Vegas x Pete ,,Pocałunek w deszczu" - Kinnporsche The Series

67 1 0
                                    

Tym razem to nie koszmar wyrwał Pete'a z krainy snów. Nie były to też promienie słońca, nie budzik w telefonie, a zimno na jego plecach. Ledwo ciepły materac był jedynym dowodem na to, że ktokolwiek towarzyszył mu podczas snu. Zegar wskazywał trzydzieści osiem minut po pierwszej, a cisza, która utworzyła się w pokoju, powoli stawała się ciężarem utrudniającym oddychanie. Pete nie chciał, by dusił go ktokolwiek poza jego ukochanym. Powinno być dobrze, w końcu cisza od zawsze była nieodłącznym towarzyszem nocy. Jednak Pete czuł, iż coś było nie tak i miało to związek ze zniknięciem jego kochanka. Nie chciał spać w pustym, zimnym łóżku. Był zbyt samotny.

Na zewnątrz padało. Krople wody zderzały się z twardą powierzchnią rynien, wydając przy tym cichy dźwięk. Choć w całym tym chaosie nikt nie zwracał uwagi na najmniejsze szczegóły. W końcu to tylko woda, która spada z nieba. Tymczasem pioruny co kilkanaście sekund rozświetlały niebo. Pochłonięte w ciemności krańce drzew na kilka chwil ponownie nabierały kształtów i konturów.

Zimne powietrze wdzierało się przez uchylone drzwi balkonowe. Jako szef mafii Vagas nigdy nie pozwoliłby na takie niedociągnięcia. Ile razy dzięki takiej okazji mógłby zostać zaatakowany we śnie? Cóż, trzeba pamiętać, że Vegas nie był już szefem mafii. Mógł odpocząć ze swoim kochankiem i bratem z daleka od tego całego bałaganu. Pete wiedział jednak, iż nie łatwo wyzbyć się niektórych nawyków. Nie potrafił zliczyć, jak często sięgał do miejsca przy biodrze, gdzie kiedyś znajdowała się jego broń.

Jednym ruchem zdjął z siebie kołdrę i usiadł na krawędzi łóżka. Zimne powietrze otoczyło jego postać, jakby chciało jeszcze raz ułożyć go do snu. Bezskutecznie. Pete wstał, a drewniane deski cicho skrzypiały pod niespodziewanym ciężarem. Światło pioruna rozświetliło pomieszczenie, a kilka sekund później grzmot rozniósł się w powietrzu. Razem tworzyli piękną symfonię. Majestatyczną. Jakby tańczyli śmiertelnego walca.

Jak Vegas i Pete. Para niosąca śmierć na rękach. Para, która trzymała w dłoniach broń, a w ich sercach panował chaos. Para używająca korony, by zabijać i chronić.

Po prostu cudowna para.

Były ochroniarz podszedł do szyby. Wolał nie myśleć, dlaczego nie zdziwił go widok jego ukochanego siedzącego na balkonie pogrążonego w deszczu. Wyglądał prawie jak duch. Taki blady, a woda odbijająca się od skóry stwarzała wrażenie poświaty wokół jego postaci. Jak u zjawy zza światów.

Pete podszedł do kochanka, nie przejmując się przemoczonymi ubraniami i uklęknął przed drugim mężczyzną. Chwyciwszy jedną z jego rąk w swoją, spytał:

- Co się dzieje, Vegas?

Mężczyzna zwyczajnie położył dłoń na policzku wyższego, jakby był on dla niego najcenniejszą rzeczą na świecie. Smugi deszczu spływały po ich ubraniach, twarz Vegas została oświetlona przez blask piorunów. Wyglądał tak pięknie. Bardziej niż zwykle.

- Przepraszam, Pete. Tak bardzo przepraszam.

Były ochroniarz zmarszczył brwi. Nie przypominał sobie sytuacji, za które jego kochanek mógłby przepraszać. Spalone śniadanie się nie liczy. Wcześniej dużo rozmawiali i, o dziwo, osiągnęli rezultaty. Wybaczenie. Zrozumienie. Jednym z warunków był brak sekretów. I obietnica, że ze złymi myślami poradzą sobie wspólnie.

- Za co?

- Zraniłem cię.

To nie twoja wina - chciał powiedzieć. - To przez twojego ojca.

- Wybaczyłem ci. Już dawno ci wybaczyłem.

Ściśnięte czoła i palce we włosach.

- Nie zasługuję na to. Nie zasługuję na ciebie.

Nie w ten sposób Pete wyobrażał sobie ich pierwszy pocałunek w deszczu, ale nie mógł narzekać. Delikatnie ocieranie się o siebie warg, niewypowiedziane słowa. Ręce na szyi, zamknięte oczy. Woda spływająca po twarzach im nie przeszkadzała. Przebaczenie, uczucie, pasja. Miłość. Czuli to wszystko przez ściśnięte wargi. Nie pierwsza i nie ostatnia rzecz, której nie potrafili powiedzieć.

- Kocham cię. Zasługujesz na wszystko. Na cały świat, który mogę ci dać.

Szczerość widziana w oczach. Żywa desperacja. Proszę, zrozum mnie. A on wiedział. Byli kochankami, których serca biły w tym samym rytmie.

- Dam ci cały wszechświat.

I znowu. Słowa szeptane w usta, przemoczone ubrania oraz obietnice, które wydawały się przetrwać wieki. Kruche pocałunki. Dłonie na skórze. Miłość unosząca się w powietrzu.

- Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Moim światem, moim sercem. Kocham cię mocniej, niż możesz sobie wyobrazić. Nie chcę cię nigdy więcej skrzywdzić.

Mały uśmiech na twarzy. Taki niewinny, uroczy, cenny. Jedyny w swoim rodzaju.

- A jeśli chcę, byś mnie skrzywdził?

Nie mógł nieodwzajemnić tego uśmiechu. Niebezpieczny i kojący jednocześnie. Jak ich miłość. Piękna i nieprzewidywalna.

- W takim razie postaram się spełnić twoje żądanie.

Przyciągnęli się z powrotem do pocałunku. Gwałtownie, łapczywie. Ręce ściskające koszulę. Języki ocierające się o siebie. Krótka przerwa na oddech, jeden siedzi na kolanach drugiego.

- Zabierz mnie do środka.

Grzmot uderza w ziemię, kiedy Vegas unosi Pete'a w górę. Drzwi balkonu rozsuwają się przed swoimi królami. Mafioso kładzie swojego kochanka na łóżku, buduje ścieżkę pocałunków od szczęki do obojczyków. Zostawia ślady.

On jest tylko mój. Mój skarb. Moje zwierzątko. Mój ukochany.

Jedyny w swoim rodzaju. Pete odchyla głowę do tyłu, przyjemność zmienia się w rozkosz nie do wytrzymania. Wie, że niedługo będzie musiał przerwać. Że będą musieli porozmawiać.

Ale na razie cieszą się chwilą. Tylko ich dwójka.

Jest pięknie.





809 słów

[13.07.2022r. - 22.07.2022r.; 27.07.2022r.]

Sprawdzane przeze mnie, dlatego mogą pojawić się błędy

We are... humans? | One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz