7. Remus Lupin x Syriusz Black, Harry Potter

89 5 0
                                    

7. "Just trust me."

Remus Lupin był naprawdę zaskoczony, gdy okazało się, że Dumbledore chce go przyjąć na nauczyciela w Hogwarcie. Nie, żeby nie umiał przekazywać wiedzy młodszym pokoleniom, ale... no właśnie. Zawsze jest jakieś ale. Remus był wilkołakiem. Stanowił niebezpieczeństwo dla uczniów, a przynajmniej on tak uważał. W sumie do przyjęcia tej oferty przekonała go własna głupota i możliwość pozyskiwania pewnego eliksiru. Czasami przez małe widział jak składa podpis na czarodziejskiej umowie. Wrażenie, że to wszystko było snem nie opuściło go nawet za dnia. Mimo wszystkich wątpliwości cieszył się, że będzie mógł wrócić do tych starych, szkolnych murów.

Właśnie w taki oto sposób znalazł się przed drzwiami do swojego pokoju. Było już po kolacji w Wielkiej Sali, więc wszyscy nauczyciele i uczniowie mogli udać się na spoczynek. Remus westchnął. Przecież wiedział, że i tak nie zaśnie. I tym razem nie chodziło tylko o księżyc.

Mężczyzna położył swoją torbę na łóżku i wyjął z niej książkę. Resztę rzeczy miał w kufrach, które wcześniej zostały przyniesione. Najdziwniejsze było jednak to, że większość rzeczy była już rozpakowana i poukładana na właściwych miejscach. Remus nie przejął się tym zbytnio. Przecież mogły to zrobić skrzaty, prawda?

Otworzył grubą książkę i wziął do ręki pióro. Usiadł na łóżku i zapalił różdżkę. Zaczął pisać.

Drogi pamiętniku

Niewiele się pozmieniało od ostatniego wpisu. No dobra, trochę się wierzyło. Dostałem pracę w Hogwarcie. Mam posadę jako nauczyciel obrony przed czarną magią. Dumbledore zaproponował korzystną ofertę. A pomyśleć, że w niego zwątpiłem. Snape produkuje dla mnie wywar tojadowy. Miejmy nadzieję, że nic tam nie dosypie. Chociaż chyba za bardzo zależy mu na pracy tutaj. Trudno. Pożyjemy, zobaczymy. Chyba, że prędzej nas coś zabije.

Ostatnio przeczytałem też w gazecie, że ktoś uciekł z Azkabanu. Znam tą osobę, a tylko jedna z tych żyjących jeszcze osób mogłaby to uczynić. Tak, Syri uciekł. Miałem nadzieję, że kiedyś mi się uda. Chciałabym, żeby znowu mógł coś tutaj napisać, jak za starych, dobrych czasów. W każdym razie wiem, że wszyscy uważają go za winnego, ale to nieprawda. Nie zrobiłby tego. Mam na to nawet dowód. List. Nie mam pojęcia kiedy zdążyła go zapisać, ale chciałbym go kiedyś mu pokazać. Żeby wiedział, kim dla nich był. Aby miał świadomość, iż to nie jego wina.

Czasami mam wrażenie, że jakimś cudem on nadal mnie obserwuje. Wydaję mi się, że jego oczy umieszczone są w gwiazdach. Patrzą na mnie. Nieważne gdzie by był, ja i tak wiem, że jest ze mną. W sercu.

- Nie sądziłem, że nadal go prowadzisz.

To był moment, w którym Remus prawie zszedł na zawał. Tak dawno nie słyszał tego głosu, a jednak doskonale wiedział do kogo należy.

- Syriusz? Co ty tu robisz? Przecież ty uciekłeś...

- Hej Wilczku. Ciebie też miło było ponownie zobaczyć - uśmiechnął się odgarniając włosy opadające mu na twarz - Wiem, że nie mam prawa cię o nic prosić, ale czy mógłbyś nic nie mówić staremu dropsowi?

- Łapo ja nie...

- Po prostu mi zaufaj, Remusie. Ten jeden raz. Nie jestem twoim wrogiem, nigdy nim nie byłem. Tak samo jak Jamesa i Lili.

- Wiem - odparł zamykając pamiętnik - Nie skrzywdził byś ich. James był naszym przyjacielem.

- Lili też. Pamiętam jak się denerwowała, gdy przeklinałem przy Harrym.

- Uwielbiałeś ją tym wkurzać.

Mężczyzna zaśmiał się, a Lupin nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wpłynął na jego usta.

- Prawda - Syriusz westchnął - Wiesz, kiedy tam byłem... Wiesz, że mówią, że w Azkabanie się wariuje? Widziałem to. Oni wszyscy... - usiadł na łóżku obok wilkołaka i oparł głowę o dłonie - Oni wszyscy tam świrowali Remusie. Tracili rozum. A z każdym pocałunkiem dementora było gorzej. Każdy z nich powoli gasł, aż w końcu jego miejsce w celi zostało zapełnione kimś innym. Tak po prostu. W tamtym miejscu ludzie przestają być brani za człowieka. Stają się pokarmem. Niczym więcej.

Remus w przypływie odwagi objął Syriusza. Uściskał go tak jak za starych dobrych czasów. Potem zdał sobie sprawę, że mężczyzna nie odwzajemnił gest. Chrząknął i odsunął się na drugi koniec materaca. Wlepił wzrok w ziemię.

- Ale ty chyba nie zwariowałeś. Schudłeś, aczkolwiek nie wiem czy to jest oznaką wariactwa.

Syriusz lekko uniósł kąciki ust.

- Nie. Mnie przy poprzednim stanie trzymała myśl, że jestem niewinny i... - zamilkł, jakby właśnie zdał sobie sprawę, że powiedział za dużo.

- Coś jeszcze? Nie dokończyłeś.

- Nie, to jest... To po prostu głupie.

- Nic nie jest głupotą jeśli wyrazi się to w odpowiednich słowach. Chyba, że mnie nie lubisz albo jest to dla ciebie zbyt osobiste.

- Problem jest w tym, że ja cię lubię. Nawet aż za bardzo - odparł - Wilczku, czy ty płaczesz?

- To ze szczęścia głuptasie - po raz kolejny chciał się do niego przytulić, ale zatrzymał się w ostatnim momencie - Przepraszam, wiem, że nie chcesz...

W tym momencie został otoczony przez ciepłe ramiona Łapy. Wstrzymał oddech. Nawet przez zapach kurzu i potu mógł wyczuć te charakterystyczną dla Blacka woń. I właśnie w taki sposób siedzieli po dwóch stronach łóżka, przytulając się do siebie.

- Stara miłość nierdzewieje, jak to powiadają mugole.

- Nigdy Syriszu, już nigdy więcej mnie nie zostawiaj.

- Obiecuję.

Tylko, że niektóre obietnice składane są po to, aby je łamać.










827 słów

Całkiem spoko, chociaż końcówka trochę nie wyszła.

We are... humans? | One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz