37.

1.6K 70 0
                                    

Podzielili się na dwa auta. W jednym z nich siedział Vince - który to prowadził pojazd - obok niego Harriet. Na tylnych siedzeniach Newt, Heather i Patelniak. Kilka nieznanych dziewczynie osób, zajęło miejsca na pace.

Drugie auto natomiast prowadził Jorge. Heather nie wiedziała kto jeszcze siedział w tamtym wozie, ale musiał być to Thomas i Brenda, gdyż nie znajdowali się w jej pojeździe.

Gdy ruszyli, Heather jako cel wybrała sobie patrzenie się przez okno po jej prawej. Zmęczonym wzrokiem obserwowała mijane góry, krzaki i wszystko inne. Nikt w samochodzie się nie odzywał poza osobami na pace, których i tak nie było słychać. Tuż za nimi jechał Jorge, czasem szalejąc na drodze.

Oczy dziewczyny w pewnym momencie zaczęły się przymykać. Sama nie zauważyła, jak po chwili zasnęła z opartą głową o twardą szybę.

Około dziesięcioletnia Heather siedziała znudzona na fotelu w salonie. Drugi zajmował jej tata, czytający jakąś książkę. Dziewczyna miętoliła w dłoni kawałek materiału swojej bluzki.

W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi.

Ojciec posłał córce ostrzegawcze spojrzenie. Ta natychmiast go zrozumiała i pobiegła do komórki pod schodami. Po otworzeniu drzwi i wtargnięciu do środka, zamknęła się w szafie i ukryła za ubraniami w niej. Uspokoiła oddech i po prostu nasłuchiwała.

Usłyszała jak może dwie czy trzy osoby weszły od razu do domu, po tym jak jej tata otworzył drzwi.

- Przepraszam, ale co tu się dzieje?! - zapytał gniewnie jej ojciec.

- Mieszka pan sam? - zapytała jedna z tych osób. Heather nie mogła rozpoznać, czy to głos kobiety, czy mężczyzny, bo coś, co musieli mieć na głowach ich zagłuszało.

- Tak - odpowiedział od razu.

- Jest pan pewien? - upewnił się jeden z nich. Po szeleście Heather rozpoznała, że musiał coś podnosić.

- Tak.

- To co tu robią te rzeczy? - zapytał kolejny, najwyraźniej na coś wskazując.

Jej ojciec nie odpowiadał przez chwilę. Pewnie zastanawiał się nad wymówką.

- Miałem kiedyś córkę, ale umarła kilka lat temu - skłamał.

- Po co trzyma pan jej rzeczy na widoku? - powiedział chyba ten pierwszy.

- Przypominają mi o niej. Była moim małym aniołkiem - mówił spokojnie.

Nastała chwila niespokojnej dla dziewczyny cisza, aż któryś z tych ludzi odezwał się:

- Możemy zobaczyć, co jest za tymi drzwiami?

Przez wyraźność i głośność jego głosu, Heather domyśliła się, że wskazuje na drzwi do komórki pod schodami. Serce stanęło jej na moment i nawet przestała oddychać, by nie wydawać żadnego dźwięku.

- Panuje tam straszny bałagan... - zaczął jej tata.

- Nic nie szkodzi - przerwała mu ta osoba stojąca przy drzwiach. - Poradzimy sobie.

- Przepraszam, ale jest to niemożliwe. - Po krokach Heather stwierdziła, że jej tata musiał stanąć pomiędzy drzwiami a tą osobą.

- Jeśli się pan nie odsunie to posuniemy się do pewnych środków.

- Nie możecie tego zrobić. - Głos ojca był stanowczy.

- Unieszkodliwić go - nakazała osoba, z którą tata dyskutował.

Dwie inne osoby podeszły szybko do ojca. Heather słyszała szarpaninę i krzyki, lecz ustały one po chwili, a ktoś otworzył drzwi do komórki.

Dziewczyna stała cicho w szafie. Nie wydawała żadnego dźwięku, nawet najmniejszego. W pewnym momencie myślała, że to już po wszystkim, bo nic nie słyszała. Chciała otworzyć szafę, ale w tym momencie ktoś ją wyprzedził. Drzwiczki z wielkim impetem się otworzyły. Coś szarpnęło Heather za przedramię, zmuszając tym samym, by wyszła z kryjówki.

Zaczęła się szarpać, rozglądając za czymś, czym mogłaby sobie jakoś pomóc. Oprawca był jednak silniejszy i sprawnie wyprowadził ją z komórki. Teraz dziewczyna mogła potwierdzić, że było ich trzech. Każdy ubrany w biały kombinezon z maską gazową. Jej ojciec leżał na podłodze. Nie ruszał się, ale żadnej plamy krwi obok niego nie było. Jeden z oprawców trzymał broń, ale nie taką zwykłą. Wyglądała identycznie jak te, z których używają żołnierze z DRESZCZu.

Pociski z prądem.

Heather została zaprowadzona na zewnątrz. Przed domem czekało na nich dość sporych rozmiarów auto. Białe, wyglądające jak autobus. Ona oraz jej tata trzymany przez dwóch pozostałych ludzi, zostali przetransportowani do środka.

Pojazd ruszył, a sen się urwał.

Heather obudziła się. Gwałtownie zerwała głowę, co spowodowało silny jej ból, który jednak starała się olać. Poczuła, jak kilka kropel krwi spłynęło jej po ustach. Wytarła je szybko o rękaw kurtki i rozejrzała się wokół.

Vince wciąż prowadził. Harriet najwyraźniej spała. Patelniak patrzył się za okno, a Newt siedzący na środku, spoglądał przed siebie. Osoby na pace wciąż rozmawiały.

Heather popatrzyła za okno, by w miarę określić która jest godzina. Słońce już zaszło.

- Ile już tak jedziemy? - powiedziała kierując pytanie do Vince'a.

- Ze trzy godziny na bank - odparł Vince. - Jak znajdziemy jakieś ładne miejsce to prześpimy tam noc. Póki co od godziny jesteśmy na pustyni. - Po jego głosie słychać było, że nieco się wściekł.

- Nie możemy spać w autach? Zatrzymamy się gdzieś na poboczu - zaproponowała.

- Uwierz, że już też na to wpadłem, ale raczej ci na pace nie będą zadowoleni. Ledwo się mieszczą siedząc tam, to co dopiero spać.

Heather zamilkła. Zaczęła wpatrywać się w widoki za oknem.

Vince miał rację. Sama pustynia. Ani jednego drzewa.

- Co oni robią? - szepnął do siebie Vince, oglądając widok za nim przez lusterko.

Heather odwróciła głowę do tyłu, by również zobaczyć, co się tam dzieje. Jorge zatrzymał auto i wysiadł z niego wraz z pozostałymi. Machali do nich dając znak, że również mają stanąć.

Vince zatrzymał pojazd i jako pierwszy z niego wysiadł, co następnie uczyniła reszta, kierując się do drugiego auta.

- Co jest? - zapytał Vince, gdy już do nich dotarli.

- Przerwa na siku - odpowiedział Jorge.

- Załatwcie to szybko - powiedział nieco zirytowany i zaczął oddalać się z powrotem do swojego wozu.

Heather zaczęła rozglądać się dookoła. Było ciemno, więc niewiele widziała.

- Idę na zwiady - odparła i szybko ruszyła na prawo, nie dając dojść do słowa komukolwiek.

Liczyła na to, że po kilku krokach dalej, ujrzy jakieś drzewo bądź budynek, gdzie mogliby przespać noc. Skrzyżowała ręce na piersi, by dodać sobie trochę ciepła, choć to nic nie dawało, bo i tak się trzęsła. Zmrużyła oczy, mając nadzieję, że przez to zobaczy o wiele więcej w tych ciemnościach. Lekki wiatr powiewał jej włosy. Usilnie starała się nie myśleć o Teresie, co swoją drogą jej nie wychodziło. Wciąż nie rozumiała, czemu im to zrobiła. Wydawała się świetną dziewczyną, a okazało się, że przez cały czas kręciła coś za ich plecami.

Jednak jej myśli przerwał widok czegoś ciemnego niedaleko przed nią. Wyostrzyła wzrok i przyjrzała się.

To drzewo. Jedno na całej pustyni.

Kuśtykając zawróciła do reszty, by pochwalić się swoim znaleziskiem. Mały uśmiech zawitał na jej ustach.

- Możecie mi gratulować - zaczęła, gdy znalazła się kilka metrów od nich. - Znalazłam drzewo.

Brave as a Bear || NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz