Jego była leżała w jego łóżku z jego byłą bliźniaczą siostrą (uczuciowo wyparł się jej) natomiast jego futon zajmował jego były kumpel. Nie tak wyobrażał sobie swój czas wolny po przesiedzeniu dnia najpierw w szkole, potem szpitalu (na praktykach oraz na odwiedzinach swojej rozhisteryzowanej kobiety) a później jeszcze w pracy. Nawet nie miał gdzie rzucić swoich sponiewieranych zwłok, ponieważ banda debili postanowiła się wdać w bójkę z gnojem, przed którym ostrzegał ich wszystkich od dwóch lat.
Ojciec po cichu wyszedł z sypialni i zaciągnął go w róg tak, żeby nie przeszkadzać tej puszczalskiej kurwie, Izuku.
— Trzeba było od razu wziąć ją na pogotowie — wyszeptał ojciec.
Ren zaraz poczuł przypływ irytacji przez ten wyrzut. Przywiózł Komako tutaj, bo nie chciało mu się wracać do szpitala, w którym spędził połowę swojego dnia. Poza tym miał ojca lekarza, więc czemu nie mógł przynieść chociaż głupich leków przeciwbólowych? To nie była filozofia pójść do apteki czy chociażby marketu. Co za bezużyteczny staruch.
— Powiedziała, że to nic wielkiego — odfuknął jedynie. Skoro tak stwierdziła, to nie miał zamiaru kłócić się z tą jędzą.
— Nie rób z siebie idioty. — Ojciec posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, czego Ren nie potrafił wziąć na poważnie. Ojciec nigdy się nie wkurzał. — Ona wymiotuje krwią. W tej chwili masz ją zabrać do matki na SOR. — Wyciągnął z kieszeni kluczyki do samochodu i wcisnął mu je do ręki. — Chwała czcigodnej Kannon, że dzisiaj ma nockę.
Ren jednak przyjął je. Nie wiedział, że z Komako było aż tak źle. Sprawiała wrażenie najbardziej przytomnej z tej trójki. Nawet to ona zadzwoniła do niego i dokładnie pokierowała go.
— Musiałem jej powiedzieć, że zostanę tutaj z nimi. — Wskazał wymownym ruchem głowy na Izuku i zapewne jeszcze miał na myśli Ayame. — Komako najbardziej oberwała, a przejmuje się najbardziej nimi — Różne rzeczy o tobie można powiedzieć, ale z całą pewnością masz gust do kobiet. — Ojciec poklepał go po ramieniu i zmierzwił mu włosy.
— Przeciwieństwa się przyciągają. — Wrzucił kluczyki do kieszeni i poszedł po Mizuno.
*
— Pozwól na chwilę. — Matka oderwała go od flirtu z młodą ładną recepcjonistką.
Ren zaczął się na poważnie zastanawiać czy jednak zrezygnować z kategorycznego wykluczenia SOR-u z ewentualnej ścieżki kariery. Matka bardzo chciała widzieć go u swojego boku, a on dotychczas siebie jednak nie widział w tym miejscu. Bardziej pociągała go sława i pieniądze chirurga jak w przypadku ojca; ale skoro wszystkie ładne kobiety miały lekkie skłonności masochistyczne, to naprawdę mógłby przemyśleć jeszcze raz tę kwestię.
Stanęli w rogu. Matka nerwowo obejrzała się dookoła i nachyliła się.
— Co to ma znaczyć?! — krzyczała na niego szeptem. — Czemu ta kobieta jest cała skopana?! — Patrzyła na niego tak jakby miał napisane na czole, że to on ją zmaltretował.
Ayame twierdziła, że był maminsynkiem, ale doprawdy nie miało to nic wspólnego z nadmierną troską. Matka ciągle za nim się plątała, bo nie podobał się jej jego sposób bycia. Ayame była zwyczajnie zbyt porządna, żeby ta znerwicowana perfekcjonistka zainteresowała się nią; a szkoda. Ren miał dosyć upierdliwej matki, podejrzewającej go o spowodowanie całego zła na świecie.
— Nie miałem nic z tym wspólnego. Po prostu taką ją znalazłem na ziemi.
Po minie matki wywnioskował, że wyjaśnienie było kiepskie. Dziecko wymyśliłoby lepszą wymówkę, ale Ren przysypiał na stojąco. Nie miał ochoty wodzić matkę za nos, ale także nie chciało mu się robić długiego wywodu. Po prostu rzucił:
CZYTASZ
tsunami; tddk
FanfictionPlanowany rewrite Życie lubi spłatać figla; szczególnie wysokie ryzyko niesie ze sobą przypadkowo poznany koneser wina. Izuku może jedynie zdać się na jego łaskę i starać się zrozumieć dotychczas niezrozumiałe. {warnings!: bnha; bxb: tododeku; au!:...