5. Geraskier, Wiedźmin

108 10 11
                                    

5. Why are you helping me?

Jaskier podróżował u boku wiedźmina od wielu dni. Robili krótkie postoje, godzina czy dwie, aby mogli odpocząć. Dzisiaj był dzień, w którym zatrzymali się przy małym jeziorku na całą noc. Gerald mówił, że bór i zbiornik wodny są jak najbardziej bezpieczne, a Jaskier mu wierzył. Oczywiście miał świadomość, że w mroku czaiły się jakieś potwory, ale wiedział, że ma wiedźmina przy boku i w razie czego ten go obroni. Nie, żeby go wykorzystywał. Po prostu czuł, że nawet jeśli mężczyzna tego nie powiedział to w jakiś dziwny i pokręcony sposób zależało mu na nim. I nie chciał tracić tej złudnej nadziei.

Zbliżał się zmierzch, a bard postanowił się odświeżyć. Zostawił ubrania na brzegu i wszedł do zimnej wody. Nie był tym zbytnio zaskoczony, w końcu był początek wiosny. Powoli zaczął obmywać swoje ciało z potu i brudu, którego nabawił się przez ostatni tydzień. Nagle poczuł, jak jakaś dziwna macka chwyta go za kostkę. Zaczął się wyrywać, ale w tym momencie owa kończyna pociągnęła go głęboko pod wodę. Zdążył tylko wydać z siebie pisk przerażenia, a potem zapadła ciemność.

Obudził się, czując dziwny zapach spalenizny. Co prawda przyzwyczaił się do aromatu pieczonego dzika czy jelenia, ale ta woń była zupełnie inna, taka drażniąca. Czuł pulsujący ból w głowie i lekkie szczypanie na nodze, które nasilały się z każdym wdechem. Nie specjalnie się tym przejmował, cieszył się, że w ogóle żyje. Po chwili otworzył zaspane oczy i rozejrzał się dookoła. Zauważył siedzącego obok niego Geralda. Widział jego złote oczy wpatrzone w blask ogniska.

- Gerald... - szepnął.

- Hym - mruknął nawet na niego nie patrząc. Podszedł do torby z zapasami i wyciągnął z niej flakonik z jakimś dziwnym płynem w środku, a następnie podał mu go - Wypij.

- Co?

Zirytowany wiedźmin przewrócił oczami.

- Wypij to, pomoże ci dojść do zdrowia.

Jaskier posłusznie wykonał rozkaz i faktycznie poczuł, jak wcześniejszy ból głowy powoli zanika, a rana na nodze zmniejsza się. Zdobył się nawet do wstania z pozycji leżącej, aby usiąść koło przyjaciela.

- Dziękuję - tym razem nie doczekał się odpowiedzi.

Jaskier pozwolił sobie położyć głowę na ramieniu wojownika. Czuł jak Morfeusz chciał go zabrać do swojej krainy, lecz dzielnie walczył o jeszcze kilka minut trzeźwości. Resztkami sił wypowiedział pytanie, które zaprzątało mu myśli już od dłuższego czasu.

- Dlaczego mi pomagasz? - na początku wiedźmin nie wskazywał żadnych oznak zrozumienia pytania, ale po chwili popatrzył na Jaskra z lekko zdziwionym wyrazem twarzy - Wiecznie pakuję się w kłopoty, jestem dla ciebie ciężarem, więc pytam. Dlaczego mi pomagasz?

Dosłownie chwila ciszy wystarczyła, aby wiedział, że jego towarzysz nie odpowie na owe pytanie.

- Będziesz teraz milczał? A proszę cię bardzo! Nie będę się silić, żeby coś z ciebie wydusić! Jeszcze zapragniesz mojego głosy, ty parszywy... Jakby nie mógł raz odpowiedzieć na moje pyta...

- Zamkniesz się wreszcie? - zapytał zirytowany towarzysz.

- A teraz zamknij się! Trzeba było mnie tam zostawić jeśli chciałeś, żebym się zamknął na wieki! Może ja sobie w ogóle pójdę, osiedle się w jakiejś wiosce i zapomnę o tobie! Byłbyś przeszczęśliwy!

Mówiąc te słowa, wstał i zaczął chodzić dookoła ogniska. Gerald patrzył na jego zachowanie z rozbawieniem, bo jednak w głębi duszy cieszył się, że jego przyjaciel żyje. I może darzył go jakimś dziwnym uczuciem, którego on sam nie potrafił odgadnąć, ale przecież mu się do tego nie przyzna. Był wiedźminem, a tacy jak on nie mają uczuć. A przynajmniej dobrze je ukrywają.

We are... humans? | One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz