9

279 18 0
                                    

W pośpiechu szedł korytarzami, naciągając na włosy lniany kaptur. Od ścian odbijał się tylko odgłos, wydawany przez jego buty. Był pewien, że jego ciocia zrobiła to celowo, żeby chociaż na chwilę wyszedł na zewnątrz. Nie lubił być do niczego zmuszany, zwłaszcza podstępem, ale w tej chwili nie specjalnie mógł sobie pozwolić na gniew.
Wyszedł na zewnątrz, gdzie już zdążyło się lekko ściemnić, dzięki czemu w oddali był dobrze widoczny szlak, wyznaczony przez zapalone lampy. Przycisnął zawiniątko do piersi i ruszył wolnym biegiem, najpierw ścieżką, przez ogród, a potem uliczką między domami. Droga do rynku nie trwała długo, a już po drodze zdążył minąć kilka rodzin z dziećmi zmierzających na plac. Gdy dotarł do pierwszych straganów, zwolnił i rozglądając się, szedł dobrze mu znanymi ulicami, które tego dnia tonęły we wszystkich kolorach. Wszystko miało się zacząć dopiero za pół godziny, ale już teraz nie brakowało chętnych, którzy z zapałem chodzili od stoiska do stoiska.
Kiedy spostrzegł znajomą twarz w oddali, uśmiechnął się, przyśpieszając kroku.

-Jin.- zawołał, na co brunet odwrócił się w jego stronę. Na jego widok, odsłonił chyba wszystkie zęby.

-No a jednak wpadłeś.- powiedział radośnie, gdy chłopak już stał przed nim.

-Tylko na chwilkę. Gdzie ciocia?- spytał zmęczony.

-Poszła na plac, pomóc z dekoracją. Ten nowy z kuchni trochę się zagapił i wpadł nie tam gdzie trzeba.

-Och. Rozumiem.- zerknął przez jego ramię.- Co tym razem będziesz sprzedawał?- spytał zaciekawiony.

-Ciastka i słodkie bułeczki. Może usiądziesz? Jesteś trochę czerwony.- zauważył zmartwiony.

-Nie trzeba. Chciałem tylko przekazać to cioci.- wyciągnął ręce w jego stronę, w których trzymał już przetartą przez czas, saszetkę.- Zapomniała ich zabrać...

-Aj. Ona to kiedyś głowy zapomni.- wziął od niego leki.- Dobry z ciebie dzieciak. Może jak już tu jesteś to mi pomożesz?- zapytał z nadzieją.

-Em...Musze iść...- starał się jakoś wykręcić. Nie chciał tu być, gdy wszyscy przyjdą.

-Proszę. To zajmie chwilkę.- obiecał z błagającą miną.

-Um. No dobrze.- zgodził się. Zwykle, gdy Jin robił taką minę zapowiadało to, że nie przyjmie sprzeciwu tak łatwo.

-No to chodź.- ucieszony ruszył za stoisko, a blondyn potruchtał za nim lekko niepewnie. Brunet schował leki do torby Mery i sięgnął na jedną z półek pod ladą.

-Co to takiego?- kucnął obok niego, kładąc ręce na kolanach.

-Mój najnowszy pomysł.- powiedział z dumą i zdjął pokrywkę od pudełka. -Ciastka z czekoladą i słonecznikiem.- wyjaśnił ochoczo. -Mi smakują, ale nie wiem, czy innym też? Mógłbyś spróbować?

-Och. A ile kosztują?

-No wiesz? Jesteś przyjacielem, więc nic mi za nie płacić nie będziesz. Co to, to nie. Po za tym coś ci się chyba schudło. Nie jesz czy co?- przyjrzał mu się uważnie.

-Jem. Po prostu dużo się ruszam.- wyjaśnił. -Chętnie ich spróbuję.- uśmiechnął się i sięgnął po jedno.

-Cudownie. Jak wróci twoja ciocia też ją zapytam o opinię.

Jimin ugryzł ciastko. Nie pierwszy raz Jin dawał im coś co sam wymyślił i często okazywało się być pierwszorzędne. Tak było i tym razem. Uśmiech wpłynął na pełne usta blondyna, aż oczy mu się zmieniły w dwie kreseczki.

-Hyung to jest pyszne.- powiedział, gdy tylko przełknął. -Jak ty to robisz, że wpadasz na takie pomysły?

-Oj jesteś zdecydowanie za dobry dla mnie. - zaśmiał się w ten swój specyficzny sposób.

-A wy co tam kombinujecie?

Obydwoje spojrzeli w górę, na stojącą nad nimi kobietę.

-O jesteś. Jimin przyniósł twoje lekarstwa.- powiedział szybko.

-Ah no tak. A chowanie się za straganem wcale nie wygląda podejrzanie.

Wstali.

-Dałem Jiminowi do spróbowania nowego przepisu. Dla ciebie też mam. -zapowiedział. Mery spojrzała na siostrzeńca.

-Miło, że wpadłeś. Może zostaniesz na dłużej co?

-Właśnie miałem wracać...

-To może się chociaż rozejrzyj. Za niedługo twoje urodziny i chciałabym ci coś kupić.- zsunęła mu kaptur i poprawiła włosy. Uśmiechnęła się po matczynemu, patrząc na niego. -Teraz lepiej.

Kiwnął głową.

-Dobrze, rozejrzę się.

Beautiful LiarOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz