- Przelałem ci na konto pieniądze za te zaległe trzy miesiące plus jeszcze ten.
Kiyoshi skinął głową. Wtem usiadł prosto, ściągnął okulary i oderwał się od różnorakich książek zajmujących całą powierzchnię biurka.
- Możesz powtórzyć? Chyba nie dosłyszałem.
Resztkami cierpliwości Izuku powstrzymał się przed przytykiem czy chociażby wywróceniem oczami. Spokojnie powtórzył to - co zostało powiedziane chwilę wcześniej - jednak Ikeda nadal wyglądał jakby niczego nie zrozumiał.
- Może sprawdzisz czy doszedł przelew? - zaproponował, uświadomiwszy sobie że jego produkowanie się nic nie zdziała, dopóki Kiyoshi nie zobaczy tego na własne oczy.
Ten bez słowa wyciągnął telefon. Kiedy zaczął nerwowo przenosić wzrok to z wyświetlacza, to na niego; Izuku domyślił się, że pieniądze bezpiecznie dotarły. Później Ikeda zaczął go uparcie lustrować, jakby w ten sposób miał poznać jego źródło dochodów.
Midoriya ani trochę mu się nie dziwił - a nawet sam zdawał sobie sprawę, że musiało to wyglądać wyjątkowo podejrzanie. Bowiem osoba, która ledwo wiązała koniec z końcem i tylko karmiła swojego wierzyciela mętnymi obietnicami, niespodziewanie robi przelew przekraczający grubo sto tysięcy jenów.
- Wygląda na to, że jesteśmy kwita. - przyznał z niechęcią. - Musiałeś bardzo ciężko pracować, żeby wyjść z dołka, prawda? - rzucił jak gdyby nigdy nic, ale Izuku nie umiał pozbyć się wrażenia, że znajdowało się w tym drugie dno.
- Tak. - zaczął ostrożnie. - Dałem słowo, że spłacę dług co do jena. Nie obijałem się.
- Myślałem, że marnowałeś czas z tą powsinogą, ale zwracam honor. - odwrócił się na krześle, wracając do wcześniej przerwanej pracy. - Ciekawe gdzie tak szybko się dorobiłeś? - zaczął wertować pośpiesznie książkę. - Zdradzisz mi swój sekret? - posłał mu kątem oka ciekawskie spojrzenie.
- Praca jak praca. - uciął z niewinnym uśmiechem i wyszedł, czując że kontynuowanie konwersacji jedynie go pogrąży.
Ikeda z pewnością już się czegoś domyślał.
*
Zanim wkroczył na właściwy korytarz, obejrzał się w obie strony. Zauważywszy że nie było tam - prócz niego - żywego ducha, szybkim krokiem przeszedł dzielący go dystans z celem podróży.
Ku ogromnej uldze Izuku, klucz bezproblemowo trafił do dziurki. Następnie płynnym ruchem przekręcił nim w zamku i chwilę później wszedł do środka. Już miał odetchnąć z ulgą, gdy w polu jego widzenia niespodziewanie pojawił się Shoto.
- Co tutaj robisz? - zapytali równocześnie.
Midoriya mimowolnie uśmiechnął się, jednak zaraz zrzedła mu mina na widok ostrego spojrzenia Todorokiego przypominającego mu o nowej - żelaznej - zasadzie.
- Umawialiśmy się. Przychodzisz tutaj nie częściej niż raz w tygodniu. - wycedził chłodno Shoto. - Mam nadzieję, że masz dobre usprawiedliwienie na trzecią wizytę w tym tygodniu. - oparł się o ścianę i zaplótł dłonie na piersi.
- No ja... ten... - zaczął gestykulować, malując dłońmi w powietrzu abstrakcję, a dokładniej, powód swojego przybycia. Wtem zdał sobie sprawę, że przeszkadza mu torba na zakupy. - Kupiłem kilka rzeczy do obiadu. - pstryknął palcami i uśmiechnął się sztucznie, imitując pewność siebie.
- Nie potrzebnie. Lodówka jest pełna.
- Mam sobie pójść? - rzucił bez ogródek, spoglądając na trampki.
CZYTASZ
tsunami; tddk
FanfictionPlanowany rewrite Życie lubi spłatać figla; szczególnie wysokie ryzyko niesie ze sobą przypadkowo poznany koneser wina. Izuku może jedynie zdać się na jego łaskę i starać się zrozumieć dotychczas niezrozumiałe. {warnings!: bnha; bxb: tododeku; au!:...