|9|Utrapienie

9 1 0
                                    

- Ale się rozpadało. - westchnął beztrosko Ren, po czym wyciągnął dłoń za zadaszenie i posłał Izuku rozczulone spojrzenie.

Bowiem ten ubrał się jak na zupełnie inną porę roku. Przyszedł w koszulce z krótkim rękawem i ani myślał o zabraniu ze sobą jakiegoś nakrycia. O parasolu nie było nawet mowy, skoro Midoriya nie widział najmniejszej chmurki na niebie, a wiosenne słońce uparcie wciskało się w nawet najdrobniejszą szczelinę, drażniąc na każdym kroku oczy. W jego przekonaniu ten dzień miał należeć do tych pierwszych ciepłych dni, gdzie specjaliści w jednym szeregu z jasnowidzami starali się określić kiedy zakwitną pierwsze kwiaty wiśni; lecz rzeczywistość ściągnęła go brutalnie na ziemię wraz z gęsto spadającymi kroplami deszczu.

- Masz parasol, prawda? - zatrzepotał frywolnie rzęsami, sugerując pewną możliwość.

- Nie. Nie jestem twoim tragarzem. - prychnął z irytacją, cofając rękę. Torbę z laptopem postawił między łydki. Później ściągnął kurtkę skórzaną, zarzucił ją na głowę, po czym ponownie chwycił za etui i przycisnął go do piersi. - Po za tym byłoby to pedalskie. - wkroczył zdecydowanym krokiem w lecące strugi.

Izuku tkwił w miejscu jeszcze przez kilka chwil, po czym pobiegł za towarzyszem z jednego oczywistego względu: nie zapowiadało się na poprawę pogody.

Zetknięcie się ze ścianą wody okazało się dla niego dość drastycznym przeżyciem. Przenikliwe zimno - jakie w jednej chwili go ogarnęło - spowodowało gwałtowny dreszcz. Po przemierzeniu truchtem dystansu dzielącego go z Hamasakim, słyszał jak deszczówka chlupocze w jego trampkach. Wówczas nie potrafił odeprzeć od siebie spostrzeżenia, że przez własną naiwność nabawi się przeziębienia; ale przejęło go to na dosłownie moment.

- Mogę cię podwieźć. - rzucił znienacka Ren, kiedy zrównali się.

- To już nie jest pedalskie? - nie zawahał się zauważyć.

- To jest altruizm. - sprecyzował zaraz. - Zaparkowałem całkiem niedaleko. Chyba zablokowałem szmatę z biochemii. Gdyby nie ta ulewa, to jeszcze poczekałaby sobie.

W tym miejscu Midoriya parsknął śmiechem. Rena albo uwielbiało się, albo nie znosiło. Profesor Yamada należała niewątpliwie do tej drugiej frakcji.

- Skąd masz samochód? - zmienił temat, kiedy wkroczyli na drogę obsadzoną po bokach ogromnymi klonami.

Wzdłuż niej zaczynał się także ciąg zaparkowanych pojazdów, zajmujących połowę pasu. Izuku wyjątkowo ciekawiło, który mógł należeć do Hamasakiego.

- Ukradłem.

Wtem Midoriya zamarł w miejscu, ignorując fakt, że deszcz wcale nie tracił na silę. Ren widząc, że towarzysz został z tyłu, odwrócił się wprawiając rękawy kurtki w ruch.

- Ale z ciebie debil. - wywrócił oczami z irytacją. - Starzy pojechali na Hawaje i zostawili mi samochód.

Izuku wyraźnie odetchnął, wprawiając rozmówcę w furię. Później postanowił ruszyć się z miejsca, nie chcąc już dłużej przedłużać marszu. Już zmoknął do suchej nitki.

- Hawaje. - westchnął z rozmarzeniem i jak na zawołanie wstrząsnął nim dreszcz, dając mu do zrozumienia, że dzisiejsza pogoda w Tokio nie miała zamiaru go rozpieszczać. - Ile bym dał, żeby tam teraz być.

- Kiedyś będziesz chciał pojechać pociągiem do Chiby, to wysiądziesz w Honolulu. - sarknął, po czym przeskoczył nad rozległą kałużą. - Słyszałem o tym jak pomyliłeś sobie trasy. - wyjaśnił, po czym buchnął niekontrolowanym śmiechem.

- Każdemu mogło się to zdarzyć. - wybąkał bez przekonania pod nosem.

- Ale w pierwszej kolejności tobie. - popchnął go.

tsunami; tddkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz