Znowu Ayame przyłapała go na wpatrywaniu się w nią. Zawsze w takich sytuacjach posyłała mu mniej lub bardziej wymuszony uśmiech. Niemniej zawsze starała się być dla Izuku życzliwa.
Szybko odwrócił wzrok na pana Miyamurę, który zapisywał zamówienie. Później kartkę przekazał Ayame.
— Dwa kwartały od nas. Jak będzie gotowe, lecisz dostarczyć. — rzucił w kierunku Midoriyi, nawet nie obdarzając go spojrzeniem.
Skinął głową w odpowiedzi.
Później podniósł worki i wyszedł wreszcie je wynieść do pojemnika na odpady za budynkiem. Chłodny wiatr powodujący na ramionach Izuku gęsią skórkę, nie potrafił jednak wyrwać go z rozważań, które trwały nieprzerwanie od prawie trzech miesięcy.
Sytuacja z Ayame nie uległa zmianie przez ten czas, bo Izuku nie odważył się z nią porozmawiać (nawet pomimo nacisków Komako). Przez fakt, że następnego dnia po wyjeździe z Karuizawy Hamasaki traktowała go z rezerwą – ale jednak w granicach normalności – sprawiał, że dostawał wymówkę, aby jednak nic nie robić.
Z tyłu głowy jednak zdawał sobie sprawę, że nic nie było i nie będzie jak wcześniej – przynajmniej z jego strony. Ayame zdawała się puścić wszystko w niepamięć, ale Izuku nie potrafił na nią patrzeć tak jak przed wyjazdem. Nie umiał tak po prostu wyrzucić niektórych wspomnień z pamięci i zawsze wracały, gdy tylko ją widział. W takich momentach czuł się koszmarnie.
Kiedy wrócił, pan Miyamura opierał się o blat i wlepiał w Izuku gniewne spojrzenie. Ten mimowolnie wzdrygnął się i prędko zaczął przeszukiwać pamięć. Miał przeświadczenie, że znowu o czymś zapomniał.
— Zapomniałeś pościerać stoły. — pośpieszył z odpowiedzią na nurtujące go pytanie, pan Miyamura. — Ile stłukłeś talerzy?
— Trzy.
— Brakuje pięciu. — szef mierzył go przeszywającym spojrzeniem. — Cokolwiek kombinujesz, to czas najwyższy przestać. Inaczej wyciągnę z tego konsekwencje.
Ayame wrzuciła ciasto do pieca i odwróciła się. Zerknęła badawczo najpierw na Midoriyę, a później na Miyamurę.
— To ja stłukłam te dwa. — wtrąciła się, skupiając spojrzenia skonsternowanej dwójki. — Izuku poszedł z dostawą, a nie było nowych zamówień. Uznałam, że wyręczę go ze sprzątaniem i pech chciał, potknęłam się na schodach. Prędko posprzątałam i miałam nadzieję, że się nikt nie domyśli. — Trochę głupio chcieć komuś pomóc, ale wszystko zepsuć. — dodała ciszej, uciekając wzrokiem gdzieś w okolicy swoich butów.
Izuku nigdy nie słyszał równie wiarygodnego kłamstwa. To on rozbił w tym tygodniu pięć talerzy, co należało w ostatnim czasie do normy. W pracy ciągle był rozkojarzony i wszystko partaczył, o czym pan Miyamura świetnie wiedział. Midoriya jednak nie zdawał sobie sprawy, że szef tak skrupulatnie go kontrolował i miał nadzieję nieco zaniżyć liczbę szkód.
Przez twarz pana Miyamury przebiegł cień wątpliwości. Izuku wystraszył się, że ten wychwycił kłamstwo. Za to Ayame oberwałoby się jeszcze bardziej niż w sumie za pięć rozbitych talerzy.
— Och! Co ja z wami mam! — pan Miyamura przymknął powieki i zaczął masować skronie. — Papużki, mniej trajkotać, więcej myśleć. — z tymi słowami odwrócił się na pięcie, wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i wyszedł na zewnątrz zapalić.
Kiedy zniknął, Izuku odliczył do dwudziestu i podszedł do Ayame.
— Czemu to zrobiłaś? — wyszeptał, zerkając z niepewnością w kierunku drzwi jakby oczekując rychłego powrotu szefa.
CZYTASZ
tsunami; tddk
FanfictionPlanowany rewrite Życie lubi spłatać figla; szczególnie wysokie ryzyko niesie ze sobą przypadkowo poznany koneser wina. Izuku może jedynie zdać się na jego łaskę i starać się zrozumieć dotychczas niezrozumiałe. {warnings!: bnha; bxb: tododeku; au!:...