|15|Umowa

9 1 0
                                    

Wydawać by się mogło, że po długiej rozłące z Japonią, wysiadając z samolotu pierwszą czynnością jaką by wykonał to ucałowanie ojczystej ziemi. Nic bardziej mylnego! Faktycznie, bardzo zależało mu na powrocie; ale Shoto nie należał do sentymentalnych ludzi i bynajmniej nie chodziło mu o tęsknotę za ojczyzną. Kochana ojczyzna jednak nie zważając na to, postanowiła go gorąco powitać.

Los Angeles nie ustępowało pod względem temperatury, ale wymiękło z Tokio pod względem duchoty.

— Panie prezesie! — zaczął zawodzić starszy pan z ochrony, który był wiernym pracownikiem ojca od wielu lat; ale jednak nie potrafił pojąć szczebli korporacyjnych. Z Shoto nie był żaden prezes. — Te upały to już nie na moje serce. A zapowiadają, że ma być jeszcze cieplej...

— Pan Todoroki! — lament starca zakończył kierownik księgowości. — Już pan wrócił! Miło pana znowu widzieć. — nim Todoroki zdołał jakkolwiek zareagować, księgowy przeszedł do konkretów. — Mam dla pana sprawozdanie z oddziału w Osace. Osaka przysięga, że teraz wszystko jest w porządku, ale i tak lepiej przejrzeć. — w tym miejscu zaczął najpewniej szukać wspomnianych dokumentów w aktówce. — Osaka dużo przysięga, ale niewiele z tego robi. Ach ci Kansaiczycy, trudno się z nimi dogadać. — zaczął bardziej nerwowo grzebać, aż westchnął. — Zostawiłem w biurze. Mógłby pan poczekać? To będą dosłownie dwie minuty.

Skinął od niechcenia głową, a księgowy pomaszerował na drugą stronę korytarza.

W czasie oczekiwania na dokumenty zdążyło go zaczepić kilka innych pracowników, co go kompletnie wyczerpało. Kiedy uwolnił się z przymusowej rozmowy, spojrzał na zegarek: zamiast dwóch minutek, minął prawie kwadrans. Shoto był wściekły.

— Mógłby pan przeka-

— Tak rozumiem. — starzec posłał mu porozumiewawczy uśmiech. — Niech pan prezes leci podbijać Wall Street.

Shoto poszedł, ale nie podbijać, lecz bronić swoją enklawę spokoju – biuro. Już oczami wyobraźni widział wdzierających się petentów ze świeżą dostawą pracy papierkowej; dlatego nie tracąc więcej czasu, pospieszył do windy.

Kiedy udało mu się dostać do środka, poczuł na sobie wzrok pracowników z różnych wydziałów. Mógł się założyć, że zdecydowana większość tam obecnych miała do niego sprawę – co dało się wywnioskować po wymianie wymownych spojrzeń (prawdopodobnie ustalających kolejność).

Atmosfera gęstniała z każdą dodatkową osobą w windzie i odwlekającym się w czasie odjazdem. Rozpoczęła się agresywna sekwencja odchrząknięć: kobieta z działu HR nie mogła pogodzić się z tym, że mężczyzna z działu sprzedaży wepchnął się przed nią. Mężczyzna utrzymywał uparcie, że jego sprawa była ważniejsza, przez co do kłótni włączyła się sekretarka z drugiego piętra trzymająca stronę koleżanki. Obie kobiety mierzyły mężczyznę złowrogim spojrzeniem najpewniej wyzywając go w myśli od szowinistów. Na odsiecz mężczyźnie przybiegł jednak inny sprzedawca, który stał wciśnięty w sam kąt windy. Tego nie potrafił zostawić bez komentarza starszy mężczyzna z księgowości. Twierdził, że sprzedawca powinien ustąpić kobiecie jako dżentelmen. Zawtórował mu dostawca, sugerując że ludzie ze sprzedaży za dużo sobie pozwalają. Przymierze sprzedawców nie mogło słuchać biernie tego oszczerstwa. To przecież sprzedawcy przynoszą największy dochód!

Drzwi windy zaskrzypiały i zaczęły się powoli zamykać. Shoto jednak nie mógł odetchnąć, ponieważ niema awantura rozgorzała na dobre. Obie frakcje były przekonane o racji własnych argumentów.

— Czekajcie, jeszcze ja! — na korytarzu rozległ się energiczny stukot obcasów.

Jak na zawołanie w wąski otwór wystrzeliło kilka dłoni, przy czym Todoroki nie zdołał nawet drgnąć. Zaskoczyła go ta empatyczna reakcja. Drzwi ponownie rozsunęły się, a do środka wemknęła niska kobieta.

tsunami; tddkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz