- Z tej strony Shoto. Przepraszam, że dzwonię tak późno...
Izuku otworzył z trudem drzwi taksówki. Nieco odetchnął z ulgą na myśl, że zaraz będzie mógł pozbyć się bezwładnego Takeshiego.
- Przepraszam, nie zabieram... nieprzytomnych. - uprzedził go kierowca zanim zdołał cokolwiek uczynić.
Przez moment starał się jeszcze prekonać mężczyznę, ale ten uparcie trzymał się swojego.
- Nie, nie, nie. - kręcił głową, dając upust irytacji. - Chyba pan nie rozumie. Jeśli zacznie rzygać w samochodzie, to cała tapicerka jest do wymiany. Przepraszam, ale żaden szanujący się taksówkarz w Tokio nie podejmie się takiego ryzyka. - spojrzał wymownie na Shinodę. - Proszę zamknąć drzwi. Nie jesteście jedynymi, którzy podtrzebują podwózki w piątek wieczorem.
Midoriya bezsilnie pokiwał głową na znak, że przyjął do wiadomości odmowę. Poprawił na ramieniu ześlizgującego się mężczyznę i już miał pchnąć drzwi, gdy obok usłyszał:
- Ty podły skurwielu, rozpieprzasz mi małżeństwo, wiesz?! Nie mów, że nie wiesz, że ten debil ma małe dziecko! Nie chcę ciebie już więcej widzieć.
Mimowolnie wzdrygnął się i odsunął się od Todorokiego. Ten położył telefon między ramieniem a policzkiem.
- Za ile pan go weźmie? - zaczął czegoś szukać po kieszeniach.
- Nie nawidzę cię! Ty parszywa mendo, dlaczego akurat bierzesz ze sobą tego tępego debila?! - żona Takeshiego nie spuszczała z tonu.
Najpewniej kierowca też słyszał doskonale te obelgi, ale ten rzucił z niecierpliwością:
- Dobry Buddo! Ile razy mam tłumaczyć? Nie zabieram nieprzytomnych! Panie, tapicerka! Tapicerka! - powtórzył, aby dosadniej podkreślić wagę swoich słów.
Shoto wygrzebał bez słowa portfel. Wyciągnął ewidentnie na pokaz najpierw jeden banknot o nominale dwóch tysięcy jenów, a potem następny. Taksówkarz z uwagą obserwował jego poczynania, aż przy trzecim odchrząknął:
- Pakujcie go.
- Nie chcę ciebie już więcej widzieć plątającego się koło Takeshiego! Inaczej zniszczę cię! Wiem, że masz brudy za pazurami. Ja to wiem...
- Sachiko. - wręczył mężczyźnie zapłatę i umieścił urządzenie pewniej w dłoni. - Takeshi przyjedzie taksówką...
- PIERDOL SIĘ! - ucięła.
Zmieszany Todoroki popatrzył na wyświetlacz. Sachiko rozłączyła się, ale i tak skinął porozumiewawczo na Izuku. Ten starał się usadzić Takeshiego na miejscu, jednak okazało się to niemożliwe, gdyż za każdym razem zaraz tracił równowagę i lądował twarzą w siedzeniu.
- Niech go pan tak zostawi. - odezwał się taksówkarz. - Grzeczne pieski o tej porze śpią w swoich ciepłych budach i nie martwią kierowców.
Midoriya popatrzył z powątpiewaniem na mężczyznę, ale zrobił jak mówił. Zostawił Shinodę leżącego plackiem na tylnym siedzeniu.
Później Shoto wyjaśnił kierowcy, gdzie miał jechać. Na odchodne wręczył mu wizytówkę:
- Na wypadek, gdyby jednak uszkodził tapicerkę.
*
Kiedy samochód ruszył z miejsca Izuku jeszcze przez chwilę odprowadzał go wzrokiem aż dotarł do najbliższego skrzyżowania. Tam skręcił i zniknął za rogiem. Utraciwszy jednocześnie punkt zaczepienia dla oczu oraz myśli, odczuł na karku ciążące spojrzenie; podobne do tego z baru: zniecierpliwione i wyczekujące. Oboje - jak jeden mąż - odwlekli w czasie jakiekolwiek reakcje, widząc wyimaginowaną przeszkodę w obecności nieprzytomnego Takeshiego. To założenie było - jednym słowem - wygodne.
CZYTASZ
tsunami; tddk
FanfictionPlanowany rewrite Życie lubi spłatać figla; szczególnie wysokie ryzyko niesie ze sobą przypadkowo poznany koneser wina. Izuku może jedynie zdać się na jego łaskę i starać się zrozumieć dotychczas niezrozumiałe. {warnings!: bnha; bxb: tododeku; au!:...