37. Thorki as brothers, Marvel

70 6 0
                                    

37. Lie to me then.

Blondyn wypijał właśnie kolejną butelkę jakiegoś kiepskiego piwa, kiedy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Podniósł się z kanapy i ociężałym krokiem podążył ku wejściu. Uchylił drzwi i zobaczył przemoczonego młodzieńca.

- Witaj dobry człowieku. Czy mogę wejść i się osuszyć? Wpadłem do jeziora, a jestem tu tylko przejazdem. Nie mam się u kogo zatrzymać.

Gospodarz tylko machnął ręką i wpuścił mężczyznę do środka. Podszedł do stołu i odkręcił kolejną butelkę alkoholu. Upił łyka i spojrzał się na nowo poznanego człowieka.

- Nie suszysz ubrań?

- Nie muszę.

Trzask tłuczonego szkła rozległ po mieszkaniu, gdy zamiast nieznajomego ujrzał swojego podobno martwego brata.

- To niemożliwe...

- A jednak stoję tu przed tobą - rozłożył ręce i uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla siebie sposób.

- A jednak stoję tu przed tobą - rozłożył ręce i uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla siebie sposób

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Nie cieszysz się?

- Przecież Loki umarł! Widziałem na własne oczy!

- Nie, to... To była tylko iluzja, sztuczka. Thanos ją stworzył, podejrzewam, że chciał, żebyś widział jak umieram. On się bawi cierpieniem każdej istoty.

- Nie jesteś nim!!! - wrzask rozniósł się po domu - On umarł, widziałem! Przestań zmyślać!

- Nie zabił mnie. To wszystko było tylko iluzją. Przepraszam... Tak bardzo przepraszam, bracie. Nie chciałem cię skrzywdzić.

- Zabili cię! Ciebie tutaj nie ma!

Dwa różne światy stały po przeciwnych stronach pokoju, mierząc się tylko dla nich zrozumiałym spojrzeniem. Ten, co był zawsze uważany za kłamcę i ten, co od zawsze był tylko bohaterem. A teraz te dwa światy, ci dwaj bracia stali na przeciwnych krańcach i patrzyli sobie w oczy. Taka wielka tęsknota kryła się pod maską tych wszystkich złych wydarzeń, dalej nie wyleczonych ran i tych nie wybaczonych krzywd.

- Jestem tutaj, możesz mnie dotknąć.

- Kłamiesz! Ciebie tu nie ma! Nie istniejesz!

- Nie muszę ci nic udowadniać - warknął - Jestem tutaj i żyję.

- Ale ty... Ja widziałem... Byłeś taki, taki nieruchomy. Nie oddychałeś. Byłeś martwy.

- Wiem, że to tak wyglądało, ale to była fikcja - spuścił głowę - To nie było prawdziwe.

Po tych słowach znowu zapadła cisza. Tkwili w niej, jak dwa robaki zamknięte w słoiku. Cały świat był za przeźroczystą szybą, tak blisko, a jednak daleko. A oni zatrzasnęli się w tym słoiku. Nie mieli wyjścia, musieli tak trwać. Teraz są na drodze do zepchnięcia go w przepaść. Chcą, aby skorupa w końcu pękła.

- Przyszedłem ci tylko coś powiedzieć. Jesteś moją rodziną - każdego mogłby zdziwić takie słowa z ust boga kłamstw. Bo przecież on nigdy nie pokazywał swoich uczuć, nigdy nie wypowiadał swoich myśli na głos. Ale teraz... Teraz mówił całkowicie szczerze. Ten jeden ostatni raz mógł być prawdziwy, prawda? - Ale muszę odejść. Mam... Mam rodzinę, osoby, które kocham, nie chcę ich narażać. Ty też będziesz bezpieczniejszy. Z daleka ode mnie. Od zawsze przynosiłem ci tylko kłopoty - uśmiechnął się delikatnie. Gest został odwzajemniony poprzez błyszczące łzy na policzkach drugiego.

- Ja... - wziął głęboki oddech, zanim wypowiedział swoją prośbę - Mogę się do ciebie przytulić?

Zielonooki zmarszczył brwi, ale kiwnął głową. Po chwili był opatulony przez ramiona swojego brata. Niepewnie odwzajemnił uścisk.

- Więc okłam mnie. Okłam mnie po raz ostatni - wyszeptał.

Czarnowłosy patrzył na niego w ciszy, a jego twarz miał jakby z kamienia.

- Nie jesteś moim bratem, nigdy nim nie byłeś.

Potem zniknął w chmurze zielonego pyłu, pozostawiając po sobie tylko cichy płacz i wspomnienie ostatniego kłamstwa.

A rankiem to wszystko wydawało się po prostu snem.




527 słów

Przepraszam, że takie krótkie

We are... humans? | One ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz