Obudził go przeszywający chłód. Kiedy otworzył oczy nadal było ciemno. Opanowany jeszcze sennym otępieniem, nie zwrócił uwagi na to, że nie znajdował się u siebie. Dopiero gdy odwrócił głowę z zamiarem odnalezienia kołdry (gdyż był święcie przekonany, że zrzucił ją gdzieś na podłogę) natrafił spojrzeniem na śpiącego na wznak Todorokiego.
Mimowolnie przed oczami przeleciały mu wspomnienia minionego dnia, a wraz z nimi paraliżujące poczucie winy.
Do tej pory wyciszony głos sumienia, nagle ze zdwojoną siłą zaczął mu wypominać błąd jakim było ponowne spotkanie z Shoto. Boleśnie uświadomił sobie, że wówczas poddał się walkowerem i zapomniał o wszelkich konsekwencjach, które teraz narosły do niebotycznych rozmiarów i przytłaczały go.
Co miał uczynić?: Czekać do rana i powiedzieć Todorokiemu, że jego przyjście było poważnym błędem? A może wszystko potoczy się jeszcze inaczej: usłyszy od niego, że zaproszenie było jednorazowe i zostanie wrzucony do worka ze znudzonymi zabawkami? Albo...
Wtem obsesyjnie uczepił się rodzącej w głowie myśli.
Midoriya spojrzał kontrolnie na mężczyznę. Nie widział jego twarzy, ale miarowe oddechy, wprawiające w ruch klatkę piersiową, świadczyły o głębokim śnie. Wówczas postanowił się podnieść.
Uczynienie tego nie okazało się takie łatwe jak zwykle. Bezwiednie opadł na materac, doświadczając drastycznie zmożonego bólu oraz wyczerpania.
Zatopiwszy twarz w poduszce, zacisnął mocno powieki, a następnie wstrzymał oddech.
Nie chciał obudzić Shoto, gdyż równałoby się to ze skomplikowaniem własnego położenia do granic możliwości.
Kiedy odczekał odpowiednio długo, aby przekonać się, że stan rzeczy pozostawał nadal niezmienny, ponowił próbę wygrzebania się. Udało się ku ogromnej uldze Izuku przeprowadzić ją bezproblemowo.
Kładąc ostrożnie stopę na podłogę, natrafił na pierwszy element garderoby, jakim okazał się być but.
Automatycznie doznał rozgoryczenia, a wraz z nim nasunął mu się szereg pytań. Zastanawiało go jakim trzeba być egoistą, aby: po pierwsze - nie zamienić ani słowa z gospodarzem - nawet coś tak oczywistego, jak zwykłe przywitanie nie wyszło z jego ust; po drugie - wparadować bezceremonialnie w butach pod samo łóżko.
Po takim pokazie braku jakiegokolwiek szacunku do drugiego człowieka, nie mógł dalej negować obelg Kiyoshiego. Stał się bez wątpienia bezczelny.
Wtem stracił pewność pokładaną w swoje plany. Może powinien jednak poczekać do rana? Albo może napisać jakiś krótki liścik z przeprosinami?
Im dłużej rozważał inną opcję niż dotychczas, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że co by nie zrobił i tak w konsekwencji wyszłoby źle.
Zmęczony Izuku zacisnął powieki, obiecując sobie poprawę. Musiał w reszcie zabrać się na poważnie za poszukiwania pracy, spłacić dług u Ikedy - i co najważniejsze - dojrzeć.
Pchany owym poczuciem obowiązku prędko skompletował swój ubiór i uczynił to, co pierwotnie zakładał: wyszedł bez słowa.
Zamknął ten epizod wraz z drzwiami za sobą, co nie obyło się bez przygniatającego poczucia winy. Było ono jednak według niego kompletnie bezzasadne. Wiedział dobrze, że decyzja została nieodwołalnie podjęta. Dlaczego więc jego uczucia nie potrafiły tego pojąć i przestać żałować? Czy zrobiło mu się szkoda Todorokiego? Czuł, że nie zachował się honorowo?
To był ewidentny dowód na jego hipokryzję, a nie faktyczny żal.
*
Kiedy znalazł się nieopodal mieszkania, jutrzenka zaczęła nieśmiało rozlewać na najbardziej wysuniętym na wschód fragmencie nieboskłonu. Wraz z ustępującą nocą wszelkie wcześniejsze mary traciły na powadze i ukazywały swoją błahą istotę. Już się nie obawiał. Spokój ducha obalił tyranie rządy paniki. Promienie słoneczne padły na rzekomą zjawę.
CZYTASZ
tsunami; tddk
FanfictionPlanowany rewrite Życie lubi spłatać figla; szczególnie wysokie ryzyko niesie ze sobą przypadkowo poznany koneser wina. Izuku może jedynie zdać się na jego łaskę i starać się zrozumieć dotychczas niezrozumiałe. {warnings!: bnha; bxb: tododeku; au!:...