|30.2|Kolorowy ptak

6 1 0
                                    

Krwistoczerwone usta wykrzywiły się w uśmiechu, ukazując nieco zbyt odstające kły. Wbiły się one lekko w jego szyję. Czerwona szminka znaczyła jego skórę. Shoto wiedział, że zostanie mu wiele śladów; ale tych szczególnych nie wstydziłby się.

Loki figlarnie łaskotały go. Na okrągło rozsypywały się i układały się na czole Izuku. Jego oczy błyszczały i spoglądały na niego z niewinnym zainteresowaniem dziecka.

Szkarłatne wargi bezgłośnie wymówiły jego imię.

Shoto zerwał się ze snu, ale nie potrafił się uspokoić. Kiedy kątem oka dostrzegł czyjąś sylwetkę, rzucił się na nią. Jego palce zanurzyły się zaraz we włosach. Były one proste, a nie kręcone. Chciał puścić Kiyoshiego, ale ten złapał go za rękę.

- Co się-

Todoroki odepchnął go od siebie i szybko udał się do łazienki. Kiedy zamknął za sobą drzwi, zsunął się po ich powierzchni, po czym usiadł na posadzce.

Chwilę później załatwił naglącą potrzebę. Nie potrzebował dużo czasu w samotności. Wystarczyło na tyle, żeby Kiyoshi zwlekł się z łóżka i zapukał do drzwi.

- Shoto, wszystko w porządku?

Wpatrywał się tępo we wnętrze dłoni pokryte spermą. Nie zwrócił uwagi, kiedy palce zaczęły mu drżeć.

Cieszy cię takie życie?

Smutek rozdzierał go od środka. Kiedy patrzył na swoją rękę, wzbierało w nim obrzydzenie. Głos Kiyoshiego za drzwiami powodował poczucie winy. Przez to, że nie miał się komu z tego wygadać, poczuł się samotny.

Życie Shoto było przepełnione kłamstwem i udawaniem. Miał tego serdecznie dosyć. Wziął głęboki oddech, podniósł się z podłogi, umył ręce. Minął bez słowa Kiyoshiego i położył się w łóżku. Nie było jednak miejsca na załamywanie się.

Wiedział, że znowu otworzy rano oczy i znowu będzie musiał temu wszystkiemu sprostać: czy chce - czy nie.

*

Kolejne dni minęły jak zwykle: od rana do późnego wieczora w biegu, a w środku nocy dawał upust poczuciu bezsilności. Shoto jednak nigdy nie pamiętał tego rano (albo przynajmniej nie chciał). Zachowywał się jak gdyby nigdy nic, jak zwykle odgrywając nienagannie swoją rolę w teatrze życia.

Wszystko funkcjonowałoby jak zwykle, ale jeden trybik szwankował - Kiyoshi oddalał się. Shoto zajęło parę dni zauważenie tego, że powstawał między nimi z niewiadomego względu dystans - a kolejne kilka potrzebował, aby podjąć jakieś kroki.

Kiedy jednak wreszcie zostali sam na sam w jego biurze, Shoto nie zawahał się skorzystać z okazji. Podszedł jak gdyby nigdy nic do jego stanowiska pracy i nachylił się nad nim.

- Co jest? - wyszeptał, delektując się zapachem jego perfum. Shoto mógł pogratulować mu znakomitego gustu.

- A co ma być? - zapytał, nie odrywając się od pracy.

- Milczysz. - ciągnął, obserwując jak powstają dokumenty na najbliższe spotkanie zarządu.

- Wolisz, żebym krzyczał?

- Może nie tutaj. - przygryzł jego płatek ucha. - Powiedz.

Kiyoshi tak sumiennie zajmował się swoją pracą jak nigdy. Shoto nie lubił być ignorowany.

- Poświęcam ci za mało czasu? - zgadywał. Izuku zawsze mu to zarzucał.

- Nie powiem. Kombinuj.

Shoto miał już pewność, że trafił w punkt. Ostatnio przez sprawę Ono zaplanował spotkania w cztery oczy z ważnymi klientami, chcąc mieć pewność, że Maeda nie ma ponownie jakiś lepszych wtyków niż on sam.

tsunami; tddkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz