego się przed murami DRESZCZu. Thomas prowadził grupę, idąc żwawym krokiem przed siebie. Mijali setki ludzi potrzebujących pomocy. Same budynki były w opłakanym stanie i widać było, że nie ma tu zbyt wiele jedzenia. Heather serce się krajało na widok tych wszystkich smutnych ludzi, którzy najpewniej stracili kogoś bliskiego, przez biedę tu panującą. Dziewczyna przy okazji miała założony kaptur na głowie, tak jak Brenda, by przypadkiem ktoś nie mógł ich rozpoznać. W mieście kręciło się kilka osób służących DRESZCZowi.

- Ludzie przeżyli piekło - odezwał się Jorge z równie smętnym wzrokiem przyglądając się mijających osobom. Było ich tak wiele, że musieli się przepychać między nimi.

- Lepiej trzymajmy się razem - zaproponował Thomas, bo mogli się zgubić w całym tłumie.

- Jesteśmy głosem wyrzutków! - Nagle po całym mieście odezwał się czyiś głos z megafonu. Grupa, tak jak i pozostali ludzie, odwrócili się do tyłu, skąd dobiegał dźwięk.

Potężne auto wojskowe jechało w ich kierunku, a na jego dachu siedziało kilkoro ludzi ubranych w kolory wojskowe z maskami gazowymi na twarzach. Niektórzy z nich nawet trzymali broń. Ludzie z miasta zaczęli wiwatować na ich słowa. Widocznie się z nimi zgadzali. Heather wywnioskowała, że w takim razie to jakaś propaganda przeciwko DRESZCZowi.

- Kryją się za murami, chcąc zachować lek tylko dla siebie! - krzyczał ktoś z megafonu. - Podczas gdy my giniemy i marniejemy, ale nas jest więcej, niż ich i sądzę, że trzeba powstać i odebrać, co nasze! Naprzód ku zwycięstwu!

Auto minęło ich i pojechało dalej kontynuując swoją mowę.

- Chodźmy dalej - polecił Thomas.

Tak jak powiedział, tak zrobili. Skierowali się dalej naprzód i przechodząc przez tunel, weszli w jeszcze większe skupisko buntu i propagandy. Setki ludzi nawoływali do murów DRESZCZu, aby ich wpuścili, wymachując przy okazji dłońmi ściśniętymi w pięść i obraźliwymi transparentami.

- Tędy wejdziemy! - powiedział Thomas i prawie biegiem pognał do przodu.

- Thomas, nie tędy droga! - zawołał Jorge, starając się przekrzyczeć tłum, kiedy zbliżyli się do murów. - Myślisz, że ci ludzie nie szukali wejścia? Tędy się nie dostaniemy, bo inaczej oni wszyscy by już dawno byli w środku!

Lecz Thomas nie dał się namówić i wciąż szybkim krokiem kierował się jeszcze bliżej murów. Po czasie wędrówki nie dało się już dojść dalej, bo drogę blokowały niskie, kamienne płoty ustawione kilkanaście metrów od całkowitych murów.

- W co myśmy się wpakowali? - skomentował Patelniak.

- To mi się nie podoba - odparł Jorge, obserwując reakcję ludzi. Rzucali oni kamieniami w stronę murów, które i tak tam nie dolatywały. Znając DRESZCZ, oni zaraz coś zaradzą na tę sytuację i nie będzie to nic miłego.

- Trzeba wiać! - nakazał Newt, oglądając się za siebie i pokazując to, co sam wcześniej zauważył. Kilkoro osób z tych, które chwilę wcześniej jechały na dachu auta, właśnie do nich szło z bardzo podejrzanym, szybkim krokiem.

- Thomas, wynośmy się stąd - poprosiła Heather, która nie spodziewała się miłego zakończenia tej sytuacji.

I w tym momencie jakiś głośny hałas rozniósł się po całym mieście. Ludzie natychmiast przestali strajkować i wlepili wzrok w mury DRESZCZu. Kilka potężnych wyrzutni pocisków uaktywniło się i wymierzyło w osoby na dole. Ludzie zaczęli krzyczeć i uciekać. Rozpętał się istny chaos, kiedy na dodatek wyrzutnie zaczęły strzelać. Natychmiastowo grupa przyjaciół schyliła się, by nie oberwać i ruszyli biegiem za siebie. Newt złapał za dłoń Heather, a ona jego, by nie rozdzielili się w ucieczce. Dziewczyna odwróciła się za siebie i ujrzała kilka osób właśnie wysadzonych w powietrze. Heather dodała kolejne punkty do nienawidzenia DRESZCZu za to, co właśnie zrobili. Zabijali ludzi tylko po to, by w spokoju móc tworzyć lek, o ile taki w ogóle istniał.

- Szybciej! - poganiał wszystkich Jorge.

Ruszyli do jednego z zaułków. Był strasznie wąski, a przez harmider, musieli się przez niego jak najszybciej przedostać. Ocierali się o ściany, a kiedy z niego wyszli zostali zaatakowani przez wcześniej zbliżających się do nich ludzi w maskach.

- Heather! - zawołał Newt, gdyż jeden z facetów rozdzielił ich i mocno szarpnął dziewczyną, by wpakować ją do auta stojącego naprzeciw nich.

- Puszczaj mnie! - krzyknęła, starając się mu wyrwać, co nie było skuteczne. Kaptur spadł jej z głowy, a włosy przyciemniły pole widzenia.

Została wtrącona do bagażnika auta razem z Thomasem i Brendą. Pozostali do drugiego. Pojazdy ruszyły pozostawiając za sobą kurz.

- Kim jesteście? - zapytała niemiło Heather trójkę facetów siedzących razem z nimi w bagażniku. Mieli przy sobie bronie, co z pewnością nie wróżyło dobrze.

Żaden z nich jej nie odpowiedział, co jeszcze bardziej zdenerwowało ją.

- Gdzie są pozostali? - zapytała ponownie.

- W drugim aucie, spokojnie - odparł łagodnie jeden z nich o, jak spostrzegła, krótko przyciętych, brązowych włosach i dosyć znajomym jej głosem.

- Gdzie nas zabieracie? - odezwał się tym razem Thomas.

- W bezpieczne miejsce.

- A konkretnie gdzie? - dociekał.

- Zobaczysz.

I akurat w tym momencie bagażnik auta otworzył się. Jakiś koleś nakazał im wyjść, co niepewnie uczynili. Miejsce, w jakim się znaleźli, wyglądało na podziemny parking. Mnóstwo ludzi uzbrojonych w bronie patrzyło się na nich z całego pomieszczenia. Była ich na pewno ponad setka.

Drugie auto też przyjechało i kiedy zaparkowało, odgłosy walki dociekały z jego wnętrza. Heather nieco zaniepokoiła się. Z bagażnika wypadł mężczyzna, a za nim Jorge, targając go za koszulę.

- Gdzie ona jest?! - krzyknął wściekle i uderzył go w twarz.

Thomas, Brenda i Heather natychmiast zareagowali, starając się odciągnąć ich od siebie, lecz gdy tylko to zrobili, pozostali mężczyźni zaczęli im grozić bronią, nakazując się odsunąć. Zostawili tylko Brendę, która starała się uspokoić Jorge.

- Tutaj jestem! - zawołała, łapiąc go za ramię. Gdy Jorge ją spostrzegł, zostawił rannego faceta i jak gdyby nigdy nic, odsunął się od niego. 

Newt odszukał Heather wzrokiem, która stała obok auta z uniesionymi do góry rękami i natychmiast do niej podbiegł. Szybko obleciał oczami, czy nic jej nie jest.

- Jesteś cała? - szepnął w jej kierunku.

- Tak, spokojnie - odparła i wlepiła wzrok w mężczyznę stojącego na środku. Jako jedyny nie trzymał broni.

- Jesteśmy po waszej stronie - odezwał się.

- Co to znaczy? Kim wy jesteście?! - zapytał wściekle Thomas. Miał już szczerze po dziurki w nosie tego całego chaosu i wielu niedociągnięć. Wyrwał się jednemu z mężczyzn i podszedł do tego, który przed chwilą mówił.

Mężczyzna milczał chwilę, patrząc spod maski na wszystkich zebranych. Moment później zdjął ją lewą ręką i ponownie rozglądnął się po każdym z nich. Heather nie mogła uwierzyć własnym oczom.

To Gally.


Brave as a Bear || NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz