|44|Dziecko

11 0 0
                                    

— Powinieneś pić lekarstwa od Kawashimy. — Shoto wbił wzrok w tabletki starannie zapakowane w woreczeku.

— Zamknij się.

— Izuku...

— Spieprzaj. Nie wypiję tego.

— Wypijesz.

— Nie chcę.

— Wypijesz.

— Słyszysz, co do ciebie mówię?! NIE WYPIJĘ.

— Kawashima twierdzi, że jest lekarzem i nie będzie ci pchał do gardła tabletek, ale ja nie jestem lekarzem i wepcham ci na siłę, jeśli tego sam nie wypijesz. — podniósł ze stolika nocnego woreczek z lekarstwami i podetknął mu je pod nos.

— Spieprzaj. — Izuku odwrócił głowę.

— Skończyły mi się już zasoby dobroci. — ostrzegł go, wysypując z woreczka do ręki tabletki.

Shoto wiedział, że nie mógł już pobłażać, znając stan jego zdrowia. Wyciągnie go z łóżka prośbą albo groźbą. Nie był lekarzem, żeby szanować jego wolę. Izuku im więcej spędzał czasu w impasie, tym więcej chorób mu zagrażało. Albo leczenie ruszy pełną parą, albo w konsekwencji umrze w boleściach.

— Otwieraj usta. — zażądał.

— Ugryzę cię.

— Śmiało. Sprawdzisz czy jestem smaczny. — złapał go za szczękę.

Izuku próbował wyrwać głowę, ale Shoto wbił palce w okolicy rosnących ósemek. Dowiedział się o nich dopiero od Hisashiego. Wcześniej Izuku nie dawał tego po sobie poznać. Midoriya teraz jednak zawył z bólu. Shoto szybko wsypał mu tabletki do gardła, po czym podciągnął go do siadu. Przez chwilę Izuku dręczył kaszel, ale połknął wszystko. Wyrwał się z uścisku i zaczął okładać Shoto pięściami.

— Ty zimna suko... — wyzywał go między szlochami. Naprawdę bolały go szczęki. — Poderżnę ci gardło w nocy.

— Będę czekał na tę noc, kiedy uda ci się samemu wstać z łóżka i pójść do salonu, żeby poderżnąć mi gardło — To będzie sukces.

Izuku zacisnął usta w wąską linię. Dobrze wiedział, że Shoto sobie z niego kpił.

— Daję ci wybór — ciągnął Todoroki. — Albo zaczniesz leczyć się na poważnie, albo umówię cię z masażystą.

— Nie pozwolę się dotknąć. — warknął.

— To cię zwiążę i wsadzę knebel do ust albo uśpię cię jak kota, którego zabiera się w podróż.

— Nie pozwolę...

— Nie obchodzi mnie to. — uciął.

— To jest niemoralne. — argumentował Izuku. — Żaden masażysta nie zgodzi się na coś takiego.

— Moralność kończy się po granicy trzydziestu tysięcy na rękę.

Izuku zaczął płakać spazmatycznie z frustracji.

— Nienawidzę cię tak samo jak tego sukinsyna. — wychlipał. — Zostawiliście mnie, a teraz się mną rządzicie! — wrzasnął.

Shoto przyznawał Izuku w tym miejscu rację. Nikt inny jednak nie mógł się nim zająć. Do Izuku potrzeba ogromnych środków pieniężnych, niewyobrażalnych zasobów cierpliwości oraz siły fizycznej i psychicznej. Todoroki może nie spełniał idealnie wszystkich warunków, ale bałby się komuś innemu powierzyć Izuku.

— Inko nie mogłaby się nim zajmować. — mówił Hisashi, kiedy ponownie spotkali się. — Co innego zajmować się dzieckiem, a co innego chorym, dorosłym, a do tego sprytnym facetem. Widziałaby w nim przede wszystkim dziecko. Na Izuku nie ma innej rady niż stanowczość i dlatego nie mam zamiaru panu go zabierać.

tsunami; tddkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz