4. ,,It’s three in the morning."
***
Nocne spacery miały to do siebie, że nikt nie przeszkadzał w gonieniu myśli. Nikt go nie rozpraszał, a żaden z młodszych uczniów nie prosił o spisanie pracy domowej. Wreszcie miał święty i błogosławiony spokój.
Przysiadł na kamiennej ławce i zaczął rozpamiętywać wczorajszy dzień. Kolejny raz wpadł na tego kreatyna, Ronalda Weasleya, który znowu go zwyzywał. W sumie uważał to za całkiem urocze, gdy taka osoba jak on się denerwowała. Blaise uśmiechnął się na to wspomnienie.
Pewnie zastanawiacie się o czym myślał chłopak, kiedy wybierał się na te samotne spacery. Zacznijmy może od tego, że dla niego uczucia były... dosyć skomplikowane. Umawiając się kiedyś z dziewczyną na randkę nie odczuwał tego czegoś, co czuł przy rudowłosym chłopaku. Na początku myślał, że jest to po prostu obrzydzenie. Bo nawet jeśli był czarodziejem czystej krwi, to jego podejście do szlam i mieszańców było, według Blaisa, niewłaściwe. Dopiero gdy zobaczył jak przyjaciółka Weasleya trzyma go za rękę zrozumiał. Te wcześniejsze uczucie, to była zazdrość. I możliwe, że właśnie w tamtym momencie zrozumiał, co to tak naprawdę jest miłość.
Jego rozmyślenia przerwał cichy płacz i szybkie kroki zmierzające w kierunku wyjścia z zamku. Gdzieś między kolumnami mignęła mu ruda czupryna, tak bardzo charakterystyczna dla całej rodziny Weasly. Prawie od razu ruszył za nim, starając się, aby biegnący chłopak go nie usłyszał. Kiedy zbliżył się do wrót, które o dziwo były otwarte, nigdzie nie zauważył uciakającego. Zaczął się rozglądać, przecież Gryfon był zapłakany. Co prawda nie wiedział z jakiego pokoju, ale Blaise nie chciał, żeby sobie coś zrobił. I żeby nikt nie myślał, że on się martwi, a zwłaszcza o niego. On po prostu nie chciał mieć żadnej osoby na sumieniu. No i może tak troszkę się martwił. Ale tylko trochę, był w końcu Ślizgonem. Zdecydował, że skoro nie znalazł Rona to wróci do dormitorium, ale właśnie w tym momencie usłyszał jego głos:
- Dlaczego mnie śledzisz?
- Nie śledzę cię – burknął – Po prostu biegłeś zapłakany obok miejsca, w którym siedziałem i pomyślałem, że sprawdzę co ci się przydarzyło.
- Obchodzi cię to w ogóle? I od kiedy ty myślisz?
- Jakbyś nie zauważył to przybiegłem tu za tobą, więc tak, w jakiś pokręcony sposób obchodzi mnie to, co się z tobą dzieje – powiedział, zanim zdążył pomyśleć – Znaczy, nie wyobrażaj sobie za dużo. Po prostu nie chciałem, żebyś coś sobie zrobił, a ja później obwiniałbym siebie, że ci nie pomogłem.
Ron popatrzył na niego jak na wariata. Miał prawo być zdezorientowany, w końcu od kiedy jakiś Ślizgon mówi Gryfonowi takie rzeczy i to w dodatku w nocy przy wyjściu z Hogwartu? No właśnie nigdy.
- Dlaczego płakałeś?
- A co ty robiłeś na korytarzach o tej godzinie?
- Nie twój interes – warknął Blaise. Nie chciał, żeby Ron dowiedział się co było prawdziwą przyczyną jego nocnych spacerków.
- Mógłbym powiedzieć to samo – odparł uśmiechając się przy tym wrednie. Kto by pomyślał, że Gryfoni również potrafią być nikczemni.
- Dobra - uniósł ręce w geście kapitulacji - Ty powiesz pierwszy, ja drugi. Może być?
- A nie oszukasz mnie?
- Dlaczego miałbym?
- Jesteś Ślizgonem.
Blaise prychnął i wywrócił oczami.
- I to jest twój jedyny powód? Jesteś jeszcze bardziej uprzedzony niż myślałem.
CZYTASZ
We are... humans? | One Shots
Short StoryRóżne historie, których nie mam gdzie umieścić, a chcę, by ktoś je przeczytał oraz prompty (niecodziennie!) 37/50, 74% x - ship i - nie ship, tylko przyjaciele, relacja ojciec syn itd. W pierwszym prompcie powinno być ,,i" a nie ,,x" Miłego czytania...