30. Shinkami - Shinsou Hitoshi x Denki Kaminari, Boku No Hero Academy

23 1 0
                                    

30. "You don't see me."

Nie znałem cię zbyt dobrze. Widziałem cię jednak na szkolnych korytarzach. I może powinienem się wstydzić, ale moją pierwszą myślą o tobie było ,,On jest ładny". Nie mogę powiedzieć, że kłamałem. Taka prawda. Byłeś taki tajemniczy. Cichy. Całkowite przeciwieństwo mnie, mimo że to ja nie potrafiłem do ciebie zagadać. Twe zachowanie uznawałem jednak za ujmujące. Mój piękny chłopak. Nie mieliśmy takich relacji, a ty zdecydowanie nie byłeś mój, przynajmniej nie wtedy, ale lubiłem cię tak nazywać. W myślach. Zbyt bardzo wstydziłem się wypowiedzieć te słowa na głos. Przecież nawet mnie nie znałeś! A ja miałem o tobie bardzo niewiele informacji. Takich nieistotnych. Po prostu chciałem wiedzieć więcej. Nie nazywałem cię nawet twoim imieniem. Od ,,Hitoshi Shinso" wolałem ,,pięknego chłopca". Myślę, że to do ciebie bardziej pasowało. Wciąż tak sądzę.

Pamiętam, iż z twojego wyglądu największą uwagę przykuł twój uśmiech. Był taki delikatny. Przyjemny dla oczu. Prawie nieśmiały. Trochę bolało, że nie było to skierowane w moją stronę. Ale nauczyłem się jakoś sobie z tym radzić. Obserwowałem z daleka, nie śmiąc się zbliżyć. Byłeś zbyt idealny, a ja miałem zbyt wiele wad. Patrzyłem na ciebie na korytarzach. Odwracałem głowę, by ukryć delikatny rumieniec, kiedy przypadkowo na mnie spojrzałeś. Czasami słyszałem urywki rozmów. Podziwiałem cię za to, że mimo wszystko nadal chciałeś być bohaterem. Po pewnym czasie zdawało mi się, że byłeś wszędzie tam gdzie ja. Tak jakbyś mnie śledził. Szukał wzrokiem. Wiedziałem, że byłeś odważniejszy niż ja. Byłbyś w stanie to zrobić. Ja nie. Mógłbyś powiedzieć te słowa. Wmówiłem sobie, że to wszystko było tylko urojeniem spowodowanym moim zauroczeniem. I nikomu o tym nie mówiłem. Wiedziałem, iż wyśmialiby mnie. W przyjacielski, ale jednak bolesny sposób. Chyba nie chciałem bardziej cierpieć. Wiesz, że czasami miałem wrażenie, iż moje serce umrze z tego bólu?

Nienawidzę ci tego mówić, ale ty też miałeś w tym swój udział.

Z czasem poza twoim uśmiechem zacząłem dostrzegać więcej. Studiowałem twą twarz, która była milion razy ciekawsza niż szkolne podręczniki. Kiedy byłeś wyjątkowo zmęczony, na twoim nosie pojawiała się mała zmarszczka. Blade policzki odbijały promienie słońca. Zastanawiałem się, czy to jakaś niezdolność do opalania, czy z twojego nieprzerwanego zmęczenia. Twoje oczy zawsze mieniły się tym szarym blaskiem. Dwa małe kryształki, a dla mnie były jednym z najcenniejszym skarbów na świecie. Wyglądały, jakbyś się nudził, choć ja wiedziałem, iż tak nie było. Rozglądałeś się wokoło, jakbyś szukał tej jednej rzeczy, której akurat potrzebowałeś, a która przypadkiem zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Obserwowałeś, słuchałeś. Jak ja.

Nie lubię się do tego przyznawać, ale czasami nie oddawałem rzeczy, które wypadły ci z plecaka. Mały breloczek z kotkiem wciąż jest przypięty do moich kluczy. Chociaż w tamtym momencie to nie ich poszukiwałeś.

Wypatrywałeś żółtej czupryny. Jak moja. Ale wtedy nie chciałem w to wierzyć. Odwróciłem się, spojrzawszy ostatni raz na twoją twarz i uciekłem. Bałem się, iż w tej nienaturalnej sytuacji coś mogło pójść niezgodnie z moimi planami.

Nie, żebym bardzo się mylił. W końcu wszystko potem wyszło nam na dobre.

Zaczęło się bardzo zwyczajnie. Jak każdy inny dzień. Wstanie z łóżka, zjedzenie śniadania, pójście do szkoły - to były moje rutynowe czynności. Nie podejrzewałem nawet, co może mnie spotkać w taki nudny, szary dzień. Od kilku dni czułem, iż miało zacząć padać. Czasami musiałem przytrzymać włosy ręką, gdyż inaczej nie chciały leżeć w spokojny sposób na mojej głowie. Elektrostatyka i inne bzdury.

Często na stołówce, zamiast skupić się na jedzeniu, niby przypadkiem zapatrzyłem się przed siebie w miejsce, gdzie zwykle siedziałeś. Przez chwilę mogłem udawać, że jesteśmy w jakimś romansidle. Nie, żebym miał coś przeciwko.

Ale tamtego dnia cię nie było. Trochę dziwne, bo nigdy wcześniej się nie spóźniłeś. Zawsze taki idealny. I punktualny. Coś, czego ja nigdy nie potrafiłem opanować.

Rozglądałem się po stołówce. Gdzie byłeś? Co cię powstrzymało?

Odwróciłem się, a twoje oczy spotkały się z moimi. Błysk rozbawienia pojawił w twoich tęczówkach. Jakbyś właśnie na to czekał. Poczułem, jak rumieniec rozkwita na moich policzkach. Przewróciłeś głowę w bok. Niczym kot polujący na swoją ofiarę.

I byłem prawie pewny, że tą ofiarą byłem ja.

Odwróciłem się, szybko pakując moje rzeczy do plecaka. Założyłem go na plecy, chwytając jedną ręką tacę z praktycznie nietkniętym jedzeniem, a drugą kartonik soku.

Może dzisiaj wstydziłabym się tej reakcji, gdyby nie to, co się później wydarzyło. I cóż, nie mam na co narzekać.

Odłożyłem tacę do okienka, przepraszając w myślach pracowników kuchni. Nagle poczułem na plecach czyjś wzrok. Miałem wrażenie, a może i nadzieję, że to byłeś ty. Wewnętrznie, bo na zewnątrz panikowałem.

- Nie widzisz mnie, nie widzisz mnie... - szeptałem pod nosem jak mantrę, próbując czym prędzej wyjść ze szkolnej stołówki. To cud, iż kartonik soku w mej dłoni nie eksplodował pod wpływem siły, z jaką go ściskałem.

- Hej, Kaminari, tak?

Szlag by to wszystko trafił.

Odwróciłem się i przybierając na twarz mój firmowy uśmiech, powiedziałem:

- We własnej osobie! Jak mogę pomóc?

Miałem wrażenie, że w tamtej chwili uśmiechałeś się tylko dla mnie. Byłeś niczym wiosenne promienie słońca wpadające rano przez okno i dające chęć do wstania z łóżka.

Mój Shinsou, moje słoneczko.

- Chciałbyś może dać mi swój numer?

Upiłem się na tyle, że coś mi się miesza w głowie i mam halucynacje czy to się dzieje naprawdę?

- Jesteś uroczy i widzę cię czasami na korytarzu. Pomyślałem, nie wiem, że może byłbyś zainteresowany? W porządku, jeśli nie.

Zdecydowanie jestem pijany.

- Ja...

Zastanawiałem się, który z nas jest bardziej zdenerwowany. Ja, bo właśnie rozmawiała ze mną podobająca mi się osoba czy on, bo właśnie się przyznał, iż obserwował mnie na korytarzach.

Nie, żebym był lepszy.

Ścisnąłem palce, którymi się bawił i delikatnie kiwnąłem głową. Czułem, jak wypuszcza oddech. Mogłem przynajmniej udawać, iż to przez to ciepłe powietrze moje policzki nabrały nagle koloru czerwonego.

- Podaj mi swój telefon.

Naprawdę nie wiem, skąd u mnie taka odwaga.

Fioletowłosy wykonał moje polecenie i już po chwili kilka nowych cyferek znajdowało się w jego kontaktach. Uśmiechnął się do mnie. Moje słoneczko. Mój piękny chłopiec. Pomachawszy mi dłonią, odwrócił się w przeciwnym kierunku. Mimo że wiedziałem, iż wkrótce dostanę od niego wiadomość, nie chciałem jeszcze tracić go z oczu. Nie chciałem jeszcze go stracić.

- Masz piękny uśmiech - wypaliłem, zanim mogłem się powstrzymać. Odwrócił się, a jego wyraz twarzy sprawiał, że chciałem mu zrobić zdjęcie i ustawić na tapetę.

- Ty masz ładniejszy.

I uciekł, nim cokolwiek mogłem na to odpowiedzieć.

Chyba mogę powiedzieć, że wtedy stałeś się moim pięknym chłopcem.

Mój piękny chłopiec.

A ja wiedziałem, iż od teraz będę twoim szczęściem.

1059 słów

[12.07.2022r.; 23.07.2022r.]

We are... humans? | One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz